Organizatorzy Olsztyńskiego Marszu Równości: Uczestniczka została postrzelona z wiatrówki w głowę

Katarzyna Rochowicz
W sobotę 20 maja ulicami Olsztyna przeszedł III Marsz Równości. Wydarzenie odbyło się pod hasłem "Wszyscy chcą kochać". Po zakończeniu marszu miało dojść jednak do niebezpiecznego incydentu. Organizatorzy opublikowali oświadczenie, w którym przekazano, że jedna z uczestniczek została postrzelona w głowę z wiatrówki.
Zobacz wideo Dariusz Joński gościem Porannej rozmowy w Gazeta.pl

"Zostałyśmy poinformowane przez uczestniczkę III Olsztyńskiego Marszu Równości, że przed godz. 17:00 na ul. Gałczyńskiego w Olsztynie została postrzelona z wiatrówki w głowę. Szła wraz z przyjaciółką na afterparty i niosła ze sobą plastikowy trzonek owinięty tęczową flagą. Na całe szczęście żyje i wyszła już ze szpitala. Zaoferowałyśmy jej pomoc prawną oraz psychologiczną i jesteśmy z nią w kontakcie" - poinformowały na Facebooku organizatorki Olsztyńskiego Marszu Równości.

Działacze dodają, że "policja nie łączy postrzelenia z Marszem". "(...) Bezgranicznie potępiamy przemoc kierowaną wobec społeczności osób LGBTQIA+ i osób sojuszniczych. Z tym właśnie mierzymy się w całej Polsce, w tym w Olsztynie. Tu jest nasz dom i mamy prawo czuć się w nim bezpiecznie. Nie zastraszycie nas!" - piszą.

Sprawca nie został odnaleziony. Policja nie łączy postrzelenia z marszem. Organizatorzy proszą, aby osoby, które posiadają informacje na temat tego zdarzenia, zgłosiły się na policję.

"Olsztyński Marsz Równości został zainicjowany 12 sierpnia 2018 roku przez Agatę Szerszeniewicz i już rok później po raz pierwszy w historii województwa warmińsko-mazurskiego przeszedł ulicami Olsztyna. Grupę Olsztyńskiego Marszu Równości tworzą współorganizatorki, które podejmują działania wraz z osobami wspierającymi Marsz, zaprzyjaźnionymi instytucjami i organizacjami" - pisze o marszu "Gazeta Olsztyńska".

Ranking Rainbow Europe Polska najbardziej homofobicznym krajem w UE. Gorzej tylko poza Unią

Niebezpieczne incydenty podczas marszów równości

Przypomnijmy, że w 2019 roku, przed pierwszym marszem w Białymstoku we wszystkich lokalnych kościołach odczytano odezwę abp. Tadeusza Wojdy, w której stwierdzał, że jest to "inicjatywa obca podlaskiej ziemi", przekonywał, że podczas marszów równości profanowane są święte symbole, szydzi się z wartości chrześcijańskich i apelował, by nie być wobec tych faktów obojętnymi. Marsz, zgodnie z życzeniem biskupa, próbowano zablokować i doszło do ataków fizycznych i słownych na jego uczestników. Ostatecznie policja ustaliła tożsamość 140 osób, które złamały prawo. Większość z nich ukarano za wykroczenia, części postawiono zarzuty karne. Sprawca dotkliwego pobicia nastolatka usłyszał wyrok roku i dwóch miesięcy więzienia w zawieszeniu.

We wrześniu tego samego roku doszło również do niebezpiecznego incydentu. Na marsz równości w Lublinie 21-letnia Karolina S. i 27-letni Arkadiusz S. przynieśli własnej roboty materiały wybuchowe, złożone m.in. z opakowań gazu do zapalniczek i petard hukowych. Zdaniem biegłych materiały odpalone w tłumie mogłyby zabić uczestników marszu. Parę zatrzymano jednak chwilę przed jego rozpoczęciem. Para usłyszała wyrok 12 miesięcy pozbawienia wolności. W sądzie Arkadiusz S. tłumaczył, że "jest za Polakami i rodziną", a wartości rodzinne, to dla niego "chłopak i dziewczyna".

Więcej o: