Po nagłośnieniu przez media sprawy ośmioletniego Kamila z Częstochowy w internecie zaczęły pojawiać się zbiórki pieniędzy na rzecz chłopca. Wszystko pomimo licznych apeli szpitala oraz policji. Jedną z nich prowadziła Akademia Dobrych Pomysłów, której udało się zebrać ponad pół miliona złotych. Wokół zbiórki narosło jednak wiele kontrowersji związanych m.in. ze sprzeciwem Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka, które zapewniało, że "w pełni zabezpiecza leczenie chłopczyka". Po tragicznej wiadomości o śmierci ośmiolatka w oficjalnym komunikacie zamieszczonym na stronie zbiórki poinformowano, co stanie się z dotychczas zebranymi pieniędzmi.
Zbiórka pojawiła się w serwisie Pomagam.pl. Ponad 17 tys. osób wpłaciło na pomoc dla Kamila z Częstochowy aż 638 866 zł. W związku z ogromnym zainteresowaniem pomocą platforma objęła zbiórkę dodatkowym nadzorem, aby mieć pewność, że zebrane fundusze trafią na wskazany przez organizatora - czyli Akademię Dobrych Pomysłów - cel. W poniedziałek 8 maja po śmierci chłopca na stronie pojawił się oficjalny komunikat informujący, o zwrocie pieniędzy na konta darczyńców. "W związku z informacją o śmierci Kamilka serwis Pomagam.pl zlecił zwrot wszelkich wpłat przekazanych na tę zbiórkę. Każdy darczyńca otrzyma informację o zwróconych środkach drogą mailową. Dziękujemy wszystkim za okazane wsparcie!" - przekazał serwis.
Na stronie zbiórki ADP przekonywała, że wszystkie działania prowadzone są w porozumieniu i za zgodą ojca ośmiolatka. Akademia miała także powoływać się na współpracę z GCZD. Szpital jednak stanowczo zaprzeczył tym informacjom. - W pełni zabezpieczamy leczenie chłopczyka. Zdajemy sobie sprawę, że po wyjściu ze szpitala będą potrzebne środki na jego dalsze leczenie, tylko pytanie, kto miałby nimi dysponować, skoro matka siedzi w areszcie, a ojciec chłopca nie ma władzy rodzicielskiej - powiedział w rozmowie z "Super Expressem" rzecznik GCZD Wojciech Gumułka.
Placówka stanowczo zaprzeczyła także doniesieniom, jakoby ojciec chłopca miał dostać od jednego z lekarzy "listę rzeczy", które należy zakupić. Miały się na niej znaleźć m.in. chusteczki nawilżane czy sudocrem. - Pojawianie się tych ludzi z fundacji razem z ojcem Kamilka, wpychanie nam jakichś rzeczy i publikowanie faktury potwierdzających współpracę z nami jest bardzo niestosowne. Nie zamierzamy współpracować w żaden sposób z tą fundacją, a sprawę zgłosiliśmy do odpowiednich instytucji - powiedział Wojciech Gumułka. Więcej na temat tej sprawy możesz przeczytać w artykule: W zbiórce dla Kamila zebrano 600 tys. zł. Do kogo trafią? "Matka w areszcie, ojciec nie ma władzy"
3 kwietnia z licznymi obrażeniami do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka trafił ośmioletni Kamil z Częstochowy. Chłopiec pod koniec marca został pobity, oblany wrzątkiem, przypalony papierosami oraz rzucony na rozżarzony piec. Mimo poparzeń obejmujących aż 25 procent powierzchni ciała oraz licznych nieleczonych złamań przez kilka dni nikt nie wezwał do dziecka pogotowia ratunkowego. W poniedziałek Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka im. św. Jana Pawła II w Katowicach poinformowało o śmierci ośmiolatka. "Bezpośrednią przyczyną śmierci chłopca była postępująca niewydolność wielonarządowa. Doprowadziła do niej poważna choroba oparzeniowa i ciężkie zakażenie całego organizmu, spowodowane rozległymi, długo nieleczonymi ranami oparzeniowymi" - przekazali lekarze.
Śledztwo w sprawie śmierci Kamila prowadzi Prokuratura Okręgowa w Częstochowie. Zarzut usiłowania zabójstwa usłyszał 27-letni ojczym chłopca. Policja zatrzymała także 35-letnią matkę chłopca. Kobiecie z kolei postawiono zarzut narażenia syna na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. - Po uzyskaniu wstępnych wyników sekcji zwłok zostaną podjęte decyzje dotyczące zmiany zarzutów, które w śledztwie usłyszeli ojczym i matka chłopca. Dotychczasowe ustalenia śledztwa, w szczególności śmierć chłopca, wskazują na konieczność takiej zmiany - poinformował w rozmowie z Gazeta.pl prokurator Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. W przypadku zmiany zarzutów ojczymowi ośmioletniego Kamila grozić będzie kara dożywotniego pozbawienia wolności.
***
Potrzebujesz pomocy albo jesteś świadkiem przemocy?
Jesteś świadkiem przemocy lub masz podejrzenia, że komuś dzieje się krzywda? Osoby, które mieszkają w sąsiedztwie osób, które podejrzewają o stosowanie przemocy, powinny pomóc potencjalnym ofiarom na kilka sposobów. Warto reagować zwłaszcza wtedy, gdy: słyszysz awantury, krzyki, płacz lub nietypowe hałasy. Świadkowie przemocy mogą porozmawiać z osobą krzywdzoną i zaoferować jej pomoc lub bezpośrednio zgłosić swoje podejrzenia na policję, do Ośrodka Pomocy Społecznej lub na "Niebieską Linię", dzwoniąc pod numer 800 12 00 02. Warto pamiętać, że osoba krzywdzona często kryje sprawcę ze wstydu lub strachu - to jednak nie powinno zniechęcać do działania.
"Namawiamy do przyjrzenia się takim sytuacjom i udzielenia pomocy w celu przerwania przemocy. Weźmiesz wtedy udział w bardzo ważnym etapie przeciwdziałania przemocy - w interwencji. Twoja interwencja może zapoczątkować proces wychodzenia z przemocy osoby pokrzywdzonej, ale przede wszystkim może pomóc zapewnić jej bezpieczeństwo" - apeluje "Niebieska Linia". Więcej informacji znajdziesz na tej stronie. Jeśli występuje zagrożenie życia - dzwoń na numer alarmowy 112.