Bronisław Komorowski był gościem programu "Prezydenci i Premierzy" w Polsacie News. Pytanie dotyczyło afery wywoływanej rakietą, która została odnaleziona w lesie w Zamościu pod Bydgoszczą. Zdaniem byłego prezydenta RP polski rząd powinien zastanowić się, jak podejmowane przez władze decyzje będą odbierane m.in. w Moskwie.
Według polityka sytuacja ta wysłała na Kreml bardzo jasny sygnał dotyczący tego, że polski system ochrony przeciwlotniczej nie działa. Tak samo zresztą uważa o procedurach bezpieczeństwa, które nie były na tyle skuteczne, by odnaleźć fragmenty rakiety w grudniu 2022 roku, a nie w kwietniu 2023 roku.
- Według mnie Rosjanie wiedzą w tej chwili, że nie mamy systemu rozpoznania, systemu obrony przed tego rodzaju systemami. Wiedzą, że procedury zostały zlekceważone - powiedział Bronisław Komorowski. - Udawanie, że nic się nie zdarzyło oznacza tyle, że Rosjanie dostali sygnał, że mogą sobie z Polską pozwolić na wiele więcej niż do tej pory - dodał dalej.
Według Komorowskiego brak decyzji o tym, by zestrzelić rakietę po tym, jak polskie wojsko otrzymało sygnał z Ukrainy o obiekcie zbliżającym się do polskiej przestrzeni powietrznej lub chociaż o pełnym zabezpieczeniu miejsca upadku, to kwestia nie tylko dotycząca Polski, ale też krajów Sojuszu Północnoatlantyckiego.
- Rosja przetestowała polski system, on się kompletnie nie sprawdził. Nie tylko polski, NATO-wski również. To są pytania do NATO, bo decyzje o uruchomieniu procedury zestrzelenia takiego obiektu są podejmowane w ramach NATO w Niemczech - wyjaśnił były prezydent. Jak zauważył, strona polska własnymi siłami nie mogłaby zareagować "odpowiednio", czyli zestrzeleniem rakiety, ponieważ "nie ma czym" tego zrobić.
Komorowski zwrócił uwagę także na działalność polityczną władz i brak odpowiedniej reakcji na ten incydent. - Rosjanie widzą, że nie było żadnej reakcji w obszarze wojskowym i nie ma żadnej reakcji, przez tyle miesięcy, w obszarze czysto politycznym - podkreślił.