Pan Zygmunt, dziadek 14-latki, która dokonała samookaleczenia, napisał do redakcji "Uwagi!", o czym możemy przeczytać na stronie internetowej programu TVN. Mężczyzna przedstawił trudności jakich doświadczyli z tym, by wnuczka dostała się na oddział bydgoskiego szpitala psychiatrycznego.
"Piszę ze szpitala psychiatrycznego w Bydgoszczy. Moja wnuczka została tu przywieziona z powodu samookaleczenia. To nie jest pierwsze takie jej doświadczenie. Okazało się, że z powodu braku miejsc nie są w stanie przyjąć wnuczki. Oczekiwanie trwa kilka dni" - napisał pan Zygmunt. Mężczyzna powiedział dziennikarzom "Uwagi!", że przez cały czas oczekiwania musiał pozostawać na oddziale razem ze swoją wnuczką. - Nie mogę wyjść. Opiekun czy rodzic musi być z dzieckiem do momentu przyjęcia na oddział. Popijam więc wodę z kranu, wyjścia awaryjnego pilnuje ochroniarz - opisywał.
Nastolatka została przyjęta na oddział dopiero po pięciu dniach oczekiwania, mimo że wymagała pilnej pomocy lekarzy. To trzeci przypadek, gdy dziewczyna groziła popełnieniem samobójstwa. Po wyjściu ze szpitala 14-latka będzie potrzebowała dalszej terapii i konsultacji psychiatrycznej.
Na przyjęcie w bydgoskim szpitalu czekały także inne osoby. - Czekam już kilka dni, ale jestem szczęśliwa, że w ogóle mnie przyjmą. Tak nie powinno być, ale wszędzie w Polsce tak jest. Jest dużo samobójstw u dzieci. To nie jest normalne, powinni coś z tym zrobić - powiedziała matka jednego z dzieci potrzebujących pomocy.
Historia z Bydgoszczy nie jest odosobnionym przypadkiem. Konsultantka krajowa ds. psychiatrii dzieci i młodzieży dr Aleksandra Lewandowska zauważa, że młodzi pacjenci wymagający opieki psychiatrycznej borykają się z problemami, które mają charakter systemowy. - Tworzymy system od początku, bo w naszym kraju środowiskowa opieka psychiatryczna dla dzieci i młodzieży praktycznie nie istniała - mówi dr Lewandowska. Ekspertka zauważa również, że często jedyną opcją dla młodych osób wymagających leczenia psychiatrycznego są wizyty prywatne. W ostatnim roku Ministerstwo Zdrowia podniosło wynagrodzenia psychiatrów pracujących w ramach NFZ, jednak podwyżki nie rozwiązały wszystkich kłopotów.
- Jeżeli rodzice mają czekać rok, to najczęściej idą do poradni komercyjnych. Odpływ lekarzy specjalistów i psychoterapeutów do sektora komercyjnego jest już widoczny. Uważam, że 200 złotych dla lekarza specjalisty za godzinę pracy to nie są małe pieniądze. A i tak trudno zachować takiego lekarza. Kiedy zwiększyliśmy te stawki, szybko zareagował także sektor prywatny i tam wzrosły ceny - stwierdziła konsultantka krajowa ds. psychiatrii dzieci i młodzieży.
Z sytuacją opisywaną przez dr Lewandowską zetknęła się m.in. pani Bożena, której córka od 12. roku życia zmaga się z ciężką depresją. - Szukałam lekarza dla dziecka przez miesiąc. Nie udało się znaleźć psychologa dla dzieci na NFZ. Poszła do prywatnego, do którego chodziła przez półtora roku. Jej stan się pogorszył, psycholog zasugerował, że powinnam z nią iść do psychiatry. Stoi się wtedy przy murze. Można nie zapłacić rachunku, a na psychologa i terapię dziecka musi być - mówi pani Bożena.