Premier Mateusz Morawiecki podczas wizyty w Wilnie został zapytany przez polskiego dziennikarza o to, czy to możliwe, że resztki obiektu wojskowego znalezione w okolicy Bydgoszczy mogą być rosyjską rakietą. - Zleciłem odpowiednie działania służbom i prokuraturze poprzez odpowiednich ministrów. Czekamy na ostateczne wyniki badań, które łączą te wydarzenia, tak jak wspomniał pan gen. [Tomasz - red.] Piotrowski [dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych - red.] podczas swojego oświadczenia, te wydarzenia z grudnia z tymi ostatnimi, nazwijmy to ogólnie "znaleziskami". Kiedy te wyniki badań będą potwierdzone, to przekażemy je oczywiście opinii publicznej - powiedział szef polskiego rządu.
Wspominając o wydarzeniach z grudnia, premier miał na myśli tragedię, do której doszło we wsi Przewodów. 15 listopada Rosjanie przeprowadzili zmasowany atak na Ukrainę. Około godz. 15:40 na teren suszarni zbóż w polskiej miejscowości spadła rakieta (lub jej szczątki) - jak później informowały polskie władze - najprawdopodobniej ukraińskiej obrony powietrznej. Doszło do eksplozji, w wyniku której zginęło dwóch Polaków. Szef NATO Jens Stoltenberg podkreślił, że zdarzenie "to nie wina Ukrainy" a "ostateczną odpowiedzialność" ponosi Rosja.
W minionym tygodniu w lesie niedaleko wsi Zamość obok Bydgoszczy znaleziono szczątki wojskowego pochodzenia. Początkowo oficjalnie poinformowano jedynie, że to "powietrzny obiekt wojskowy". Spekulowaliśmy, że może to być coś, co odpadło od samolotu startującego z lub lądującego na pobliskim lotnisku przy Wojskowych Zakładach Lotniczych nr 2. Tego samego dnia pojawiły się jednak w sieci zdjęcia mające przedstawiać znalezisko i od tego momentu sprawa stała się znacznie bardziej skomplikowana.
- Na pewno mamy do czynienia z pociskiem wschodniego pochodzenia. Elementy rozbitego obiektu przypominają rosyjską rakietę Ch-55 lub jej wersję rozwojową Ch-555. Ewentualnie jakąś mniej znaną konstrukcję bazującą na tych samych rozwiązaniach aerodynamicznych. Trudno ocenić z całkowitą pewnością. Byłoby to trywialne, gdyby wydobyć wrak z ziemi - mówił Dawid Kamizela, dziennikarz miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa" i kanału "Wolski o Wojnie" w rozmowie z Gazeta.pl.
Nasz dziennikarz Maciek Kucharczyk przedstawia możliwe scenariusze wyjaśniające szczątki sprzętu wojskowego w okolicy Bydgoszczy. Po pierwsze jest możliwe, że wystrzelona przez Rosjan rakieta doznała awarii, zboczyła z kursu i zamiast nad Ukrainę, poleciała nad Polskę i spadła obok Zamościa. Hipoteza druga może być taka, że owszem jest to rakieta rodziny Ch-55 lub coś nieznanego stworzonego na jej bazie, ale nie rosyjska. Po rozpadzie ZSRR w Ukrainie pozostało ponad tysiąc takich pocisków, razem z bombowcami strategicznymi Tu-95 i Tu-160. W 1999 roku osiągnięto porozumienie, na mocy którego Ukraina odsprzedała Rosji około 1/3 samolotów i rakiet, które były w najlepszym stanie.
"Na razie nie ma jednak dość dowodów, aby którąkolwiek z hipotez potwierdzić. Zakładając, że szczątki już wykopano i zbadano dokładniej, to wojsko i rząd wkrótce będą wiedzieć, z czym mają do czynienia. Pytanie, czy dowiedzą się, skąd znalezisko wzięło się opodal Bydgoszczy. Nawet jeśli tak, to można się spodziewać milczenia lub ogólników. Ze względu na potencjalną drażliwość tematu, najpewniej będą próby jego wyciszenia i zamiecenia pod dywan. W końcu nikomu nic się nie stało i nic nie uległo zniszczeniu. Po co drążyć temat, jeśli mogą z tego wynikać niewygodne pytania" - podkreśla Kucharczyk.
"Porannej rozmowy" i "Zielonego poranka" możecie słuchać też w wersji audio w dużych serwisach streamingowych, np. tu: