22-letni Michał M. (nie zgodził się na podawanie nazwiska w publikacjach na temat sprawy) został zatrzymany wraz z kolegą Michałem Sz. 27 stycznia ubiegłego roku na jednej z warszawskich ulic. Policja znalazła u mężczyzn woreczki z "zielonobrunatnym suszem". W przypadku Maty było to 1,45 g, a jego znajomego - 0,39 g marihuany. Śledczy wyliczyli, że przekładało się to odpowiednio na "od dwóch do pięciu porcji handlowych" i "jedną porcję handlową".
Ostatecznie pod koniec maja 2022 r. prokuratura skierowała do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa akt oskarżenia. Mężczyźni mieli odpowiadać za posiadanie środków odurzających, za co groziło im do trzech lat więzienia. W lutym tego roku Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa umorzył postępowanie wobec Maty i jego kolegi. Decyzja zapadła na podstawie art. 62a ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Mówi on o tym, że można podjąć taką decyzję, jeśli ilość substancji jest "nieznaczna" i jest ona przeznaczona na własny użytek. Prokuratura złożyła wtedy zażalenie. Śledczy domagali się ponownego rozpoznania sprawy. Sąd Okręgowy w Warszawie podtrzymał w czwartek decyzję sądu niższej instancji, uznając tym samym, że była prawidłowa.
- Przyjąłem to orzeczenie z dużą satysfakcją. W uzasadnieniu sąd powtarzał nasze argumenty, które przekazywaliśmy prokuraturze od samego początku. Sprawa mogła zakończyć się umorzeniem po dwóch tygodniach, a trwa kolejny rok z zaangażowaniem sądów dwóch instancji, prokuratury i policji - skomentował w czwartek w rozmowie z Gazeta.pl mec. Rafał Karbowniczek, pełnomocnik Maty.
- Argumentacja prokuratury odbiegała w dużej mierze od zarzutu, skupiała się na zachowaniu i wypowiedziach mojego klienta po całym zdarzeniu. Tymczasem kryteria społecznej szkodliwości czynu są jasno wskazane w kodeksie karnym. Tam nie ma mowy o zachowaniu po, w perspektywie oceny tej sytuacji jest to bez znaczenia. I sąd to potwierdził - zaznaczył adwokat.
Portal Gazeta.pl dotarł także do samej treści zażalenia, które składała prokuratura w tej sprawie. Według prokuratury doszło do "błędu w ustaleniach faktycznych". Śledczy wskazali w zażaleniu, że wyjaśnienia Maty i jego kolegi odnośnie znalezienia marihuany są "niewiarygodne". Młodzi mężczyźni twierdzili bowiem, że znaleźli ją na ławce w centrum Warszawy.
Wymienieni, nawet uznając, że ich wyjaśnienia są zgodne z prawdą, zaakceptowali fakt, że sięgają po środki odurzające. Uwadze nie może również umknąć postawa Michała M., który, jako osoba publiczna, bez wątpliwości mająca wpływ na kształtowanie zrzeszającego wokół siebie młodego społeczeństwa, kilka dni po zatrzymaniu w niniejszej sprawie, wzywał publicznie do podjęcia działań mających na celu doprowadzenie do zalegalizowania posiadania środków odurzających w postaci marihuany
- czytamy. Według prokuratury "zachowanie podejrzanych prowadzi do wniosku, że konieczne jest podjęcie próby kształtowania ich odpowiedniej postawy w drodze działań zapobiegawczych i wychowawczych".
Mokotowska prokuratura zaznaczyła również w swoim wniosku, że sądy "wielokrotnie" orzekały kary wobec osób, które miały podobną lub nawet mniejszą ilość środków odurzających. Na dowód przytoczyła orzeczenia w siedmiu innych sprawach. Rzecz w tym, że niektóre z nich w ogóle nie są podobne do tej, która dotyczyła Michała M. i Michała Sz.
Prokuratura ani słowem nie wspomina, że mężczyzna został skazany także na 3 lata więzienia za udział w międzynarodowym transporcie 9 kilogramów konopi. Wrocławski sąd wyraźnie wskazał, że ze względu na te okoliczności musi ukarać mężczyznę również za posiadanie niewielkiej ilości marihuany.
I znów, prokuratura, wspominając o tym orzeczeniu w kontekście Maty, nie dodała, że ten sam mężczyzna prowadził auto pod wpływem narkotyków (amfetamina w stężeniu 23,6 ng/ml i metaamfetamina w stężeniu 245,1 ng/ml), za co skazano go na kolejne 4 miesiące prac społecznych. Kara łączna to 7 miesięcy.