O. Jacek Prusak: - Jeśli się z ofiarami rozmawiało, to po to, aby je uciszyć. Raczej proszono, by ludzie nie rozmawiali o występkach księży, bo byłoby to zgorszenie. Najczęściej jednak żadnej rozmowy Kościoła z ofiarami księży nie było w ogóle. Cała uwaga była skupiona na uniknięciu skandalu, ochronie sprawcy i jego kapłańskiego powołania.
Wydaje się to zupełnie oczywiste, prawda? Dlatego lekceważenie ofiar gorszy i kłuje w oczy - bez względu na kontekst historyczny. Kontekstem, czyli walką komunistów z Kościołem czy niewielką wiedzą psychologiczną można jeszcze jakoś tłumaczyć postępowanie ze sprawcą, ukrywanie skandalu, przenoszenie na kolejne parafie.
Nie sposób jednak wytłumaczyć braku reakcji na ludzką krzywdę. Na kościelnych oczach było bielmo - uważano, że wystarczy się modlić za ofiary, ale nawet z nimi nie rozmawiać. Mieliśmy więc krzywdę dzieci i obojętność ludzi Kościoła, którzy nie potrafili się zachować po ludzku.
To właśnie jest największy szok wywołany dokumentem "Franciszkańska 3" TVN24. Bo jak to? Dlaczego nie widzieliśmy ewangelicznej reakcji kard. Wojtyły wobec ofiar? Przecież właśnie po nim byśmy się takiego odruchu spodziewali. To jest szok dla wielu ludzi: jak mógł być bezduszny w stosunku do ofiar?
Ksiądz Jacek Prusak Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl
Nie trzeba dziwniejszej wiedzy z psychologii i psychiatrii, by wiedzieć, że gwałt na młodym człowieku jest krzywdą.
To były tylko domysły. Nie ma co oczekiwać, by biskup - Wojtyła czy jakikolwiek inny - miał głęboką wiedzę o traumie i prowadził terapię ofiar, spotykając się z nimi co tydzień. Kłopot w tym, że ofiary księży podległych kard. Wojtyle nigdy nie dostały od Kościoła wsparcia. Żadnego. One były tłem i dla Kościoła jakby zniknęły. Kard. Wojtyła mógł nie znać psychologicznych skutków seksualnego skrzywdzenia dziecka, ale można było oczekiwać ludzkiego gestu solidarności z osobą skrzywdzoną. I nie chodzi tylko o dzieci, ale też o ich rodziców, rodzeństwo.
"Przepraszam. Jak mogę Wam pomóc?". Zabrakło tak oczywistej rzeczy - to jest nie do usprawiedliwienia. Przeprosiny i pomoc powinny wynikać z wrażliwości, a nie wiedzy. Tutaj ofiary pozostawiono samym sobie, porzucono je - do dziś ci ludzie żyją z traumą, często w ubóstwie, w izolacji, bo nigdy nikomu wcześniej nie mówiły o swojej krzywdzie.
Prowadzę terapie osób skrzywdzonych, ale są to najczęściej przypadki z przełomu lat 70. i 80. Albo jeszcze nowsze.
A nawet jeszcze bardziej.
Bo wtedy ksiądz był w jeszcze większym stopniu traktowany jak półbóg. Przecież papieżem był wówczas Jana Paweł II, a Kościół w Polsce zyskał twarz "Solidarności".
Owszem, systemowo tuszowano w Kościele przypadki pedofili. Zastanówmy się, jak to w ogóle brzmi, gdy odniesiemy to stwierdzenie do Jana Pawła II: święty tuszował pedofilię. Kuria krakowska, która dysponuje aktami księży z tej archidiecezji, nawet nie kwestionuje faktów jak przenoszenie duchownych z parafii na parafię, a tylko inaczej interpretuje decyzje Wojtyły. Mówimy, że pedofilia w Kościele ma charakter systemowy więc nie ma jednej przyczyny, ani nie odpowiada za nią jedna osoba. To prawda, ale mówiąc, że to jest problem Kościoła wskazujemy winowajcę, ale rozmywamy odpowiedzialność.
Opuszczenie ofiar nie jest w porządku.
Kuria krakowska i Episkopat na razie mówią, że błędów nie było. Myślę jednak, że niewielu ludzi takie twierdzenia przekonają. Są przecież - zwracam na to uparcie uwagę - żywe ofiary, które mówią: ani Wojtyła, ani nikt w jego imieniu, ani nikt z jego następców w Krakowie nie był nami zainteresowany. Nikt. Po pół wieku obojętności wobec ofiar nie można mówić "ze strony Kościoła wszystko było OK". Nie było. Nie dochowano przykazania miłości bliźniego.
W jednych sferach czynił wielkie rzeczy, a w innych już nie.
"Wielki" oznaczałoby, że był reformatorem Kościoła, tymczasem mamy teraz największy kryzys Kościoła Katolickiego od czasów Reformacji w związku z pedofilią. Problem podejścia Kościoła do pedofilii jest strukturalny - nie polega tylko na zachowaniu sprawców i ich przełożonych, ale patologii całego Kościoła, bo to była systemowa krzywda. Jan Paweł II nie uchronił Kościoła przed tym kryzysem. bo nie zrobił niczego przełomowego dla zwalczenia pedofilii. Decyzje Jana Pawła II z końcówki jego pontyfikatu były wymuszone skandalami w USA. Zrobił za mało i za późno - w podejściu do pedofilii był dzieckiem swoich czasów. Ostatnio powiedział to samo papież Franciszek.
A co dziś ma powiedzieć Kościół, skoro wcześniej - na zasadzie nieomylności - orzekł świętość Jana Pawła II? Problemem nie jest świętość Wojtyły - on świętym stawał się w ciągu swojego życia i popełniał w nim też błędy. Problem jest z jego procesem kanonizacyjnym, w którym subito ważniejsze było od sancto. Gdyby Watykan przeprowadził go staranniej, to dziś nie zajmowalibyśmy się aktami IPN, kościelnymi archiwami, dziennikarskimi materiałem red. Marcina Gutowskiego czy książką Ekke Overbeeka.
Należało ten proces przeprowadzić dogłębniej. Odwołuję się do wypowiedzi księdza prof. Andrzeja Szostka, byłego rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który uczestniczył w procesie kanonizacyjnym Karola Wojtyły jako tzw. adwokat diabła.
…ale odczuwał, co sam przyznał, narzucany mu z góry pośpiech.
Nawet jeśli dać wiarę zapewnieniom, że wszystkie archiwa przeanalizowano, to czy ktokolwiek kontaktował się z ofiarami księży podległych kard. Wojtyle? Nie. Interesowano się tylko kanonizacją Jana Pawła II: sprawcy nie żyją - to dobrze; papież na ołtarze - jak najszybciej; ofiary - niech znikną w tle.
W procesie kanonizacyjnym chciano jedynie dowieść, że kandydat nadaje się do wyniesienia na ołtarze. O ofiarach - powtarzam - zapomniano. W obecnych czasach abp. Marek Jędraszewski nie pozwolił na odczytanie w kościołach "swojej" diecezji apelu do ofiar ks. Surgenta, aby zgłosiły się o pomoc do Fundacji Św. Józefa, choć zrobiono to w innych diecezjach, w których on przebywał. Na dodatek oskarża jeszcze na forum Episkopatu tych, którzy o te ofiary chcieli się zatroszczyć. Tak wygląda dzisiaj Franciszkańska 3.
Kościół w Polsce powinien zrobić to, co w innych państwach, w Niemczech czy Francji: powołać niezależną komisję, która stworzy rzetelny, całościowy raport. Inaczej będziemy bombardowani dziennikarskimi sensacjami. Inna sprawa, czy owej komisji, która jak rozumiem zostanie skonstruowana przez Prymasa Wojciecha Polaka, Episkopat naprawdę pozostawi "wolną rękę"?
Bo dotychczasowe kościelne komisje są częścią problemu.
Nie twierdzę, że wszystkie chcą coś ukrywać, ale one są kontrolowane od wewnątrz i stąd nie są w pełni wiarygodne - ani w oczach społeczeństwa, ani nawet w oczach dużej części ludzi Kościoła.
Niech pan się postawi w sytuacji takiej ofiary: czego po 50 latach od krzywdy, pozostawiona samej sobie, może taka osoba oczekiwać? "Przepraszamy i prosimy o przebaczenie" - przynajmniej to powiedzieć. A nie wręczać obrazek ze św. Janem Pawłem II i zapewniać o jego orędownictwie w niebie.
W obecnych praktykach Kościoła stosunek do ofiar jest - na papierze - już znacznie lepszy. Ale papier wszystko przyjmie, a najwięcej zależy od wrażliwości osób, które przyjmują świadectwa i mają pomóc skrzywdzonym. Do dziś jednak ofiary te nawet nie są stroną w sprawie w procesie kanonicznym skierowanym przeciwko ich oprawcom - nie mają wglądu w ten proces. Co my robimy dla ofiar? Od ofiar wiem, że proceduralnie i praktycznie to za mało.
Sądzę, że motywem jest jednak chęć ochrony siebie przez biskupów. Problem jest systemowy, więc biskupi nie chcą go załatwić systemowo. Tu nie chodzi tylko o Jana Pawła II. W Polsce pewnie nie ma biskupa, któremu nie można by czegoś zarzucić w kwestii rozwiązywania problemu pedofili - zwłaszcza w przeszłości, ale nierzadko i teraz.
W dokumencie "Franciszkańska 3" holenderski dziennikarz Ekke Overbeek płacze, gdy mówi o ofiarach. Red. Marcinowi Gutowskiemu załamuje się głos. A widział pan jakiegoś - oskarżającego ich o walkę z Kościołem - biskupa, który płacze pytany o ofiary albo jest ewidentnie poruszony?