- Nie mogę mówić o żadnej satysfakcji - powiedział w "Kropce nad i" TVN24 Piotr Adamowicz, brat zamordowanego prezydenta Gdańska, poseł Koalicji Obywatelskiej. - Ten wyrok, bardzo surowy, nie przywraca życia mężowi, ojcu, synowi - podkreślał.
Piotr Adamowicz wspominał dramatyczne wydarzenia ze stycznia 2019 roku. - To była tragiczna noc, prawie cała doba. Nadzieja bardzo szybko gasła. Pamiętam poranne konsylium lekarskie z udziałem kilkunastu lekarzy, którzy mówili, że w zasadzie to jest koniec. Ja jako laik, nie jestem medykiem, pytałem: "słuchajcie, a czy można wyjąć ten drut, tam przepiąć, odwrócić proces, zrobić cokolwiek". Po kilku godzinach okazało się, że nic nie można zrobić, że to tylko kwestia czasu. Trzeba było sprowadzić najbliższą rodzinę, żeby de facto się pożegnali - wspominał Adamowicz.
Poseł mówił, że zabicie jego brata było "publiczną egzekucją". - Mamy zaplanowaną egzekucję, narzędzie zbrodni, deklarację polityczną. Wybór miejsca - nie ustronnego, tylko finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, z udziałem tysięcy ludzi, z włączonymi kamerami - zwracał uwagę.
Piotr Adamowicz odniósł się do słów sędzi, która podkreśliła, że "powiązanie zamachu z polityką ma charakter nadinterpretacji". - Sąd mógł tak powiedzieć i nie mam o to pretensji. Nie chcę krytykować, analizować wypowiedzi sądu, bo zapewne będziemy mieli drugą instancję. Natomiast nie ma się co oszukiwać. Stefan Wilmont nie jest osobą obojętną politycznie, jest to osoba o zadeklarowanych wyraźnie poglądach politycznych - powiedział.
Brat zamordowanego prezydenta Gdańska mówił też o braku skruchy Wilmonta. - To jest coś przerażającego, to nie są przyjemne widoki. W momencie, kiedy pani prokurator precyzyjnie, szczegółowo opisywała sposób zadawania ciosów nożem, rodzaj, skutki w postaci ran, które okazały się śmiertelne, na jego twarzy pojawił się uśmiech, rodzaj samozadowolenia, można by było zinterpretować ten jego uśmiech, radość następującym stwierdzeniem - "zobaczcie, ja jestem profesjonalnym mordercą", to jest przerażające - mówił.
Piotr Adamowicz skomentował też decyzję sądu dot. zezwolenia na publikację danych i wizerunku Wilmonta. - Sąd uznał, że ta prawda, to nieszczęście musi być obecnie w przestrzeni publicznej. Interpretuję to tak, że to nie jest tylko kara dla Stefana Wilmonta, to jest rodzaj przestrogi, wskazania, że tego typu zbrodnie, jeśli będą popełnione, będą napiętnowane. Czy to odniesie jakiś skutek? Nie wiem - mówił.
Na karę dożywotniego pozbawienia wolności skazał Sąd Okręgowy w Gdańsku Stefana Wilmonta, zabójcę Pawła Adamowicza. Jak mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Aleksandra Kaczmarek ani sprawa, ani motywacja oskarżonego nie miały charakteru politycznego. - Powiązanie zamachu z polityką ma charakter nadinterpretacji, wynikających z publicznego komentowania sprawy, a nie rzeczywistych przekonań oskarżonego - szukał on jakiegokolwiek wytłumaczenia dla swojego poczucia krzywdy - mówiła sędzia.
Jej zdaniem prezydent Gdańska - w odczuciu Stefana Wilmonta - był symbolicznie odpowiedzialny za jego krzywdy. Sędzia podkreśliła, że mężczyzna był poczytalny i świadomy swoich czynów, ponieważ biegli nie stwierdzili u niego schizofrenii. W ocenie sądu motywacja Stefana Wilmonta zasługuje na szczególne potępienie, a zasądzona kara jest adekwatna do wyjątkowej drastyczności popełnionej przez oskarżonego zbrodni zabójstwa.
Sąd zdecydował, że skazany będzie mógł starać się o przedterminowe zwolnienie nie wcześniej, niż po 40 latach. Będzie też przez 10 lat pozbawiony praw publicznych, a w więzieniu przejdzie terapię psychologiczną. Sąd nie przyznał zadośćuczynienia żonie i córkom Pawła Adamowicza. Prokuratura domagała się dla nich po 100 tysięcy złotych. Wyrok jest nieprawomocny. Obrońca Stefana Wilmonta zapowiedział apelację.
Stefan Wilmont zaatakował nożem prezydenta Gdańska 13 stycznia 2019 roku, podczas koncertu finałowego Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Paweł Adamowicz zmarł następnego dnia w szpitalu.