Mieszkali z oprawcą Kamila, ale "nic nie wiedzieli". Wuj "był w pracy", ciotka "w swoim pokoju"

- Widziałem Kamilka i pytałem się, dlaczego jest taki czerwony na twarzy. Nie wiedziałem, że jest poparzony, bo był ubrany - tłumaczył w rozmowie z reporterką ''Uwagi!'' Wojciech J., wujek 8-letniego Kamila z Częstochowy. W mieszkaniu w momencie znęcania się nad dzieckiem przebywała ciotka chłopca, ale jak przekonuje, niczego nie słyszała, bo "była wtedy w swoim pokoju".

W poniedziałek 8 maja Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka im. św. Jana Pawła II w Katowicach poinformowało o śmierci ośmioletniego Kamila z Częstochowy, który przez miesiąc walczył o życie. Chłopiec trafił pod opiekę lekarzy po tym, jak został skatowany przez ojczyma. Mężczyzna został już zatrzymany w sprawie wraz z matką chłopca. Kamil nie mieszkał jednak tylko z ojczymem i matką. W dwupokojowym mieszkaniu była też piątka jego rodzeństwa, wujek, ciotka, i dwójka ich dzieci. 

Zobacz wideo "W Polsce jest przyzwolenie na bicie dzieci"

8-letni Kamil został skatowany przez ojczyma. Wuj tłumaczy, że był w pracy, ciotka "w swoim pokoju"

Z wujkiem zmarłego chłopca rozmawiała w środę reporterka "Uwagi!". - Cały dzień byłem w pracy. Widziałem Kamilka i pytałem się, dlaczego jest taki czerwony na twarzy. Nie wiedziałem, że jest poparzony, bo był ubrany. Matka mi powiedziała: "On wodą się poparzył" - mówił Wojciech J. Mężczyzna przekonywał, że nie było go w domu, gdy dziecko było torturowane przez swojego ojczyma. - Mnie nie było, ja tego nie widziałem, bo bym nie pozwolił na to. Nie było żadnych krzyków, żeby on coś normalnie powiedział, żeby zapłakał - stwierdził. Dziennikarka "Uwagi!" zwróciła się także do ciotki Kamila, która powiedziała, że była wtedy w domu, ale przebywała "w swoim pokoju".

Wuj chłopca Wojciech J. zeznał, że stan Kamila pogarszał się z dnia na dzień, jednak mimo jego rad, Magdalena B. nie pojechała z ośmiolatkiem do szpitala. Na początku kwietnia B. pozwoliła się spotkać biologicznemu ojcu z Kamilem. To właśnie pan Artur zadzwonił po pomoc, dzięki czemu chłopiec został przetransportowany śmigłowcem LPR do szpitala i wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej.

Tragedia 8-letniego Kamila z Częstochowy. Sąsiedzi mówią o Dawidzie B., że "uwziął się" na dziecku

Wiadomo, że rodzina Kamila miała założoną Niebieską Kartę oraz miała nadzór kuratora. Sąsiedzi, którzy rozmawiali z dziennikarzami TVN24, twierdzą jednak, że po szóstce dzieci, które mieszkały razem z 27-letnim Dawidem B. i 35-letnią Magdaleną B., podobno nie było widać śladów przemocy. - To widać po dzieciach, kiedy są bite. Są zgaszone, zgnębione. One takie nie były. W miarę ubrane, nieoberwane - przekazała jedna z sąsiadek. Jak jednak dodała, dzieci często przeklinały. - Matka nigdy nie mówiła do nich normalnie. Jakby szczekała: "Chodź tu! Nie chodź! Nie rób! Uh! Uh!". Idąc do sklepu, spojrzałam kiedyś przez ich okna. Obrazek jak z wysypiska śmieci. Stosy łachów. Okna brudne. Dwie kobiety w domu i taki bałagan. O gotowaniu chyba nie miały pojęcia. Codziennie w porze obiadu podjeżdżał catering z dobrej restauracji. Więc były jakoś odżywiane te dzieci. Pomyślałam: nie jest im chyba tak źle - powiedziała w rozmowie dla TVN24.

Inny sąsiad przyznał, że dzieci uciekały z domu, jednak sądził, że to dlatego, że nie były puszczane na dwór i chciały po prostu pobyć na "świeżym powietrzu". - One praktycznie w ogóle nie wychodziły z domu - mówił. Następnie dodał, że policja zaczęła się przyglądać rodzinie po jednej z ucieczek Kamila. - Podobno była sprawa, mieli im dzieci odebrać za niedopilnowanie. Dlatego Dawid uwziął się na Kamila. On swoje dzieci kochał i szanował, a resztę traktował, jakby miał nimi zamiatać. Nie miał do nich uczuć, nie związał się z nimi, takie popychadła to były dla niego, a Kamilowi obrywało się za te ucieczki - powiedział sąsiad rodziny. 

Prokuratura: Dawid B. polewał Kamila wrzącą wodą, rzucał nim na podłogę, uderzał prysznicem

W środę prokurator Krzysztof Sierak podczas konferencji prasowej przedstawił nowe ustalenia śledczych, którzy prowadzą sprawę po śmierci 8-letniego Kamila z Częstochowy. - W toku dotychczas przeprowadzonych czynności w postępowaniu bezsprzecznie ustalono, że 29 marca 2023 r. ojczym dziecka Dawid B. siłą zabrał dziecko pod prysznic, rozebrał i polewał wrzącą wodą, rzucał nim na podłogę oraz uderzał prysznicem, a następnie zabrał do kuchni, gdzie rzucił o rozgrzany piec węglowy. Powodem tego zachowania było rzucenie przez dziecko telefonem sprawcy ze stołu na podłogę. Dziecko doznało ciężkich obrażeń zagrażających życiu, w szczególności rozległych ran oparzeniowych drugiego i trzeciego stopnia w zasadzie większej części ciała. Jak ustalono, po zdarzeniu przez okres pięciu dni nikt nie udzielił dziecku pomocy. Dopiero 3 kwietnia ojciec Kamila podczas odwiedzin wezwał pogotowie - przekazał prokurator.

Zmiana zarzutów wobec ojczyma i matki Kamila. "Dokonanie zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem"

- Ustalenia i wnioski posekcyjne jednoznacznie pozwalają na zmianę zarzutów podejrzanym. Wobec ojczyma na zarzuty dokonania zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, a wobec matki rozważane jest uzupełnienie zarzutu o pomocnictwo w zabójstwie - dodał. Prokurator przedstawił także Dawidowi B. zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad pasierbem poprzez bicie i kopanie po całym ciele oraz przypalanie papierosami. Wcześniej minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro przekazał, że śledztwem zajmie się teraz prokuratura regionalna w Gdańsku.

Więcej o: