Odpowiadam Januszowi Palikotowi na list. Gdzie Pana blog, gdzie Dante i Primo Levi

Marta Nowak
Po moim artykule o tym, jak Janusz Palikot opisał bezdomność w San Francisco, redakcja Gazeta.pl otrzymała list otwarty od autora, który reaguje na krytykę. Cieszy mnie ta chęć rozmowy (polemika to też dialog). W tym duchu pozwolę sobie odpowiedzieć.

Dla niezbędnego kontekstu – list otwarty Janusza Palikota można, i warto, przeczytać na jego stronie (tu link). A mój wczorajszy tekst jest tutaj:

Szanowny Panie!

Przywołuje Pan w swoim liście otwartym wielu autorów, proszę bardzo, grajmy w tę erudycyjną grę. Jak powiedział wielki ironista Oscar Wilde: "Nigdy nie podróżuję bez pamiętnika. W pociągu zawsze trzeba mieć coś sensacyjnego do czytania". Gratuluję, Panu się taki pamiętnikarski wyczyn udał.

Pisze Pan, że w poście o bezdomności, który wzbudził tyle emocji, dał Pan wyraz swojemu wstrząsowi w literackiej formie. Że gdyby ten tekst znalazł się w eseju, w druku, nie w mediach społecznościowych, nikt nie byłby oburzony. Przypomnijmy tę literacką formę opublikowaną pod tytułem "Bezdomne ludzkie śmieci", niech będzie wiadomo, o jakiej frazie mowa:

Onanizowała się w śmietniku. Na ulicy. W śmieciach. W dzień. Obok przechodziło masę ludzi, nie zwracając uwagi na podniecone, zwierzęce, obłąkane podniecenie. Jęki śmiecia ludzkiego. Bezdomna, narkomanka, wariatka w agonalnym już stanie. Nie kontrolująca żadnych czynności życiowych. Jak Lizawieta u Dostojewskiego. (...) Nie tyle obłąkany człowiek, ale już nie człowiek. Jakaś resztka. Całkowicie zezwierzęcona.

Nie wierzę, że nie wie Pan, jak wielką rolę odgrywa kontekst. Nie opublikował Pan tych słów w eseistycznej książce (być może wtedy znalazłby się redaktor, który zasugerowałby pewne zmiany). Opublikował je Pan na Facebooku, Instagramie, na blogu, ale przede wszystkim: w otoczeniu notek, w których opisuje Pan swoje wakacje. Są loty helikopterem, spektakl na Broadwayu, zachwyty nad nowojorskim nocnym życiem. Na Boga, znajmy miarę i zachowajmy proporcje. To nie jest traktat o kondycji ludzkiej, to nie jest Dante, to nie jest Primo Levi, to są podróżne zapiski turysty ceniącego przyjemności życia. I w tym nagle "jęki śmiecia ludzkiego", "wariatka", "zwierzęce obłąkanie" – które ogląda Pan w ramach zwiedzania, tak jak przed chwilą oglądał Pan napis "Hollywood". Jest taki termin "pornografia cierpienia", tu chyba pasuje "voyeuryzm cierpienia". 

Przywołuje Pan tytuł Primo Leviego – żenuje mnie, że muszę to pisać i tłumaczyć kwestie podstawowe. "Czy to jest człowiek" pyta ocalały z Shoah po tym, co zobaczył jako więzień Auschwitz. "Bezdomne śmieci ludzkie" pisze syty turysta na zagranicznej wycieczce na widok kobiety, która go przeraża i wyrywa z błogości wakacji. Zapewniam, w książkowym zbiorze esejów podróżniczych ten fragment zrobiłby podobne wrażenie. "Nazwałem jak umiałem" – mówi Pan. Nie trzeba czytać Pana wpisu jako publicystyki, żeby nie potrafić pojąć, dlaczego opisał Pan ludzkie nieszczęście w taki sposób. Czemu te "śmieci ludzkie"? Czemu taki nawał dehumanizujących, pogardliwych określeń? Rozumiem wstrząs i przerażenie. Nie rozumiem – szczerze – dlaczego nie przyszły Panu do głowy inne słowa. 

"Uważacie, że tak nie wolno pisać? To spalcie (uprzedzam – to metafora)": Dantego, Dostojewskiego, Reymonta, Herberta. Podziwiam Pana dobre samopoczucie, niewielu włożyłoby swoją notkę na blogu między te nazwiska. Mniej podziwiam Pana erystykę. Chce Pan zrobić z krytyków swojego posta hunwejbinów, którzy wycięliby kawał literatury światowej? Nikt nie chce palić (uprzedzam – rozumiem metaforę) Dantego. Nikomu oprócz Pana nie przyszła do głowy taka analogia. Wszyscy czują, że podróż po piekle z Wergiliuszem to nie to samo co voyeurystyczny opis prawdziwej ludzkiej tragedii.

Podziwiam też Pana mniemanie o mocy swojego tekstu, kiedy czytam, że chciał nim Pan "obudzić sumienie świata" (wielkie zdanie!). Przykro mi, że niewdzięczny świat ujął się za człowieczeństwem oglądanej przez Pana kobiety zamiast zacząć dumać nad tym, jak opisał Pan marność istnienia. Ale jednak, sądząc po odzewie, coś udało się obudzić. To chyba dobrze?

Ponieważ – tak jak Pan – wierzę, że każdy może się zastanowić, dlatego – tak jak Pan – na koniec zostawiam cytaty. Dla lepszej intelektualnej zabawy trzymam się dzieł podobnych do wymienionych w Pana liście. Jest Szekspir, jest Pismo Święte, jest może nie Primo Levi, ale inny ocaleniec z Holokaustu. Zapraszam. "Zastanówcie się".

Nie będę zamieniał skrajnego cierpienia w spektakl i wykorzystywał tych nieludzkich krzyków, aby przyprawić sobie aureolę jako pisarz czy reżyser.
– Emmanuel Levinas, "Trudna wolność. Eseje o judaizmie" (przeł. Agnieszka Kuryś i Jacek Migasiński)

Dumny sam się pożera. Duma jest jego własnym zwierciadłem, jego własną trąbą, jego własną kroniką.
William Szekspir, "Troilus i Kresyda" (przeł. Leon Ulrich)

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
– Ewangelia św. Mateusza 5,7 (Biblia Warszawska)

Z wyrazami szacunku,
Marta Nowak

Więcej o: