Na twarzy Stefana Wilmonta podczas czwartkowego ogłaszania wyroku nie było widać cienia skruchy. Zabójca Pawła Adamowicza był na przemian albo bardzo poważny, albo uśmiechnięty. Co chwilę wybuchał śmiechem lub w skupieniu rozglądał się po sali sądowej.
Zapytaliśmy Łukasza Kacę, eksperta od negocjacji i komunikacji niewerbalnej, jak należy interpretować zachowanie Wilmonta. - Być może wielu ludzi, którzy oglądali transmisje z ogłoszenia wyroku, spodziewało się zobaczyć człowieka, który przemyślał swój czyn, przetrawił własną sytuację i przynajmniej w jakimś stopniu okaże skruchę. Tymczasem skazany się śmiał i okazywał pogardę. Z perspektywy odczytowej widać było na jego twarzy głównie pogardliwy lub szyderczy uśmiech, a nawet obrzydzenie, wyrażane charakterystycznym podniesieniem górnej wargi. Mamy więc do czynienia z człowiekiem, i to było dzisiaj widać, który jest zadowolony ze swojego czynu - mówi Łukasz Kaca.
Niestety, ogłoszenie wyroku było dla niego formą uwiecznienia jego czynu, punktem kulminacyjnym. Widać było, że on się tym wyrokiem chełpił, co pokazuje, jak bardzo jest on zaburzony. U socjopatów i psychopatów występuje zjawisko zamienienia emocji. W sytuacji, która dla każdego zdrowego człowieka jest zasmucająca, obrzydliwa czy zasługująca na potępienie, socjopaci lub psychopaci mogą odczuwać satysfakcję czy nawet podniecenie. Dzisiaj to widzieliśmy
- dodaje Kaca.
Eksperta zapytaliśmy też o to, na ile reakcja zabójcy Pawła Adamowicza była autentyczna. - Generalnie jego emocje były prawdziwe. Człowiek posługuje się mikro i makroekspresjami. Makroekspresje to wyrażenia na twarzy, które trwają dłużej, możemy je kontrolować. Natomiast mikroekspresje pokazują to, co czujemy - są bardzo krótkie i nie mogą być udawane, bo po prostu trwają za krótko. W przypadku mordercy Pawła Adamowicza mikro i makroekspresje były spójne - wyjaśnia Kaca.
Z perspektywy skazanego dzisiejsze ogłoszenie wyroku było dla niego nobilitujące. Potraktował to jako spektakl - nie w znaczeniu udawania emocji, a przeżywania tego wydarzenia. Tacy ludzie czują się często spełnieni, dopiero gdy wszyscy patrzą. Dlatego też zależało mu, aby jego nazwisko nie było zatajane, a proces był publiczny
- konkluduje ekspert.
Na karę dożywotniego pozbawienia wolności skazał Sąd Okręgowy w Gdańsku Stefana Wilmonta, zabójcę Pawła Adamowicza. Jak mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Aleksandra Kaczmarek ani sprawa, ani motywacja oskarżonego nie miały charakteru politycznego. - Powiązanie zamachu z polityką ma charakter nadinterpretacji, wynikających z publicznego komentowania sprawy, a nie rzeczywistych przekonań oskarżonego - szukał on jakiegokolwiek wytłumaczenia dla swojego poczucia krzywdy - mówiła sędzia.
Jej zdaniem prezydent Gdańska - w odczuciu Stefana Wilmonta - był symbolicznie odpowiedzialny za jego krzywdy. Sędzia podkreśliła, że mężczyzna był poczytalny i świadomy swoich czynów, ponieważ biegli nie stwierdzili u niego schizofrenii. W ocenie sądu motywacja Stefana Wilmonta zasługuje na szczególne potępienie, a zasądzona kara jest adekwatna do wyjątkowej drastyczności popełnionej przez oskarżonego zbrodni zabójstwa.
Sąd zdecydował, że skazany będzie mógł starać się o przedterminowe zwolnienie nie wcześniej, niż po 40 latach. Będzie też przez 10 lat pozbawiony praw publicznych, a w więzieniu przejdzie terapię psychologiczną. Sąd nie przyznał zadośćuczynienia żonie i córkom Pawła Adamowicza. Prokuratura domagała się dla nich po 100 tysięcy złotych. Wyrok jest nieprawomocny. Obrońca Stefana Wilmonta zapowiedział apelację.
Stefan Wilmont zaatakował nożem prezydenta Gdańska 13 stycznia 2019 roku, podczas koncertu finałowego Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Paweł Adamowicz zmarł następnego dnia w szpitalu.