Symboliczny, bowiem jest ostatecznym potwierdzeniem tego, co przed wojną w Ukrainie próbowano rozmywać, aby zbytnio nie drażnić Moskwy. Czyli faktu, że w Polsce stacjonuje wojsko USA. Do tej pory tylko rotacyjnie, choć faktycznie oznaczało to stałą obecność. Teraz stacjonowanie jest już czymś trwałym. 21 marca w Poznaniu oficjalnie powołano do życia U.S Army Garrison Poland.
Garnizon oznacza dla Amerykanów stałą organizację mającą służyć zapewnieniu wszystkiego co potrzebne żołnierzom stacjonującym w danym miejscu. Taka baza usługowa o możliwościach porównywalnych dla małego miasteczka w USA. Zapewnienie odpowiedniego standardu miejsca zakwaterowania, opieki zdrowotnej, dostępu do wojskowego sklepu i stołówki/kantyny, obsługi administracyjnej, możliwości nauki dla dzieci i ewentualnego zatrudnienia dla partnerów. Wszystko, co konieczne do możliwie wygodnego funkcjonowania z dala od USA.
Amerykańskie wojsko stara się poważnie podchodzić do samopoczucia żołnierzy i ich rodzin, bo jest zawodowe. Czyli musi starać się o to, aby ludzie chcieli w nim służyć. Zwłaszcza aktualnie, w dobie nieustających problemów z przyciąganiem młodych ludzi do służby. Nie da się o to zabiegać wyłącznie pieniędzmi, przywilejami i etosem służby. Jej warunki są też bardzo ważne, co Amerykanie zrozumieli już w latach 80., kiedy po gehennie wojny w Wietnamie musieli gruntownie przeobrazić swoje siły zbrojne.
Kiedy nałożyć na to fakt, że wojsko USA ma siły rozrzucone po całym świecie, to konieczne staje się utrzymywanie odpowiednich organizacji, dbających o jakość służby poza granicami ojczyzny. W Europie Amerykanie mają osiem garnizonów. Jeden w Belgii, odpowiadający za wsparcie sił na terenie Beneluxu. Pięć w Niemczech, odpowiadających za liczne rozbudowane bazy wojska USA, będące spadkiem po dużej obecności w tym kraju podczas zimnej wojny. Kolejny we Włoszech, gdzie stacjonuje jedna z brygad US Army. No i teraz kolejny w Polsce, odpowiadający głównie za wsparcie Dowództwa V Korpusu w Poznaniu, ale też rejonów stacjonowania sił przysyłanych rotacyjnie z USA w Powidzu i Żaganiu.
Dowództwo V Korpusu to w miarę nowa instytucja (reaktywowane w 2020 roku w Fort Knox), które stacjonuje na stałe w Poznaniu dopiero od 2022 roku. Jego zadaniem jest wspierać siły US Army przybywające do Polski i państw ościennych na zasadach rotacyjnych. Nie siłą ognia, ale planowaniem i koordynacją. Formalnie pozostaje częścią US Army Forces Command (FORSCOM), które w uproszczeniu ma zadanie tworzyć i utrzymywać siły bojowe, które następnie są przekazywane do regionalnych dowództw (w przypadku Polski oznacza to EUCOM, dowództwo sił w Europie) celem wypełniania określonych zdań.
Dowództwo V Korpusu liczy około pół tysiąca ludzi i mieści się w tak zwanym "Camp Kościuszko", czyli na terenie 14 Wojskowego Oddziału Gospodarczego przy ulicy Bukowskiej w Poznaniu. To duży kompleks poniemieckich koszarów, używanych w Polsce wspólnie przez wojsko i policję. Ponieważ Dowództwo V Korpusu stacjonuje w Poznaniu na stałe, to też wymagało stałego wsparcia i zaplecza. Stąd obecne powołanie do życia garnizonu.
Jego istnienie w Poznaniu nie oznacza budowy jakiegoś amerykańskiego miasteczka na miejscu koszar, ogrodzonego płotem i pilnowanego przez żołnierzy USA. Tego rodzaju kompleksy budowano w czasie zimnej wojny, kiedy obecność Amerykanów w Europie miała trochę inny charakter i zdecydowanie inną skalę. Amerykańskich żołnierzy jest obecnie kilka tysięcy i to rozrzuconych po całym kraju, a nie kilkadziesiąt tysięcy, jak niegdyś w centralnej części RFN.
Coś w tym rodzaju, ale na bardzo małą skalę, jest już w Redzikowie, przy kompleksie obrony antyrakietowej Aegis Ashore. Na terenie tamtejszego starego lotniska postawiono nie tylko sam budynek z radarami, elektroniką i wyrzutnie, ale też kilka takich zapewniających zaplecze dla służących tam niemal 200 marynarzy. Za bazę w Redzikowie odpowiada bowiem US Navy. Formalnie jest ona nazywana Naval Support Facility. Marynarze, poza miejscem zakwaterowania, mają tam też swoją stołówkę, siłownię, fryzjera, mały sklep, ambulatorium i centrum rekreacyjne. Nie przewidziano jednak budowy bazy w rozumieniu stereotypowych garnizonów z czasów zimnej wojny, ze sklepami, szkołami i domami. Marynarze mają tam służyć sami, bez sprowadzania całych rodzin.
Niezależnie od ograniczonej skali i funkcji administracyjno/logistycznej, sam fakt powołania do życia garnizonu US Army w Polsce ma istotne znaczenie symboliczne. Jest dobitnym dowodem na krzepnięcie obecności wojska USA na polskim terytorium. Już nie tylko przysyłane rotacyjnie oddziały bojowe, wspierane przez stałe struktury z Niemiec. Debaty o tym, czy tak można i czy Rosja się za bardzo nie obrazi, to już przeszłość. Małymi krokami, ale jednak, wojsko USA rozgaszcza się w Polsce na dłużej. Dekadę temu coś takiego wydawało się mało realną wizją.
Teraz mamy dowództwo i garnizon w Poznaniu, bazę w Redzikowie (w tym roku ma osiągnąć gotowość bojową), rotacyjną brygadę zmechanizowaną rozmieszczoną głównie w Żaganiu, dodatkowy batalion w Orzyszu i siły umieszczone tymczasowo przy granicy z Ukrainą. Dodatkowo trwa budowa poważnej infrastruktury na terenie polskiej bazy lotniczej w Powidzu, gdzie poza tym co konieczne do sprawniejszego przyjmowania amerykańskich samolotów i śmigłowców, trwa budowa dużego składu broni i amunicji. Prace są już zaawansowane. Ma tam znajdować się dość sprzętu, aby wyposażyć kolejną brygadę zmechanizowaną, gdyby zaistniała konieczność nagłego wzmocnienia sił NATO w Polsce. Żołnierzy trzeba dowieźć samolotami.
Takie siły nie wystarczą do samodzielnego obronienia Polski przed Rosją, bo na taką ochronę raczej nikt nie może liczyć. Jest to jednak istotne wzmocnienie na wypadek najgorszego i podbudowa pod sprawne przysłanie tutaj jeszcze większych sił, gdyby zaistniała taka konieczność.