Działał jak oszust z Tindera, zabił Edytę dla pieniędzy. "Jej słabością było to, że chciała rodziny"

Edyta Wieczorek marzyła o ślubie i posiadaniu rodziny. Gdy poznała Arkadiusza myślała, że to właśnie z nim uda się jej zrealizować te plany. Zakochana kobieta po tym, jak pożyczyła partnerowi pieniądze, zniknęła bez śladu. Sąd orzekł, że Edyta została zamordowana, chociaż ciała kobiety nie odnaleziono do dziś.

30-letnia Edyta Wieczorek poznała 28-letniego Arkadiusza za pośrednictwem portalu randkowego w sierpniu 2005 roku. Na profilu, prowadzonym pod nickiem "Atilla", opisał się jako romantyczny chłopak szukający szczęścia. Już w pierwszej wiadomości mężczyzna oczarował kobietę. Twierdził, że jest studentem prawa, prowadzi własny biznes i żyje na wysokim poziomie. Przekonywał, że jego rodzina ma dom i winnicę we Włoszech (podał nazwę Trabucco, która nie jest miastem, a nazwą firmy ze sprzętem wędkarskim), a on został, by zająć się schorowaną babcią. Przekonywał, że ma spore koneksje rodzinne - podawał się bowiem za wnuka reżysera Stanisława Barei. Mówił też, że był żołnierzem i stacjonował w Chorwacji, a przez pewien czas mieszkał w klasztorze Nat Sou (który nie istnieje). W wolnych chwilach miał uczyć dzieci sztuk walki na AWF-ie w Warszawie, łowić ryby i degustować drogie wina.

Zobacz wideo Czy wiesz, co zrobić, gdy zaginie ktoś bliski?

Edyta poznała Arka na portalu randkowym. "Taki facet, ideał, uchronił się tyle lat?"

Edyta z kolei była księgową w austriackiej firmie, a dobra pensja pozwoliła jej na zakup auta czy mieszkania w Ząbkach pod Warszawą. Pomagała też finansowo swojej rodzinie. Bliscy opisywali ją jako nieśmiałą marzycielkę, która chciała poznać odpowiedniego mężczyznę i założyć rodzinę - czasami wątpiła jednak, by ktoś odpowiedni pojawił się na jej drodze. Wtedy poznała Arkadiusza, a ich znajomość rozwijała się bardzo szybko.

- Ja czułam, że coś się wydarzy. Taki facet, ideał, uchronił się tyle lat? Żadna go nie chwyciła? - zastanawiała się pani Alicja, matka Edyty Wieczorek. - Jej jedyną słabością było to, że zawsze chciała mieć rodzinę, najbardziej w życiu szukała miłości. I już jej się wydawało, że ją znalazła, ale tylko jej się wydawało - mówiła także "Interwencji" pani Agata, przyjaciółka Edyty Wieczorek.

Kobieta potwierdziła, że ze strony mężczyzny dość szybko zaczęły padać poważne słowa, takie jak "kocham cię" czy "chcę spędzić z tobą resztę życia". Oświadczyny sprawiły Edycie ogromną radość, a zakochana kobieta od razu zaczęła planować ślub. Arkadiusz przekazał jej zresztą, że zarezerwował termin w urzędzie stanu cywilnego na 17 grudnia 2005 roku.

Rodzina Edyty chciała poznać Arka, ponieważ słyszeli o nim tylko z opowieści córki. Przeciwny temu był jednak przyszły pan młody, który przekonał partnerkę o tym, że chce wywrzeć na jej rodzinie najlepsze wrażenie i najlepiej zrobi to na ślubie. Edyta miała być zawiedziona taką postawą, ale nie chciała do niczego zmuszać Arkadiusza. Kobieta nie przyznała też rodzinie, że jej związek nie był w stu procentach taki, jakiego oczekiwała.

Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.

Sulikowo. W tej miejscowości mieszkał Dawid J., który po raz kolejny popełnił zbrodnię Pierwszy raz zabił, gdy miał 14 lat. "Ludzie chcą samosądu i kary śmierci"

Arkadiusz poprosił Edytę o pożyczkę. Po rozwinięciu biznesu miał kupić dla nich dom

Pomimo płomiennych deklaracji Arkadiusz nie zawsze chciał spotykać się z Edytą. 30-latka bała się, że partner ją zostawi, więc robiła wszystko, by ten czuł się zadowolony z ich relacji. Pewnego dnia opowiedział narzeczonej o inwestycji, dzięki której oboje mieli zyskać sporo pieniędzy. Jako student Arkadiusz nie miał wystarczającej kwoty, dlatego zaczął namawiać Edytę, by mu pomogła. Przekonywał ją, że za zarobione w ten sposób pieniądze wybudują dom, gdzie zamieszkają po ślubie. 

Niedługo później Edyta dostała maila od Anny - kobiety, o której Arkadiusz mówił, że była jego dawną miłością. 30-latka nie lubiła, gdy o niej wspominał, ponieważ czuła się od niej mniej atrakcyjna i obawiała się, że ta wróci do jego życia. W mailu przeczytała, że była dziewczyna Arkadiusza liczy na to, że będą jeszcze razem. Ponadto Arek powiedział jej, że była partnerka jest rzekomo gotowa pożyczyć mu gotówkę. Zakochana Edyta uznała, że musi zdobyć pieniądze, o które ją poprosił. Zaciągając pożyczki udało jej się ostatecznie zgromadzić 74 tys. złotych, które od razu przekazała narzeczonemu.

10 listopada 2005 roku Arkadiusz zaprosił Edytę na kolację, podczas której mieli świętować zdobycie pieniędzy na inwestycję i zaplanować szczegóły ślubu. 30-latka po raz ostatni widziana była w czwartek po godzinie 16 przez kolegów i koleżanki z pracy, gdy wychodziła z firmy prosto na spotkanie z Arkiem. Gdy w poniedziałek nie pojawiła się w pracy, wówczas znajomi zaniepokoili się tym, że z kobietą mogło stać się coś złego - zwłaszcza, że nie odbierała też telefonów. 15 listopada rodzina Edyty przyjechała z Łowicza do Ząbek i zgłosiła zaginięcie 30-latki.

- To nie była prosta sprawa. Zaginiona była osobą dość skrytą. Jej rodzina mieszkała daleko, a ona sama w miejscu zamieszkania nie utrzymywała z nikim bliższych kontaktów. O jej życiu poza pracą niewiele było wiadomo - wspominał były szef komendy policji na warszawskim Żoliborzu, inspektor Andrzej Miksa

Oskarżony Robert B. i zaginiona Ola Powiedział, że Ola nie żyje. "Udać wariata. Lepiej dostać 7 niż 25 lat"

Arkadiusz wykreował różne wersje siebie na potrzeby portalu randkowego. Nie miał pracy, mieszkał u mamy i narobił długów

Policjanci przeszukali mieszkanie kobiety. Okazało się, że brakuje w nim komputera i kosztowności. Nic nie wskazywało jednak na to, by doszło do włamania. W kręgu podejrzanych dość szybko znalazł się Arkadiusz, który jako ostatni miał widzieć się z 30-latką. Chociaż w rozmowie z funkcjonariuszami był spokojny i starał się być pomocny, to w rozmowach z rodzicami narzeczonej był poddenerwowany, a momentami nawet agresywny.

Mówił im, że to Edyta pożyczyła od niego pieniądze i zażądał zwrotu 30 tys. złotych od jej rodziców. Arkadiusz zaprzeczył też, by byli zaręczeni. Później okazało się, że faktycznie nie ustalono w urzędzie daty ślubu, chociaż przed zaginięciem Edyta podała rodzinie i bliskim konkretny termin. W międzyczasie policja ustaliła, że mail od byłej partnerki Arkadiusza nie był wysłany przez Annę, która już dawno założyła rodzinę, a przez Arka, który w ten sposób chciał nakłonić partnerkę do szybszego dostarczenia pieniędzy.

W trakcie dochodzenia okazało się, że Arkadiusz wykreował różne tożsamości na potrzeby randek. W rzeczywistości nie miał pieniędzy ani pracy, nie miał też rodziny we Włoszech, a opowieści o służbie wojskowej i znajomościach z ludźmi ze świata filmu były kłamstwem. W rzeczywistości był rozwodnikiem, który znęcał się psychicznie nad byłą żoną. Na co dzień mieszkał z matką i żył na jej rachunek, sam dorabiając się jedynie kolejnych długów. Edyta natomiast nie była jedyną osobą, z którą umawiał się przez aplikację randkową. Służby odkryły, że w trakcie znajomości z Edytą flirtował też z 24 kobietami.

Po przeszukaniu mieszkania, w którym przebywał, odnaleziono nóż, książki o przestępstwach i anatomii oraz umowę najmu na mieszkanie przy ul. Magiera, którą podpisał zaledwie dzień przed zaginięciem 30-latki. W wynajmowanym lokum, które było dokładnie posprzątane, odnaleziono rzeczy Edyty, a ponadto w brodziku zabezpieczono ślady krwi i włosy kobiety. Ustalono też, że niedawno ściany kawalerki zostały pomalowane, a samo mieszkanie było wietrzone przez kilka dni. W wynajętym na zaledwie kilka dni lokalu zużyto też 700 litrów wody (tyle, ile przez rok), chociaż praktycznie nikt w nim nie mieszkał. Z mieszkania Barbary M. zniknęła także meblościanka - według śledczych Arkadiusz miał w niej wynosić poćwiartowane ciało narzeczonej.

Mimo tego Arkadiusz zaprzeczał, by zapraszał kobietę do mieszkania. Zapewnił też, że nie byli umówieni 10 listopada, chociaż tego dnia telefon kobiety logował się w okolicy wynajmowanej przez Arka kawalerki. Po tym dniu był też widziany, jak jeździ samochodem narzeczonej. Jak pisał "Fakt", mężczyzna miał też opowiadać znajomym o technikach ukrywania ciała, o czym dowiadywał się z książek z zakresu kryminalistyki. Gabriela Jatkowska z portalu Crime.com.pl dodaje, że śledczy w komputerze mężczyzny znaleźli początek listu, w którym Edyta miała z nim zrywać. Dokument ten potem został wykasowany. Po zaginięciu kobiety z jej konta zniknęły też pieniądze, a długi 28-latka zostały spłacone. 

Ciała Edyty nie znaleziono - mimo tego Arkadiuszowi przedstawiono zarzut zabójstwa

Śledczy nie odnaleźli ciała Edyty. Mimo tego Arkadiuszowi przedstawiono zarzut zabójstwa, a on sam trafił do aresztu. W listach wysyłanych do matki informował ją, że ćwiczy na siłowni i uczy się języka angielskiego, a w więzieniu ma "mnóstwo kolegów". Chwalił się, że "siedzi" razem z ludźmi z Pruszkowa i "miło leci mu czas", a znajomości z aresztu określił jako "bezcenne".

Sprawa była poszlakowa, a brak mocnych dowodów sprawił, że pierwszy proces w 2010 roku zakończył się uniewinnieniem od zarzutu zabójstwa, a mężczyzna został skazany jedynie za oszustwo. Podczas drugiego procesu skład sędziowski uznał, że kobieta nie żyje, a winnym jej śmierci jest Arkadiusz. W międzyczasie udowodniono mu szereg oszustw, których ofiarami były inne kobiety z aplikacji randkowych. Ustalono, że poszkodowanych w ten sposób mogło zostać nawet 150 kobiet.

24 czerwca 2014 roku Sąd Okręgowy w Warszawie skazał mężczyznę na dożywocie. Mimo wyroku nigdy nie przyznał się do zabójstwa ani nie zdradził, co mogło stać się z ciałem Edyty. Podczas rozprawy mówił o niej jednak w czasie przeszłym. - Sąd nie ma co do winy oskarżonego żadnych wątpliwości. Tylko oskarżony miał motyw, by zabić. Nie zamierzał oddać pieniędzy, nie zamierzał brać ślubu - argumentował sąd podczas ogłoszenia wyroku. Wyrok dożywocia utrzymał także sąd apelacyjny. W 2017 roku Sąd Najwyższy oddalił wniosek Arka o kasację. - Chciałabym jak najwyższy wyrok, niestety nie ma u nas kary śmierci - mówiła matka Edyty. 

- Trudno zdobyć się na cień sympatii dla oskarżonego. Nie dał po temu żadnych powodów - ani swoją postawą, ani reakcją. Nie zdobył się na żaden gest w stosunku do rodziny Edyty Wieczorek - relacjonowała dziennikarka śledcza, autorka "Warszawy kryminalnej" Helena Kowalik, która od początku przyglądała się tej sprawie.

W 2012 roku w Wiśle na wysokości miejscowości Łomna pod Warszawą znaleziono czaszkę. Wszystko za sprawą suszy i niskiego stanu wody, która odkryła zdeformowaną, pozbawioną zębów czaszkę wciśniętą pomiędzy kamieniami. Według antropologa i kryminologa prof. Bronisława Młodziejowskiego należała ona do kobiety, która w chwili śmierci miała od 35 do 40 lat. - Siostra miała aparat na zębach, być może chciał go zerwać, dlatego żuchwa została zniszczona - mówiła wówczas siostra Edyty. Przeprowadzone badania DNA oraz cyfrowa rekonstrukcja wyglądu twarzy wykluczyły jednak, by szczątki należały do zaginionej 30-latki.

Więcej o: