Błaszczak marzy o wielkiej armii. Najpierw nauczmy się znajdować lecące przez pół Polski rakiety

Polskie Wojska Lądowe za dwa lata będą najpotężniejsze w Europie - powtarza po raz kolejny Mariusz Błaszczak. To nic innego jak narracja w stylu "Silni, zwarci i gotowi", która w 1939 roku przyczyniła się do naszej klęski. Jednocześnie wiele wskazuje na to, że przez pół roku nie potrafiliśmy znaleźć obcej rakiety, która przeleciała przez pół kraju. Pracy przed nami mnóstwo.

Minister obrony zaczął mówić o naszej nadchodzącej potędze w połowie kwietnia, w wywiadzie dla Polskiego Radia. Teraz, po powrocie z wizyty w USA i Kanadzie, powtórzył swoje przesłanie.

Jesteśmy na dobrej drodze, tak zakładam, żeby w ciągu dwóch lat stworzyć najsilniejszą armię lądową w Europie.

Minister zakłada jednak źle, ponieważ to by oznaczało, że w 2025 roku Wojska Lądowe będą silniejsze niż francuska Armee de Terre, a to delikatnie rzecz ujmując bardzo ambitne zadanie. Nie wspominając o mogących być jeszcze na stopie wojennej ukraińskich wojskach lądowych. Warto sobie takie ambitne cele stawiać i marzyć, ale pewna doza realizmu jest jednak konieczna. Bo potem kończy się złudnym poczuciem siły, mogącym prowadzić do samozadowolenia i spoczęcia na laurach.

Zobacz wideo

Liczby na papierze to nie wszystko

Błaszczak w swoich deklaracjach nie mówi, jak mierzy tę "potęgę". Jakie konkretnie czynniki bierze pod uwagę. Mierzenie potencjału sił zbrojnych to ogólnie rzecz biorąc bardzo trudna sprawa, co opisywaliśmy już kiedyś przy okazji rankingu Global Firepower Index. Żadne państwo nie ujawnia szczegółowych danych na temat swojego wojska, a takie kwestie jak poziom wyszkolenia czy jakość dowodzenia bardzo trudno policzyć. Mają one natomiast kluczowe znaczenie jeśli chodzi o skuteczność sił zbrojnych, co świetnie prezentują Rosjanie w Ukrainie.

Na relacjach z przedwojennych ćwiczeń rosyjskiego wojska wszystko było silne, sprawne i gotowe Dlaczego rosyjskie wojsko okazało się słabsze, niż myślano

Minister Błaszczak lubi wspominać o tym, jakie to umowy na dostawy uzbrojenia podpisał i zasygnalizował. Zwłaszcza kiedy chodzi na przykład o czołgi Abrams. Można więc się domyślać, że jego miarą potęgi jest więc właśnie ilość ciężkiego sprzętu. Rzeczywiście Polska kupuje i chce go kupić bardzo dużo. Do końca 2025 roku, ustalonego słowami ministra na moment, kiedy WL będą "najpotężniejsze w Europie", ma przyjechać 180 koreańskich czołgów K2, 116 używanych amerykańskich M1A1 Abrams i pierwsze nowsze M1A2 z 250 zamówionych. Do tego czasu może uda się też zmodernizować do około setki Leopardów 2 do standardu PL. Razem da to około 400 nowoczesnych, albo bardzo bliskich nowoczesności czołgów podstawowych.

Bez wątpienia to najwięcej spośród europejskich członków NATO (Niemcy będą miały może do około 350, Francuzi około 200). Potem ta różnica ma jeszcze rosnąć, bo planem jest posiadać po 2030 roku około tysiąca nowoczesnych czołgów. Podobnie wygląda kwestia na przykład armatohaubic samobieżnych. W 2025 roku polskie wojsko może mieć też znaczną część z 212 zamówionych koreańskich K9 (dostawy do 2026) i nawet ponad setkę z łącznie 170 zamówionych Krabów. Razem da to ponad 200 nowoczesnych armatohaubic. Też wyraźniej więcej niż jakiekolwiek inne europejskie państwo NATO. W innych kategoriach będzie gorzej, bo nie będziemy mieć więcej na przykład nowoczesnych bojowych wozów piechoty, kołowych transporterów opancerzonych, pojazdów rozpoznawczych czy systemów przeciwlotniczych.

Tego rodzaju wyliczanki i porównania są jednak bardzo ułomne, zgodnie z tym co napisałem wcześniej. Czołg czy inny pojazd bez wyszkolonej załogi, działającej w ramach zgranego i dobrze dowodzonego oddziału otrzymującego dobre dane rozpoznania i odpowiednią ilość zaopatrzenia, to tylko kawał bardzo drogiego żelastwa. Przeszkolenie załóg i stworzenie z nich zgranych pododdziałów oraz oddziałów to lata pracy. Na przykład zgodnie ze standardami NATO dla batalionu czołgów (58 maszyn) są to trzy lata. Tak więc zanim te setki naszych nowych czołgów będą w pełni zdatne do wali, musi upłynąć czas. W 2025 roku będą do tego gotowe jedynie częściowo.

Tego rodzaju przykłady można mnożyć. Istota sprawy jest taka, że samo posiadanie na papierze większej liczby czołgów czy armatohaubic od Francuzów, nie uczyni Wojsk Lądowych potężniejszymi od Armee de Terre. Pod tą warstwą papierowej potęgi w 2025 roku polskie wojsko najpewniej dalej będzie zmagało się z szeregiem systemowych problemów. O części z nich, takich jak na przykład jakość wyszkolenia, wyposażenia indywidualnego czy stanu technicznego pojazdów, pisaliśmy już szeroko. Na pewno dalej będzie też problem ze znalezieniem wystarczającej liczby chętnych do służby w gwałtownie rozbudowywanych Siłach Zbrojnych RP.

Przysięga wojskowa żołnierzy dobrowolnej służby zasadniczej Wojna obok nas a z wojska uciekają wyszkoleni żołnierze

Perspektywa jest dobra, pracy mnóstwo

Biorąc to wszystko pod uwagę, deklarację ministra o najsilniejszej armii lądowej w Europie w 2025 roku, należy traktować jako element kampanii politycznej przed nadchodzącymi wyborami. Kwestia dbania o bezpieczeństwo Polski na pewno będzie w nich mocno używana.

Dodatkowo tego rodzaju deklaracje ministra obrony wymownie zbiegają się z kolejnymi doniesieniami na temat tajemniczej rakiety rozbitej w lesie opodal Bydgoszczy. Teraz RMF FM twierdzi, że specjaliści badający wrak wstępnie potwierdzili, że to Ch-55. Czyli rakieta manewrująca opracowana i produkowana w ZSRR, używana przez Rosję do ataków na Ukrainę. Pisaliśmy w minionym tygodniu, jak wiele niewygodnych pytań kryje sobie sprawa tego znaleziska. Nie zauważyliśmy rakiety lecącej przez pół kraju? Gdzie nasz system dozoru przestrzeni powietrznej, który przynajmniej w teorii mamy przyzwoicie rozbudowany?

Nie można przy tym odmówić MON i szerzej rządowi, że ostatnie półtora roku to bardzo gwałtowny skok naprzód w kwestii podnoszenia potencjału naszych sił zbrojnych. Znaczne podniesienie wydatków na ten cel, szereg dużych umów na zakupy uzbrojenia i plany zawierania kolejnych, postawienie celu podniesienia liczebności i determinacja w tym zakresie, inwestycje w infrastrukturę i wiele innych. Nie ulega wątpliwości, że jeśli nie dojdzie do jakiegoś nagłego załamania, to za około dekadę polskie wojsko może być jednym z kilku najsilniejszych w regionie, a w pewnych kwestiach najpewniej najsilniejsze (np. siły zmechanizowane czy obrona przeciwlotnicza). Jednak na pewno nie osiągniemy tego celu w 2025 roku i trzeba ciągle pamiętać, że przed nami jeszcze ogrom pracy, aby w latach 30. mieć silne wojsko będące sprawnym systemem, a nie wysepkami z drogiego, ale nie wykorzystywanego w pełni sprzętu.

Więcej o: