- Moim zdaniem papież bardzo ufał swoim współpracownikom. Mówiono o nim, że jest łatwowierny, że źle dobiera współpracowników. Nie rozumiem i nie umiem jednak znaleźć odpowiedzi na pytanie, dlaczego on nie przejmował się ofiarami. Nawet jeżeli traktował przyjaciół jako synów marnotrawnych, żeby dać im szansę, to jest jeszcze piąty warunek dobrej spowiedzi - zadośćuczynienie panu Bogu i bliźniemu - powiedział w rozmowie z wp.pl ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
Według duchownego Kościół chciał, aby sprawy przedstawione w nowym reportażu Marcina Gutowskiego nie przedostały się do opinii publicznej. - Można było poszukać ofiar, zanim to zrobili dziennikarze. To jest taka gra na czas, że umrą świadkowie. Liczono na to, że ludzie coraz bardziej to zapomną, że zmienią się pokolenia i będzie to oceniane tak, jak wyprawy krzyżowe - powiedział.
Ks. Isakowicz-Zaleski przyznał, że "marzy" o niezależnej świeckiej komisji, która będzie miała dostęp do archiwów kościelnych. - Przykładem jest Francja, gdzie prawnik dobrał sobie ekspertów i Kościół udostępnił mu wszystkie archiwa. To jest moje marzenie, ale przy obecnym składzie episkopatu jest to nierealne - podkreślił.
W poniedziałek w programie "Czarno na białym" TVN24 wyemitowany został reportaż Marcina Gutowskiego "Franciszkańska 3". Opowiada on o zaniechaniach Karola Wojtyły w czasach, gdy ten był metropolitą krakowskim.
Dziennikarz wpadł na trop podejrzeń ws. Wojtyły w marcu 2021 roku, gdy otrzymał nagranie od jednej z ofiar generała Theodore'a McCarricka. To zapis jego rozmowy z 94-letnim wówczas Rembertem Weaklandem, który przez 10 lat był najwyższym przełożonym zakonu benedyktynów. - Kiedy stałem na czele zakonu, jeździłem do Polski. Odwiedzałem tam kardynała Wojtyłę. Pamiętam, że była tam sprawa arcybiskupa, który był pedofilem. Wojtyła przyznał, że wiedział o niej - słyszymy na nagraniu.
Wojtyła miał mówić Weaklandowi o doświadczeniach hierarchy i o własnych dylematach związanych z tą sprawą. - Powiedział, że nie wie, co ma z tym zrobić. Widziałem jak rozdarty był pod tym ciężarem - wspomina 94-latek.
W reportażu wybrzmiewa również wątek ks. Bolesława Sadusia, który pracował w krakowskiej kurii, u boku Wojtyły. Odpowiadał tam za katechizację dzieci i młodzieży, a następne był proboszczem w parafii św. Floriana. Współpracował również z SB.
Z relacji świadków wynika, że przez lata molestował on chłopców, a gdy skandale z jego udziałem wyszły na jaw, przyszły papież w trybie pilnym wysłał go do Austrii. Gdy Wojtyła polecał Sadusia austriackiemu kardynałowi nie zająknął się o nadużyciach seksualnych polskiego księdza. Później wielokrotnie się z ks. Sadusiem spotykał. W ocenie reportera wysłanie księdza-pedofila za granicę to jasny przykład tuszowania pedofilii przez Karola Wojtyłę.
W październiku ubiegłego roku rozmawialiśmy z Gutowskim w związku z premierą jego książki "Bielmo. Co wiedział Jan Paweł II". Dziennikarz mówił nam wtedy: - Jasne, w czasie PRL były prowokacje, bezpieka próbowała dyskredytować księży, preparując nieprawdziwe sytuacje dotyczące ich rzekomo niemoralnego życia. Ale czy Stany Zjednoczone w 2000 roku to jest komunistyczna Polska? Wtedy Theodore McCarrick został metropolitą Waszyngtonu, choć sygnały o jego nadużyciach pojawiały się na przestrzeni dekad. Czy esbecką prowokacją była sprawa z Lafayette w Luizjanie? Albo sprawa Marciala Maciela Degollado? Albo Boston? A tak w ogóle, czy Karol Wojtyła już jako metropolita krakowski nie miał do czynienia z prawdziwymi oskarżeniami wobec księży? Wydaje się to mało prawdopodobne, gdy spojrzymy na historię niemal każdej diecezji na świecie. Te rzeczy się po prostu dzieją. Jest mało prawdopodobne, że akurat Kraków za rządów Wojtyły był wolny od tego problemu.