O tym, że polskie szpitalne oddziały ratunkowe są przepełnione, słyszy się nie od dziś. Lekarze stale podkreślają, że SOR to miejsce, w którym udzielana jest pomoc w przypadku nagłego zagrożenia życia lub zdrowia. Tymczasem, według szacunków, natychmiastowej pomocy wymaga zaledwie ok. 30 proc. pacjentów, którzy trafiają na oddział. "W przypadku dzieci nieuzasadnionych wizyt na SOR-ze jest jeszcze więcej. (...) A to powoduje, że ci, którzy wymagają natychmiastowej pomocy, czekają w kolejkach" - pisała w ubiegłorocznym komunikacie Federacja Porozumienie Zielonogórskie. Jej zdaniem "pacjentom brakuje społecznej solidarności i wyobraźni".
- Rodzice często w ogóle nie idą do lekarza rodzinnego i trafiają do nas, do izby przyjęć. (...) Później się denerwują, że muszą kilka godzin czekać na poradę lekarską. My jej oczywiście udzielimy, ale polega ona na zróżnicowaniu "szpital czy dom", natomiast izba przyjęć to nie jest poradnia pediatryczna, a niestety rodzice tak ją traktują - mówiła w rozmowie z TOK FM wicedyrektorka Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Bydgoszczy Danuta Kurylak.
Temat wielogodzinnego czekania na przyjęcie na SOR wraca co jakiś czas. Ostatnio głośno zrobiło się o nim po śmierci 32-letniej pacjentki, która zmarła w drodze do innej placówki po siedmiogodzinnym pobycie na SOR. "Na miejscu miało nie być lekarza z pieczątką" - sygnalizował Onet. "Dziennik" przytacza historię mężczyzny, który po złamaniu nogi czekał na SOR-ze 19 godzin na zrobienie rentgena, a następnie kolejne, by skonsultować się z lekarzem. Inna rozmówczyni gazety przyjęta na oddział została przyjęta dopiero po 26-godzinnym czekaniu. W jej przypadku miało zachodzić zagrożenie życia.
"Dziennik" podkreśla przy tym, że "długi czas oczekiwania [na przyjęcie na SOR- red.] nie jest regułą". Wszystko zależy od stanu zdrowia pacjenta, a także od tego, czy inni oczekujący wymagają pilniejszej interwencji.
"Wielu pacjentom pomoc udaje się uzyskać od razu albo po krótkim czasie oczekiwania. Na obie sytuacje składa się wiele czynników. Za te, w których pomoc nie jest udzielana natychmiastowo, trudno obwiniać lekarzy, pielęgniarki i ratowników, którzy robią, co mogą, żeby ratować ludzkie życie" - czytamy.
Więcej aktualnych wiadomości z kraju znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Gazeta rozmawiała z jednym z ratowników medycznych pracujących na oddziale ratunkowym. - Znaczna część naszych pacjentów trafia na SOR z pogorszeniem stanu zdrowia, który mógłby i powinien być leczony przez Podstawową Opiekę Zdrowotną lub przez poradnie specjalistyczne - powiedział Nicholas Karolak i dodał: - Nie prowadzę statystyk, ale szacując na podstawie moich własnych dyżurów, to przynajmniej jedna trzecia pacjentów w kolejce na SOR nie powinna się w niej znaleźć, ponieważ nie wymaga tego ich stan zdrowia.
Zdaniem ratownika wielu pacjentów myśli, że wizyta w SOR pozwoli im na szybsze wykonanie badań specjalistycznych. Zdarzają się też pacjenci, którzy zgłaszają się na oddział, by uzyskać przedłużenie recept czy otrzymać opinię lekarską. - Nie jesteśmy jednostką, która w tym celu powstała. Zajmujemy się stanami nagłymi, takimi, które zagrażają życiu lub zdrowiu, a w przypadku chorób przewlekłych leczymy ich zaostrzenia. Chciałbym, aby społeczeństwo widziało różnice i było w stanie wziąć pod uwagę, czy dana sytuacja wymaga rzeczywiście ambulatorium, czy jedynie konsultacji z lekarzem rodzinnym lub prowadzącym w przypadku pacjentów przewlekle chorych - powiedział medyk i zaapelował do pacjentów, by ci nigdy nie okłamywali lekarzy.