- Wyrok jest jednoznaczny - mamy do czynienia z absolutnym potępieniem zamachu na osobę publiczną, znanego polityka. Prokuratura w mojej ocenie słusznie wystąpiła o dożywotnie pozbawienie wolności, bo stopień społecznej szkodliwości tego czynu był niesłychanie wysoki - mówi w rozmowie z Gazeta.pl mec. Zbigniew Ćwiąkalski, pełnomocnik Magdaleny Adamowicz w zakończonym właśnie procesie, w przeszłości minister sprawiedliwości i prokurator generalny.
W czwartek Sąd Okręgowy w Gdańsku skazał na karę dożywotniego więzienia Stefana Wilmonta, zabójcę Pawła Adamowicza.
Jak mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Aleksandra Kaczmarek ani sprawa, ani motywacja oskarżonego nie miały charakteru politycznego. - Powiązanie zamachu z polityką ma charakter nadinterpretacji, wynikających z publicznego komentowania sprawy, a nie rzeczywistych przekonań oskarżonego - szukał on jakiegokolwiek wytłumaczenia dla swojego poczucia krzywdy - mówiła sędzia. Sędzia podkreśliła, że mężczyzna był poczytalny i świadomy swoich czynów, ponieważ biegli nie stwierdzili u niego schizofrenii. W ocenie sądu motywacja Stefana Wilmonta zasługuje na szczególne potępienie, a zasądzona kara jest adekwatna do wyjątkowej drastyczności popełnionej przez oskarżonego zbrodni zabójstwa.
- Mieliśmy do czynienia z rażącym naruszeniem wszelkich możliwych norm, w tym norm prawa karnego. Jego czyn był przemyślany i zaplanowany. Biegli stwierdzili, że skazany wcześniej ćwiczył zadawanie ciosów, które były wymierzane w sposób nieprzypadkowy. Wszystko w tej sprawie przemawiało za jak najsurowszą karą i taka kara została wymierzona - komentuje mec. Ćwiąkalski.
Adwokata zapytaliśmy także o decyzję sądu co do ujawnienia wizerunku skazanego.
- Sąd zdecydował się ujawnić wizerunek i dane osobowe Stefana Wilmonta. Proces się zakończył, sąd dokonał stanowczych ustaleń co do poczytalności oskarżonego, zatem potrzeba ochrony jego dóbr osobistych z uwagi na wykluczenie choroby psychicznej nie jest już aktualna. Tym samym, uznając oskarżonego za osobę, która może świadomie decydować o sobie, sąd wyraził zgodę na publikację jego wizerunku. Stefan Wilmont wielokrotnie domagał się, aby upublicznić jego imię i nazwisko - mówiła sędzia.
Mec. Ćwiąkalski podkreśla, że "w tej decyzji nie ma niczego zaskakującego, ponieważ wyrok już zapadł". - Poza tym sprawca był widziany już w momencie popełniania zbrodni. Zdarzenie było transmitowane przez telewizje, sam je widziałem w jednej ze stacji. Ponadto w miejscu, gdzie Paweł Adamowicz został zaatakowany, było kilka tysięcy osób. W innych sprawach po wyrokach także można publikować dane skazanych. On oczywiście sam oczekiwał ujawnienia danych i wizerunku, od początku mówił, że chce być sławny, widziany w mediach. W takiej sytuacji, po wyroku, sąd nie mógł zachować się inaczej - powiedział adwokat.