Polscy strażacy wrócili z Turcji. Uratowali 12 osób. "Jestem wzruszony, zrobiliście niezwykłą rzecz"

Polscy strażacy, ratownicy górniczy i medycy, którzy przez ponad tydzień ratowali ludzi spod gruzów po trzęsieniu ziemi w Turcji, są już w kraju. - Strażacy ratownicy mówią, że jak ratujesz człowieka, to jakbyś świat ratował. Myśmy 12 razy świat uratowali - nie krył wzruszenia gen. brygadier Andrzej Bartkowiak, szef PSP.

Samolot z grupą ratowniczą HUSAR wylądował na warszawskim lotnisku Okęcie. Oficjalnie powitali ją szef MSWiA Mariusz Kamiński i komendant Państwowej Straży Pożarnej, generał brygadier Andrzej Bartkowiak.

Zobacz wideo Polska wysyła do Turcji strażacką grupę ratowniczą, która pomoże przy poszukiwaniu poszkodowanych w trzęsieniu ziemi

Strażacy ratownicy wrócili z Turcji. "Jestem wzruszony"

- Kiedy tydzień temu dotarła do nas informacja o potężnym trzęsieniu ziemi, jakie dotknęło Turcję i Syrię, wiedzieliśmy, że natychmiast musimy organizować akcję pomocy. Każda godzina, każdy dzień to było być albo nie być, życie albo śmierć ludzi, którzy byli pod gruzami zawalonych budynków  - powiedział Mariusz Kamiński. Zwracając się do strażaków, podkreślił, że zrobili "rzecz niezwykłą". - Uratowaliście 12 osób, w tym trójkę małych dzieci - mówił.

- Strażacy ratownicy mówią, że jak ratujesz człowieka, to jakbyś świat ratował. Myśmy 12 razy świat uratowali. Wielkie podziękowanie za wasz profesjonalizm, wysiłek. Jestem wzruszony. Są takie momenty w życiu każdego oficera, że brakuje słów, i dzisiaj to jest taki moment - powiedział gen. brygadier Andrzej Bartkowiak, szef Państwowej Straży Pożarnej. 

Przez tydzień Polacy działali w miejscowości Besni w Turcji, gdzie z pomocą psów poszukiwali rannych i ocalałych w trzęsieniu ziemi. Na gruzowisku działało 76 strażaków i 8 psów. Polscy ratownicy wydobyli spod ruin budynków 12 żywych osób.

W Turcji mają jeszcze zostać medycy i ratownicy Wojskowego Szpitala Polowego z Wrocławia, który przewieziono z Polski i ulokowano w mieście Goksun.

Syria. "Wiem, że uratowano wiele dzieci, ale ich rodzice są wciąż pod gruzami"

Liczba ofiar ubiegłotygodniowego, podwójnego trzęsienia w Turcji i w Syrii przekroczyła 41 tysięcy. Od pierwszych chwil katastrofy w Syrii obecna jest organizacja Lekarze bez Granic. 

- Ze względu na braki w funduszach na pomoc humanitarną oraz trudności w dostępie lądowym do wielu miejsc, większość syryjskich szpitali już w momencie katastrofy mierzyło się z problemami i brakami w zaopatrzeniu. Transport z Turcji już był dużym wyzwaniem, a jedyne nadające się dla konwojów humanitarnych przejście graniczne w Bab al-Hawa było przedmiotem politycznych napięć - mówi cytowany w komunikacie prasowym organizacji Ahmed Rehmo, koordynator projektu, odpowiedzialny za działania Lekarzy bez Granic w prowincji Idlib w Syrii.

- Po trzęsieniu ziemi przejście to zostało zamknięte na trzy dni, ruch na nim do tej pory jest niewielki. Organizacje humanitarne działające w północno-zachodniej Syrii sięgnęły do swoich zapasów na miejscu, ale dostarczenie pomocy z zewnątrz jest dziś bardzo pilne. Dwa milion ludzi mieszka w obozach dla osób przesiedlonych, często w targanych wiatrem namiotach - opowiada.

Kiedy zatrzęsła się ziemia, byłem akurat u mojej ciotki, która mieszka niedaleko. Trzęsienie ziemi obudziło nas w środku nocy, wszyscy zaczęli wybiegać z domów i krzyczeć na ulicach. We wsi domy są stare, wiele z nich się zawaliło. Teraz ludzie mieszkają na ulicach, w namiotach, pod drzewami. Są biedni, nie mają innego schronienia

- opowiada Abdulbari, 19-letni Syryjczyk, pacjent Lekarzy bez Granicy.

- Wiem, że uratowano wiele dzieci, ale ich rodzice są wciąż pod gruzami. Słyszałem też, że wzywają wszystkich sprawnych fizycznie ludzi do pomocy w innych rejonach. Obrona cywilna jest przytłoczona potrzebami, nie poradzi sobie sama. Potrzebujemy sprzętu, ale teraz nie mamy nic - mówi.

Wesprzyj zbiórkę Fundacji PCPM na pomoc poszkodowanym w trzęsieniu ziemi w Turcji i Syrii - przez >>stronę PCPM albo przez >>zbiórkę na Facebooku.

Więcej o: