16 grudnia ubiegłego roku na autostradzie A1 na wysokości Łodzi doszło do wypadku. Na drodze panowały bardzo trudne warunki. W pewnym momencie samochód osobowy zjechał z drogi i uderzył w barierki. W aucie przebywał 10-letni Miłosz, który jechał ze swoim ojczymem i psem Burzą. Jechali po dziadka do szpitala.
Zobaczyłem, że tata stracił przytomność i z jego ust zaczęła lecieć krew
- opowiada chłopiec w rozmowie z TVN24. 10-latek zadzwonił pod numer alarmowy 112.
- Pani pytała mnie, gdzie doszło do zdarzenia, kiedy i co się wydarzyło. W trakcie rozmowy pytała, czy mamy choinkę, co bym chciał dostać od Mikołaja i jakiego mam psa. Pamiętam też, że kilkukrotnie pytała o stan mojego taty i kazała mi odchylać jego głowę, tak żeby swobodnie oddychał. Dzięki tej pani przestałem się stresować - wspomina chłopiec w rozmowie ze stacją.
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Mama Miłosza podkreśla, że jest bardzo dumna z syna. Jak zaznacza, w szkole na temat takich sytuacji była tylko jedna lekcja, podczas której podano jedynie numery telefonów alarmowych.
- Masa była tych emocji, bo Miłosz uratował mi życie. Człowiek się cieszy z tego, że żyje. Z drugiej strony jest też duma, bo jednak te nauki nie poszły na marne, zostały wykorzystane w praktyce. Jestem dumny z syna - dodaje pan Kamil w rozmowie z TVN24.
Miłosz i pani Ewelina, która odebrała zgłoszenie od chłopca, zostaną nagrodzeni przez wojewodę łódzkiego w przeddzień Europejskiego Dnia Numeru Alarmowego 112, który przypada 11 lutego.