19 lutego 1980 roku współpracownicy 41-letniej Danuty Orzechowskiej zaniepokoili się jej nieobecnością w pracy. Kobieta, która pracowała jako montażystka i inspektorka programów telewizyjnych w Telewizji Polskiej, nigdy wcześniej nie spóźniała się na dyżur, dlatego postanowili zadzwonić do niej do domu.
Orzechowska mieszkała przy Noakowskiego 10/31 na warszawskim Śródmieściu razem z córką i współlokatorem (wcześniej rozwiodła się z mężem po trwającym 17 lat małżeństwie). Telefon odebrała jej córka Katarzyna. Nastolatka przekazała zaniepokojonym kolegom z pracy jej matki, że nie ma pojęcia, co się dzieje z kobietą. Następnie zadzwoniła do swojego ojca - Jerzego - i przekazała mu, że Danuta nie pojawiła się w pracy i jest poszukiwana. Mężczyzna od razu zadzwonił na milicję, by oficjalnie zgłosić zaginięcie byłej żony.
20 lutego 1980 roku dwóch robotników zauważyło pływający po Jeziorku Czerniakowskim duży garnek owinięty w gazetę. Postanowili go wyłowić i otworzyć. W środku znaleźli odciętą głowę kobiety. Milicja szybko ustaliła, że szczątki należą do Danuty Orzechowskiej - identyfikacji dokonał Jerzy, który stał się także pierwszym podejrzanym. Sekcja wykazała, że głowa została odcięta tasakiem lub siekierą.
Poszukiwania reszty ciała trwały kolejnych kilka dni. 24 lutego zwłoki odnaleziono w walizce w skrytce bagażowej na Dworcu Centralnym PKP w Warszawie po tym, jak w okolicy skrytek zaczął unosić się nieprzyjemny zapach. Śledczy znaleźli w walizce ze sztucznej skóry rozczłonkowane ciało kobiety z położonym obok bukietem, składającym się z tulipana, żonkila i frezji. W drugiej torbie odnaleziono odcięte nogi, które zostały pozbawione rzepek kolanowych.
Pierwszym podejrzanym był były mąż, który przyznał, że do rozwodu miało dojść z powodu zachowania zmarłej, która według niego nie interesowała się domem, a zamiast tego myślała tylko o pracy. Danuta miała mu wypominać, że ma gorszą od niej pracę, poniżać go przy znajomych i jak zeznał - znęcać się nad nim psychicznie. Z kolei Katarzyna miała być wychowywana przez babcię i gosposię. Po zeznaniach Jerzy przestał być podejrzanym. Z kręgu wykluczono też współlokatora Romana, który w momencie zbrodni był w delegacji. Śledczy uważali, że sprawcą może być seryjny morderca lub dewiant seksualny - czyli osoba, która może zaatakować ponownie. Dlatego też zdecydowano się na pokazanie zdjęcia walizek w materiale wyemitowanym przed "Dziennikiem Telewizyjnym" w TVP. "Jeżeli ktoś widział 19 lub 20 lutego kogoś z taką walizką i torbą, proszony jest o kontakt z komendą" - przekazano w komunikacie.
Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
Na milicję zgłosiła się wówczas Irena Podlaska - sąsiadka Orzechowskiej. Jak zeznała, w te dni widziała córkę zamordowanej, która taszczyła walizkę z mieszkania. Kobieta chciała 18-latce pomóc ją nieść, jednak ta się nie zgodziła. Dziennikarze TVN24 dotarli do innej sąsiadki Katarzyny i jednocześnie matki jej ówczesnego chłopaka, która zajęła się nastolatką po tym, jak zaginęła jej matka. - Ona była zrozpaczona i oszołomiona. (...) Ona sobie później, widocznie, zdała sprawę z tego. Ani pan, ani nikt, by żadnego podejrzenia na nią nie rzucił - dodała kobieta.
Milicjanci początkowo nie chcieli uwierzyć, by młoda i spokojna dziewczyna była zamieszana w śmierć matki. Stwierdzili jednak, że ponownie sprawdzą mieszkanie przy Noakowskiego. Wówczas okazało się, że w kuchni brakuje jednego garnka z kompletu, a na tapecie są plamy krwi, które próbowano zmyć wodą z mydłem. Zabezpieczono także taśmę klejącą, sznurek i siekierę. Jak podaje Onet.pl, nastolatka została aresztowana w mieszkaniu ówczesnego chłopaka. Szybko przyznała się do zbrodni i opisała przebieg zdarzeń.
18 lutego Danuta Orzechowska miała dzień wolny i chciała, by córka pomogła jej zrobić pranie. Poprosiła nastolatkę, by wyciągnęła z górnego pawlacza kocioł do gotowania bielizny. Katarzyna weszła na drabinę, ale sięgając po ten przedmiot, złapała leżącą obok siekierę i uderzyła matkę w głowę. Gdy kobieta straciła przytomność, córka zadała jej kolejne, śmiertelne ciosy. Następnie włożyła jej ciało do wanny i rozebrała. Później wyprała ręczniki i ubrania, a następnie zmyła ślady krwi. Gdy to robiła, w mieszkaniu na chwilę pojawił się Roman. Mężczyzna jednak szybko wyszedł, a Katarzyna cały czas była w łazience, w której porąbała ciało matki i włożyła do toreb. Głowę kobiety schowała do garnka i zatopiła w Jeziorku Czerniakowskim, bo jak zeznała, było to ulubione miejsce jej matki. Zapakowane w walizkę ciało schowała za zasłoną w pokoju matki. Następnego dnia 18-latka poszła do szkoły, a po lekcjach zaprosiła do domu chłopaka, z którym uprawiała seks. Gdy wyszedł, Katarzyna odebrała telefon od kolegów z pracy Danuty. Wówczas postanowiła zawieźć walizkę na dworzec i schować ją do skrytki. Później wróciła po torbę, w której schowała odcięte nogi i również odwiozła ją na dworzec.
Z zeznań wynikało, że Katarzyna myślała o śmierci matki od trzech lat, ale nie planowała zbrodni. Powodem jej popełnienia miało być to, że nie czuła się kochana. - Gdy miałam mniej więcej 16-17 lat, matka powiedziała mi, że jestem dzieckiem niechcianym i nieplanowanym. Było to po kolejnej drobnej scysji między mną a nią. Dokładnie nie przypominam sobie, czego dotyczyła, albowiem takie nieporozumienia były na porządku dziennym. W tym czasie ojciec nie mieszkał już razem z nami. (...) Od najmłodszych lat matka nie zajmowała się mną. Nie pamiętam jej w swoim dzieciństwie. Pamiętam ją ciągle krzyczącą - zeznawała Katarzyna, cytowana przez program "Czarno na białym". 18-latka podczas rozprawy dodała, że nigdy nie kochała matki, a z czasem zaczęła jej nienawidzić.
Danuta miała powiedzieć też córce, że wini ją za to, że jej narodziny opóźniły jej karierę w telewizji. Kobieta biła córkę po twarzy, a jej pamiętnik czytała i wyśmiewała ze znajomymi. W pamiętniku córki podkreślała na czerwono błędy ortograficzne. Katarzyna wówczas zaczęła pisać o matce same dobre rzeczy, jednak to nie poprawiło ich relacji. Nastolatka nie wiedziała też, z jakich dokładnie powodów matka biła ją w dzieciństwie.
Podczas procesu zeznawała także gospodyni, która pracowała w domu Orzechowskich przez ponad siedem lat. Kobieta przyznała, że stosunki matki i córki były oziębłe. Z kolei ojciec 18-latki przekazał, że Danuta nigdy nie przytulała ani nie całowała córki - nawet, gdy ta była dzieckiem.
Katarzyna w trakcie rozprawy zeznała, że gdy oddzieliła kończyny od tułowia, matka stała się dla niej przedmiotem. Oskarżycieli zszokowało też to, że 18-latka wycięła rzepki kolanowe z chirurgiczną precyzją. Opinia publiczna domagała się, by Katarzyna została skazana na karę śmierci. Sąd uznał jednak, że 18-latka nie była poczytalna w chwili popełnienia zbrodni. 25 września 1980 roku nastolatka została skazana na najniższą możliwą karę - osiem lat pozbawienia wolności.
"Skazana pozbawiła życia tę, która jej to życie dała, ale dając to życie, nie nauczyła najprostszych uczuć i trwający latami stan oschłości, spowodował zablokowanie emocjonalne u oskarżonej" - napisano w uzasadnieniu, cytowanym przez dziennik.pl. Katarzyna wyszła z więzienia po pięciu latach za dobre sprawowanie. Kobieta miała przeprowadzić się na południe Polski i zmienić nazwisko. Wyszła za mąż za mężczyznę, który znał jej przeszłość i urodziła córkę. Katarzyna jednak rozwiodła się z mężem, a dzieckiem, na jej prośbę, ma zajmować się były mąż. Powodem tej decyzji miała być depresja. Po latach dziennikarze odnaleźli Katarzynę, jednak ta odmówiła rozmowy.