"Kwestie zasięgów radarowych, wysokości wykrycia obiektu, jakie procedury obrony powietrznej zostały zastosowane, jak wyglądają pętle decyzyjne i jakie jest tempo ich zamknięcia" - wszystkie te elementy wymienił szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera zapytany w wywiadzie dla "Wprost" o konflikt między generałami i ministrem obrony narodowej. Chodzi o odnalezioną pod Bydgoszczą rakietę, która z radarów polskiej armii zniknęła w grudniu, a którą przypadkowa osoba znalazła w kwietniu.
W systemie państwa obowiązuje zasada cywilnego zwierzchnictwa nad armią i nie jest ona realizowana w mediach. Wszelkie dyskusje mogą mieć miejsce na przykład tutaj, w sali Biura Bezpieczeństwa Narodowego i powinny być objęte klauzulami. Z całym szacunkiem dla potrzeby szerokiego informowania społeczeństwa, to akurat nie jest temat do debaty publicznej
- zamknął temat Siewiera.
Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego zaznaczył, że Polska nie jest zaangażowana w konflikt zbrojny, ale jest krajem przyfrontowym. "Wiara, że skutki wojny na taką skalę, jak w Ukrainie, nie dosięgną Polski, jest naiwnością. Myślę, że obywatele mają świadomość, że efekty wojny mogą dotykać i dotykają wszystkie państwa regionu. Skutki ekonomiczne są wycinkiem. Spektrum konsekwencji i ryzyk jest większe, czego przykładem jest tragedia w Przewodowie i incydent z obiektem wojskowym znalezionym pod Bydgoszczą. Nie zdradzę tajemnicy, mówiąc, że w kontekście rosyjskiej agresji na Ukrainę, liczyliśmy się z o wiele bardziej kryzysowymi scenariuszami" - przyznał Siewiera Zapytany o to, kto zawinił w sprawie niepoinformowania najważniejszych osób w państwie w sprawie rakiety, obiektu wojskowego pod Bydgoszczą, przyznał, że odpowiedź "wymaga analizy wielu procedur dotyczących, chociażby przepływu informacji między instytucjami, osobami w tych instytucjach oraz sojusznikami".
Kluczowe dla tej kwestii jest nie tylko kto, ale też, o czym informował - o odbiciu radarowym, naruszeniu przestrzeni powietrznej, rakiecie. Natomiast ocena, czy ktoś nie dopełnił obowiązków, jest zadaniem prokuratury, nie szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego
- uzupełnił Siewiera.
Szef MON-u Mariusz Błaszczak również nie uważa, aby sprawa rakiety pod Bydgoszczą miała być przedmiotem publicznych dyskusji, ani nawet informowania przedstawicieli władzy. W czwartek w Sejmie odbyło się wspólne posiedzenie komisji obrony narodowej i komisji ds. służb specjalnych. Punkt obrad był jeden: informacja Ministra Obrony Narodowej na temat bezpieczeństwa Polski w związku z odnalezieniem szczątków rakiety pod Bydgoszczą. - Myśmy obradowali w trybie niejawnym, więc teoretycznie nie powinienem o tym mówić, ale to był kabaret, a kabaret nie może być niejawny - tak o spotkaniu mówił członek komisji obrony narodowej Andrzej Rozenek w TVN24. Poseł PPS komentował wyjątkowo krótki pobyt Mariusza Błaszczaka, który poinformował parlamentarzystów o przyznanej mu nagrodzie "Człowieka Roku".
Przypomnijmy, że we wtorek rzecznik PO Jan Grabiec przekazał, że wniosek o wotum nieufności wobec szefa MON jest przygotowany i zostanie złożony najprawdopodobniej po czwartkowym posiedzeniu komisji obrony. Podobne deklaracje padły ze strony szefa klubu KO Borysa Budki. - Czekamy na komisję, która odbędzie się 25 maja, to jest komisja obrony narodowej, od wyników tej komisji uzależniamy, kiedy położymy ten wniosek - powiedział Budka. - To jest absolutnie nieodpowiedzialny minister, który próbował swoją winę zrzucić na polskich generałów - dodał.
Pod koniec kwietnia Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało o znalezieniu pod Bydgoszczą "szczątków niezidentyfikowanego obiektu wojskowego", który spadł tam pod koniec grudnia. Potem szef MON Mariusz Błaszczak przekazał, że nie został wówczas poinformowany o obiekcie przez Dowódcę Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Tomasza Piotrowskiego. Generał opublikował później oświadczenie, w którym zaapelował o rozsądek i "ważenie emocji".
Porannej Rozmowy i Zielonego Poranka możecie słuchać też w wersji audio w dużych serwisach streamingowych, np. tu: