Na początku 2016 roku 21-letnia wówczas Monika udała się na komendę policji by zgłosić, że jej były partner grozi jej, pobił ją i wykorzystał seksualnie, a następnie kazał wycofać zgłoszenie. Mężczyzna bał się powrotu do więzienia, ponieważ był na warunkowym zwolnieniu. Wcześniej został skazany za pobicie byłej żony. Monika nie wycofała się, dlatego zaczęła dostawać SMS-y z groźbami, były partner stał też pod jej domem, śledził ją, aż w końcu zaatakował.
W marcu 2016 roku mężczyzna udał się pod dom byłej partnerki w Żernikach pod Poznaniem. Przed nim zasztyletował 21-latkę, a jej matkę poraził paralizatorem. Następnie odebrał sobie życie.
Po tragedii prokuratura zapoznała się z aktami sprawy, bowiem miesiąc przed zabójstwem policjant Krzysztof W. z Poznania wszczął dochodzenie w sprawie gróźb i naruszenia nietykalności Moniki. Śledczy znaleźli w aktach zaledwie cztery notatki. Ostatnia miała być napisana dwa dni przed śmiercią kobiety. Według prokuratury w dokumentach znajdowały się informacje o "przeprowadzeniu czynności, które faktycznie nie miały miejsca".
Krzysztof W. i jego przełożony Piotr R., który był podpisany pod notatkami, nie przyznali się do zarzucanych czynów, a dokładniej do niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień. Proces w ich sprawie ruszył w kwietniu 2018 roku. Funkcjonariusze zgodnie milczeli - aż do czasu, gdy Krzysztof W. przerwał "zawodową solidarność".
Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
Jak podaje "Gazeta Wyborcza", W. przyznał się do sporządzenia nieprawdziwych notatek. W jednej z nich miał pisać, że przed śmiercią 21-latki próbował zatrzymać jej byłego partnera, ale nie zastał go w domu. Podczas wtorkowej rozprawy stwierdził, że nigdy tam nie był. Mężczyzna zaczął też przerzucać winę na swojego przełożonego.
- Pamiętam, że tamtego dnia przyszedł do mnie po spotkaniu ze swoimi przełożonymi. Powiedział, że muszę napisać notatki, które będą mnie chroniły. Żeby nie było żadnych problemów. Nie chciałem kłamać. Na decyzję miałem tylko chwilę. Piotr R. zaproponował, że razem napiszemy te notatki i podpiszemy. Nie wiedziałem, co napisać, więc on dyktował treść, a ja zapisywałem na komputerze - zeznał Krzysztof W.
Jak dodał, zgodził się kłamać, ponieważ "przestraszył się konsekwencji, jakie mogą go czekać". - W tym czasie miałem małe dziecko. Bałem się, że jeśli stracę pracę, to nie poradzę sobie finansowo - tłumaczył. Sąd ma zweryfikować nowe stanowisko oskarżonego i dlatego nie zakończył we wtorek procesu. Kolejna rozprawa ma odbyć się w kwietniu.