Zdarzenie, które opisuje "Głos Wielkopolski" miało miejsce 26 października 2021 roku. Jedna z nauczycielek podczas lekcji przeprowadziła rozmowę z sześciorgiem dzieci, które miały być świadkami niewłaściwego zachowania jednego z nich wobec innych uczniów i nauczycieli w szkole.
- W pewnym momencie chwyciła naszego syna mocno za nadgarstek i szarpiąc wyprowadziła na korytarz - tłumaczyli gazecie rodzice chłopca.
Jak się okazuje, rodzice otrzymali nagranie z opisywanego zdarzenia. Słychać na nim takie frazy jak: "Chcę zobaczyć twój tyłek, pokażesz mi?", "Mam ci ściągać gacie?", "Szlag mnie trafi!", "Umiesz mówić?", "Jak ty do mnie mówisz? Kim ja dla ciebie jestem?".
Po uzyskaniu informacji o zdarzeniu rodzice chłopca zgłosili sprawę do dyrekcji. Ta jednak, w ich ocenie, próbowała tuszować sprawę. Wtedy postanowili interweniować u rzecznika dyscyplinarnego. W tym przypadku również mają wątpliwości co do prowadzonych działań kontrolnych.
Jak przekazali w rozmowie z "Głosem Wielkopolskim", świadkami zdarzenia na korytarzu były dwie nauczycielki ze świetlicy, które nie zostały wezwane na przesłuchanie przed rzeczniczką dyscyplinarną. Rodzice zarzucają szkole również to, że monitoring z korytarza nie został również zabezpieczony pomimo ich prośby.
Po przekazaniu informacji o chwyceniu za rękę i szarpaniu przez nauczycielkę do rzeczniczki, kobieta zapytała, czy rodzina posiada obdukcję.
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Nauczycielka przyznała, że przeprowadziła rozmowę z dziećmi. Z jej relacji wynika, że chłopiec po raz kolejny nie przyznał się do winy, czyli do pobicia i uderzenia w brzuch. - Zaprzeczał, że wyrządzał dzieciom krzywdę również we wtorek podczas pobytu w świetlicy. Wyrzucał dzieciom śniadania przez okno, dokuczał, przezywał, psocił - twierdziła nauczycielka, którą cytuje "Głos Wielkopolski".
Początkowo rzeczniczka obwiniła nauczycielkę o naruszenie praw dzieci, a przynajmniej tak wynika z orzeczenia, do którego dotarła gazeta. Chodziło o agresję słowną, krzyki i naruszenie godności osobistej ucznia. Ostatecznie jednak zarzuty zostały wycofane, a sprawę umorzono.
Jak czytamy w "Głosie Wielkopolskim", "w dokumencie stwierdzono, że postępowanie dyscyplinarne nie potwierdziło popełnienia zarzucanego czynu. Zdaniem komisji, zeznania jednego ze świadków pokazały, że 'podniesienie głosu przez nauczyciela' było jedyną możliwością zwrócenia jego uwagi".
Komisja uznała, że dowód w postaci nagrania jest niewiarygodny. Nagranie, które obejmuje 1 minutę i 34 sekundy nie jest zdaniem komisji czytelne i nie można potwierdzić, kiedy zostało ono zarejestrowane. "Na nagraniu brak głosów innych osób, jest ono fragmentaryczne (...). Nie przedstawiono też komisji oryginalnego nośnika z nagraniem" - wskazano w piśmie.
Dyrekcja szkoły nie komentuje sprawy, ponieważ jak przekazała gazecie Aleksandra Stachowska, nie może ona udzielić informacji ze względu na przepisy RODO.