Tomasz Lis z zarzutem. Został skierowany na badania psychiatryczne. Grzmi: Witamy w ZSRR

Tomasz Lis w piątek stawił się w warszawskiej prokuraturze. Byłemu redaktorowi naczelnemu "Newsweeka" zarzuca się reklamowania napojów alkoholowych. Dziennikarz odniósł się do sprawy w sobotę na Twitterze. Jak pisze, w związku z "absurdalnym zarzutem" został skierowany na badania psychiatryczne.

Jak przekazał "Super Express", Tomasz Lis pojawił się w Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Mokotów w piątek 14 kwietnia o godzinie 10. Według ustaleń serwisu były redaktor naczelny "Newsweeka", w obecności swojej prawniczki, składał wyjaśnienia przez około pół godziny. Z ustaleń dziennikarzy wynika, że przedstawiono mu zarzut reklamowania napojów alkoholowych wbrew przepisom ustawy o wychowaniu w trzeźwości i o przeciwdziałaniu alkoholizmowi. 

W sobotę Tomasz Lis odniósł się do sprawy na Twitterze. "W związku z postawionym mi absurdalnym zarzutem i z faktem, że byłem leczony neurologicznie(4 udary), pani prokurator skierowała mnie na obowiązkowe badania psychiatryczne. Oczywiście pójdę( nie wiem czy będzie to świadczyło o zdrowiu psychicznym czy przeciwnie). Witamy w ZSRR" - burzy się dziennikarz.

Tomasz Lis w prokuraturze. Czego dotyczy stawiany mu zarzut?

- Z zawiadomieniem o przestępstwie wystąpiła Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych - przekazała "SE" rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prokuratorka Aleksandra Skrzyniarz. Zarzut, który usłyszał dziennikarz, dotyczy "reklamy wódek, brandy, whisky i likierów, zamieszczone w dodatku do tygodnika 'Newsweek'".

"Reklama zawierała znak graficzny producenta, nazwę marki, ceny produktów, a także odnośniki do stron internetowych, za pośrednictwem których można było kupić alkohol. Podejrzany nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu, jak również złożył wyjaśnienia, które objęte są tajemnicą postępowania" - dodała w oświadczeniu Aleksandra Skrzyniarz.

6 kwietnia media obiegły informacje o podobnych zarzutach przedstawionych prezenterowi stacji TVN Kubie Wojewódzkiemu i byłemu posłowi Januszowi Palikotowi. Zarzuty miały dotyczyć jednak reklamowania alkoholu w internecie, za co ma grozić im nawet pół miliona złotych kary. Tymczasem za zarzucany czyn dziennikarzowi grozić może kara w postaci grzywny do 10 tys. złotych.

Były redaktor naczelny "Newsweeka" po wyjściu z prokuratury nie odniósł się do sprawy. Zrobił to dopiero na Twitterze, gdzie napisał także że nie życzy sobie, by w informacjach na ten temat tytułować go "Tomaszem L.".

"W prokuraturze postawiono mi dzisiaj zupełnie absurdalny zarzut złamania ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Informuję przy okazji, że nie życzę sobie, by nazywano mnie Tomaszem L. Byłem i jestem Tomaszem Lisem" - napisał dziennikarz.

Więcej o: