8-letni Kamil z Częstochowy zmarł w poniedziałek, o czym poinformowali lekarze i zespół Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach, gdzie skatowany chłopiec przebywał od ponad miesiąca. Według doniesień medialnych chłopiec już wcześniej próbował uciec z domu. Jak głoszą nowe informacje podane przez PAP, sąd w Częstochowie trzykrotnie zajmował się sprawą rodziny 8-latka. - Ze sprawozdań kuratora i MOPS wynika, że nigdy wcześniej nie stwierdzono w tej rodzinie przypadków przemocy fizycznej ani psychicznej nad dziećmi, jak również nie stwierdzono żadnego problemu z nadużywaniem alkoholu - poinformował rzecznik Sądu Okręgowego w Częstochowie Dominik Bogacz.
W sierpniu ubiegłego roku częstochowski sąd stwierdził brak podstaw do wydania zarządzeń opiekuńczych ws. chłopca i jego rodzeństwa. Jak przekazał sędzia Dominik Bogacz, postępowanie dotyczyło wszystkich dzieci. - Z powodów proceduralnych co do dwójki dzieci zostało zakończone postanowieniem o stwierdzeniu braku podstaw do wydania zarządzeń opiekuńczych, a w pozostałej części umorzeniem postępowania. Postanowienie to nie zostało zaskarżone, nie sporządzono jego pisemnego uzasadnienia i uprawomocniło się w pierwszej instancji - przekazał.
Wcześniej, w 2019 roku, z powodu informacji policyjnej o samotnym Kamilu na ulicy zauważonym przez przechodnia również toczyło się postępowanie z urzędu. Jednak sąd stwierdził brak podstaw do wydania zarządzeń opiekuńczych wobec dzieci. Pierwsze postanowienie zapadło cztery lata wcześniej, w 2015 roku. - Postanowieniem tym Sąd Rejonowy w Częstochowie ograniczył władzę rodzicielską poprzez nadzór kuratora nad Magdaleną B. i jej ówczesnym mężem Arturem M. - powiedział Dominik Bogacz. Jak dodał, ze sprawozdań kuratora i informacji MOPS-u wynikało, że "nigdy nie stwierdzono w tej rodzinie przypadków przemocy fizycznej ani psychicznej nad dziećmi, jak również nie stwierdzono żadnego problemu z nadużywaniem alkoholu".
Jak informowaliśmy, według doniesień TVN24 istniała "ogromna szansa na uratowanie dziecka". - 30 marca, dzień po skatowaniu ośmioletniego Kamila, do drzwi mieszkania zapukało dwóch pracowników socjalnych. Jeżeli służby by ze sobą współpracowały, to ten chłopiec 30 marca powinien być z tego mieszkania wyciągnięty - powiedziała na antenie Małgorzata Goślińska z TVN24, dodając, że nie wiadomo jak wizyta pracowników się zakończyła. Dziennikarka przekazała, że pracownicy socjalni nie wiedzieli, że chłopiec został skatowany. Z kolei szkoła wiedziała, że Kamil nie przyjdzie na zajęcia, ponieważ - jak przekazała matka - zdarzył się nieszczęśliwy wypadek i dziecko oblało się gorącą herbatą. Jak dodała Goślińska, gdyby pracownicy socjalni współpracowali ze szkołą, to dowiedzieliby się o sytuacji. Mogliby zweryfikować, czy matka faktycznie udała się z dzieckiem do lekarza. - To był bardzo ważny moment dla Kamila. On nie był w żaden sposób opatrzony po tym, jak został skatowany. W rany wdało się zakażenie, obejmowało coraz większą część organizmu. W tym momencie była jeszcze ogromna szansa, żeby to dziecko uratować. Nie wiemy, co tam się podziało 30 marca. To jest jeden z momentów, które pokazują, że służby słabo ze sobą współpracują - zaznaczyła dziennikarka TVN24.