Szczątki rosyjskiej rakiety spod Bydgoszczy hitem wśród turystów. Ludzie je zbierają "na pamiątkę"

Pod Bydgoszczą, w pobliżu miejsca, gdzie spadła rosyjska rakieta rozwija się "turystyka rakietowa" - ludzie z całej Polski przyjeżdżają szukać szczątków. Gdy jednak dziennikarka "Newsweeka" postanowiła oddać je policji, ta nie wiedziała, co zrobić. W końcu elementy przyjęło wojsko, ale też było mocno zaskoczone.

Miejsce w lesie, gdzie w Zamościu pod Bydgoszczą znaleziono szczątki rakiety, jest teraz "turystyczną atrakcją". Ludzie przychodzą tam w poszukiwaniu kawałków "na pamiątkę". Małgorzata Święchowicz, dziennikarka "Newsweeka", również była na miejscu i zebrała 122 elementy z rozbitej rakiety. - Stało się dla mnie jasne, że nie jest to zabezpieczone i lepiej je pozbierać - opowiada. Znalazła m.in. coś, co wygląda jak wtyczka z wiązką kabli, kawałki płytek obwodu drukowanego i elementy obudowy. Dziennikarka zaniosła części do najbliższej komendy powiatowej policji w Nakle nad Notecią. Usłyszała tam od funkcjonariuszy: "My tylko zabezpieczaliśmy teren. Wydaje mi się, że to by trzeba było dostarczyć żandarmerii, ale proszę poczekać". Policja, jak relacjonuje, stwierdziła w końcu, że elementów "nie zabezpieczy". 

Zobacz wideo Skrót spotkania Tuska. Tajemnicza głowica od rakiety, Tusk chcący zrobić krzywdę i Morawiecki nazwany "bambikiem"

"Turystyka rakietowa" kwitnie

Do zabezpieczenia terenu również można mieć zastrzeżenia. W końcu, jak opisuje Święchowicz, ona nie miała problemu z dostaniem się do lasu. Relacjonuje, że na sośnie, którą wojsko ścięło, gdy podnosiło pocisk, położono zwierzęcą czaszkę i przyczepiono tabliczkę: "To miejsce upadku ruskiej rakiety oraz miejsce kompromitacji naszej obrony przeciwlotniczej". Co więcej, w okolicy lasu w Zamościu są strzałki kierujące przyjezdnych w miejsce, gdzie spadła rakieta. Paradoksem jest też, że obecnie elementów nie szuka wojsko, ani policja tylko cywile. Święchowicz, która pozbierała kawałki, zgodnie z tym, co zasugerowała jej policja, pojechała do żandarmerii. Spędziła tam dwie godziny, ale w końcu przyjęto od niej elementy. "Wychodzę, mając wrażenie, że przetarłam jakiś nieznany wcześniej szlak" - opisuje dziennikarka i dodaje, że choć minęły trzy tygodnie od wielkiej akcji służb, w lesie kwietnie "turystyka rakietowa", ponieważ wciąż da się znaleźć tam odłamki. 

Prokuratura Krajowa przejmuje śledztwo

Rzecznik Prokuratury Krajowej Łukasz Łapczyński poinformował w piątek, że śledztwo w sprawie znalezionych w lesie pod Bydgoszczą szczątków obiektu powietrznego przejął Mazowiecki Wydział Zamiejscowy PK. Od końca kwietnia zajmował się nim wydział wojskowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Prok. Łapczyński przekazał, że postępowanie będzie prowadzone przez prokuratorów zajmujących się sprawą napaści Rosji na Ukrainę. "Formalnie będzie to jednak odrębne postępowanie, w ramach którego podjęte zostaną czynności dowodowe. Celem prokuratorów jest ustalenie okoliczności zdarzenia związanego z ujawnieniem szczątków obiektu powietrznego w lesie w okolicach Bydgoszczy" - dodał rzecznik.

Pod koniec kwietnia resort obrony narodowej poinformował, że w miejscowości Zamość niedaleko Bydgoszczy znaleziono "szczątki niezidentyfikowanego obiektu wojskowego". Obiekt spadł tam w połowie grudnia. Ministerstwo wszczęło w tej sprawie dochodzenie. W ubiegłym tygodniu minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak przedstawił wyniki kontroli. Potwierdził, że pod Bydgoszczą znaleziono szczątki rakiety. Poinformował również, że Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych zaniechał poinformowania ministra obrony narodowej i innych osób oraz służb o pojawieniu się w polskiej przestrzeni powietrznej niezidentyfikowanego obiektu. Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych, generał Tomasz Piotrowski opublikował z kolei oświadczenie, w którym zaapelował o rozsądek i "ważenie emocji".

Więcej o: