Cały kraj wciąż żyje sprawą zaginionego małżeństwa z Mokotowa. Aneta i Adam Jagła opuścili swoje mieszkanie w nocy z 20 na 21 maja i nie wrócili. Swoim synom - w wieku 15 i 17 lat - zostawili jedynie list o treści: "Chłopcy, jesteście dzielni. Poradzicie sobie w życiu. Jesteśmy z was dumni". W sprawie jest kilka tropów, jednak do tej pory nie udało się odszukać zaginionych rodziców. Jak zauważa jednak policjant Andrzej Mroczek w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", prokuratura nie postawiła małżeństwu żadnych zarzutów. W związku z tym funkcjonariusze mogą działać na zawężonym polu, korzystając z "bardzo wąskiego wachlarza metod i środków operacyjnych".
O to, jakie mogą być przyczyny ucieczki rodziców, zapytaliśmy psychologa dziecięcego Igora Wiśniewski. - Obszarów i przyczyn możliwości, dla których mogło się tak stać, jest wiele. Dopiero po ustaleniu tych przyczyn będzie można szerzej o tym mówić. Natomiast jest to niewątpliwie bardzo przykra i trudna sytuacja - komentuje psycholog w rozmowie z Gazeta.pl.
Zapytaliśmy też jakie konsekwencje u dzieci może przynieść takie zachowanie rodziców. - Pierwsze doświadczenie jest traumą polegającą na poczuciu odrzucenia. Analogicznie w przypadku dorosłych dużo mówi się teraz o ghostingu [znikanie bez słowa - red.], tutaj w wypadku dzieci znikają dwa obiekty bezpieczeństwa. Czasami tak porzucają tatusiowie lub mamy, kiedy znajdują nowych partnerów i zapominają o tym, że mają dziecko. Tu jest sytuacja skrajnie niecodzienna - podkreśla psycholog.
Psycholog podkreśla także, że wiek nie jest czynnikiem, który warunkuje stopień traumy wywołanej u dzieci. - Dziecku jest łatwiej w takim przypadku jeśli chodzi o wykonywanie podstawowych czynności życiowych. Natomiast emocjonalnie jest to jeden z najtrudniejszych etapów rozwojowych [wiek 15-17, w jakim znajdują się chłopcy - red.], gdzie może dojść do szeregu zaburzeń w rozwoju tożsamości. Taki bodziec traumatyzujący może wygenerować różnego rodzaju impulsy, o których do tej pory nie myśleliśmy - destrukcyjne sposoby radzenia sobie z rzeczywistością - zauważył Wiśniewski.
Ekspert wyjaśnił, że starsze rodzeństwo może, ale nie musi czuć się w obowiązku, by opiekować się młodszym. - Jeżeli rodzice długotrwale przejawiali zachowania, które nie wpisują się w kanwę roli rodzica, to mogłoby się tak stać, że starszy nauczył się od pewnego czasu, że na wypadek nieprzewidzianych zachowań swoich rodziców, on przejmuje pieczę nad młodszym. Natomiast jeśli jest to proces nagły, to wszystko zależy od dynamiki relacji, jaka miała miejsce między chłopcami - powiedział psycholog.
Ekspert zauważa, że zarówno, dla dzieci w okresie adolescencji, jak i tych młodszych, rodzice kreują poczucie bezpieczeństwa w danym ognisku domowym i wyznaczają jego poziom, co dziecko potem wynosi "w świat". - To poczucie bezpieczeństwa może się objawiać zarówno w osobistym doświadczeniu, jak i natężeniu poziomu lęku w nas samych w przypadku przyziemnych czynności takich jak np. wejście do parku linowego czy przejście przez jezdnię na pasach. Ten lęk, który ma nas za zadanie chronić i jest potrzebny, jednak może on zostać wzbudzony do kategorii zaburzeń. Dostrzegam tutaj możliwość genezy zachowania rodziców także w czynnikach chorobowych - powiedział Wiśniewski, podkreślając, że "wraz z chorobą jednego z członków choruje cały system rodzinny".
Psycholog zwraca uwagę, że jedną z hipotez może być założenie, że u jednego z rodziców mogło dojść do psychozy indukowanej (psychoza urojeniowa powstająca u osoby zdrowej jako skutek wpływu wywieranego na nią przez zaburzenia występujące u osoby chorej). - Jeżeli jednak tak się nie stało, to zakładam, że różne zaburzenia w postaci rodzicielstwa miały miejsce już dużo wcześniej. Trudno jest mówić o bezpośrednim oddziaływaniu zerwanej więzi i porzucenia dzieci, jeżeli nie występuje czynnik chorobowy u rodzica w tym przypadku. Dzieci prawdopodobnie mogły doświadczać już innych trudnych doświadczeń w przeszłości - mówi ekspert.
Ekspert zaznacza, że nie wiadomo czy w rodzinie pojawiały się w przeszłości interwencje. Jak mówi Wiśniewski, w sytuacjach znanych z placówek opiekuńczo-wychowawczych, zniknięcie rodziców nie jest nietypowym zdarzeniem. - Gdyby przyjąć założenie, że rodzice "starają się", aby dzieci im odebrano, ale system nic nie robi, to "biorą sprawy w swoje ręce" - wyjaśnia psycholog, zwracając uwagę, że w tym przypadku nie da się klarownie zbadać sprawy i postawić jednoznacznej diagnozy z uwagi na brak kluczowych informacji.