Generał Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, był gościem "Faktów po Faktach" na antenie TVN24. Podczas programu dyskutowano na temat rakiety znalezionej w lesie pod Bydgoszczą oraz słów ministra obrony Mariusza Błaszczaka. Przypomnijmy: wicepremier stwierdził, że "dowódca operacyjny zaniechał swoich instrukcyjnych obowiązków", nie informując ani jego, ani Rządowego Centrum Bezpieczeństwa i innych służb o szczątkach rakiety.
- Nie przekonuje mnie interpretacja ministra obrony narodowej. Nie chce mi się wierzyć, żeby tak doświadczony żołnierz jak [Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych - red.] generał [Tomasz - red.] Piotrowski zachował się w ten sposób. To jest jedna z najbardziej bulwersujących historii wojskowych, z jakimi się ostatnio spotkałem, żeby rakieta wpadła na terytorium Polski, zginęła na kilka miesięcy i nikt się nią nie przejmował. Brzmi to bardzo niewiarygodnie - powiedział generał Stanisław Koziej. Jak dodał, "jest tu zbyt dużo sprzecznych informacji". - Gotów byłbym bardziej wierzyć żołnierzom, którzy działają w pewnych procedurach niż oświadczeniu polityka - stwierdził Koziej.
Wicemarszałek Senatu Michał Kamiński, drugi gość programu, stwierdził z kolei, że politycy obecnie "dokonują zamachu na polski mundur". - Każdy normalny Polak uwierzy żołnierzowi Rzeczpospolitej, a nie żołnierzowi Kaczyńskiego, jakim jest minister obrony narodowej - powiedział. Polityk został zapytany także, czy w zaistniałej sytuacji powinno się wezwać rosyjskiego ambasadora do polskiego MSZ. - To jest oczywiste dla każdego. Tyle, że jeśli zostanie wezwany teraz, to nie chciałbym być w roli żadnego polskiego urzędnika, bo ten dość podły rosyjski dyplomata na pewno będzie się ironicznie uśmiechał, gratulując odnalezienia rosyjskiej rakiety po pół roku jakiemuś polskiemu turyście - stwierdził Kamiński.
Koziej: Mogliśmy ten fakt wykorzystać, ale nie wykorzystaliśmy ze względów wizerunkowych
Generał Koziej powiedział także, że system obrony powietrznej Polski stanowi "pewną zagadkę", ponieważ działamy w tym systemie we współpracy z NATO. - Zakładam, że to był przypadek i [rakieta - red.] wleciała w naszą przestrzeń. Ale na rozegraniu tego faktu skorzystała tylko Rosja: przekonała się, że jest dziura w systemie obrony powietrznej NATO-Polska, a przynajmniej na tym kierunku, gdzie ta rakieta leciała. A po drugie, że przez tyle czasu nikt jej nie znalazł. Mogliśmy ten niebezpieczny dla nas fakt wykorzystać w ramach Sojuszu [NATO - red.] na argumentację do zwiększenia obrony na wschodniej flance, a tego nie wykorzystaliśmy ze względów, podejrzewam, czysto propagandowych i wizerunkowych - stwierdził generał Koziej.