Andżelika zaginęła w 1997 roku - wyznaczono 70 tys. zł nagrody. Archiwum X typowało 13-letniego sprawcę

Andżelika Rutkowska w styczniu 1997 roku wyszła z domu dziadków w Kole i już nie wróciła. Chociaż Archiwum X wytypowało podejrzanego w sprawie, który miałby wówczas zaledwie 13 lat, sąd nie nakazał wszczynać śledztwa. Teraz anonimowy darczyńca wyznaczył wysoką nagrodę dla osób, które pomogą rozwikłać tę sprawę.

Anonimowy darczyńca oferuje 70 tysięcy złotych dla osoby, która przekaże informacje kluczowe w sprawie zaginięcia Andżeliki Rutkowskiej. "Ponieważ osoba ta pragnie pozostać publicznie anonimowa, wszelkie informacje dotyczące losu Andżeliki prosimy przekazywać rodzinie, poprzez grupę w prywatnych wiadomościach lub też na adres e-mail izadm3@poczta.onet.pl" - napisała ciotka zaginionej na grupie "Szukamy Zaginionej Andżeliki Rutkowskiej" na Facebooku. Wszelkie informacje będą sprawdzane pod kątem wiarygodności. Ciocia Andżeliki ma też nadzieję, że podana kwota będzie wystarczająca, by "ruszyć sumienie" informatora. 

Zobacz wideo Czy wiesz, co zrobić, gdy zaginie ktoś bliski?

Zaginięcie 10-letniej Andżeliki Rutkowskiej - wyznaczono nagrodę

Jak pisaliśmy, 10-letnia Andżelika Rutkowska zaginęła ostatniego dnia ferii zimowych. 31 stycznia 1997 roku wyszła na podwórko pobawić się z dziećmi. Niestety 10-latka nie wróciła już do mieszkania dziadków w kamienicy przy ul. Mickiewicza w Kole w województwie wielkopolskim. W dniu zaginięcia ubrana była w granatową kurtkę z czerwonymi paskami na rękawach, brązowe trapery, czapkę w miodowym kolorze i spodnie dresowe z napisem wzdłuż jednej z nogawek. 

To właśnie w pobliżu mieszkania dziadków znajdowało się podwórko i plac zabaw, na którym miała bawić się Andżelika. 30 metrów dalej mieszkała matka 10-latki, jednak dziewczynka nie chciała się tam przeprowadzić. W pobliżu mieszkała także jej ciocia - pani Izabela. To właśnie z nią Andżelika rozmawiała kilka godzin przed zaginięciem. Jak relacjonowała kobieta, tego dnia szykowała się z kilkumiesięcznym synem do wyjścia do lekarza. Andżelika chciała im towarzyszyć, jednak ciocia jej to odradziła, kierując się tym, że 10-latka mogłaby się nudzić. Andżelika uznała wówczas, że wyjdzie na podwórko. 

Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.

Zaginione w 1993 roku nastolatki - Ernestyna i AnnaArchiwum X szuka świadków. Chodzi o zaginięcie Anny i Ernestyny w 1993 roku

Policja nie zaangażowała psa tropiącego ani nurków w poszukiwania 10-letniej Andżeliki 

Pierwszy Andżeliki zaczął szukać jej dziadek - Cezary, który czekał na wnuczkę z ugotowanym obiadem. Gdy 10-latka nie wróciła do godziny 16, wówczas rodzina zaczęła jej szukać w okolicy. Jeden z sąsiadów powiedział, że widział ją około godziny 15. Na pytanie: "Gdzie idziesz, króliczku?", Andżelika odpowiedziała, że chce się przejść. O godzinie 19, po bezowocnych poszukiwaniach, dziadek i matka dziewczynki zgłaszają jej zaginięcie na policję. Rodzina prosiła funkcjonariuszy o zaangażowanie psa tropiącego - odmówiono jednak, ponieważ suczka miała cieczkę. Bliscy dziecka bali się też, że Andżelika mogła utonąć w pobliskiej Warcie - wiedzieli, że nie potrafi pływać i boi się wody, jednak jeden ze świadków widział ją właśnie niedaleko rzeki. Policjanci "przeszukali" rzekę z niewielkiej łódki - płetwonurkowie nie byli natomiast wezwani na miejsce. Poszukiwania te nie przyniosły żadnego rezultatu.

Rodzina zaczęła korzystać z pomocy jasnowidzów, którzy podawali różne wersje w sprawie zaginięcia dziewczynki. Jeden z nich twierdził, że Andżelika znajduje się w opuszczonej posesji w Kole - drugi, że 10-latka miała być obserwowana i porwana. Kolejny naprowadził rodzinę na dworzec we Włocławku w województwie kujawsko-pomorskim. Policjanci dotarli do świadków, którzy mieli widzieć 10-latkę błąkającą się przez kilka dni po dworcu. Nie natrafiono jednak na żadną osobę, która zainteresowałaby się losem samotnej dziewczynki. 

Śledztwo w sprawie zaginięcia Andżeliki - prowadzone w kierunku pozbawienia wolności - zostało umorzone w kwietniu 1997 roku. Mimo braku przeszukania Warty, wykluczono wersję o utonięciu. Po 10 latach wszystkie dokumenty w tej sprawie zostały zniszczone. 

Jedyne zdjęcie zaginionej KasiPorwanie 7-miesięcznej Kasi ze szpitala. Pielęgniarki spały

Świadkowie widzieli Andżelikę z kolegami. Jeden z nich miał powiedzieć, że dziewczynka się utopiła

Był też inny trop, na który rodzinę naprowadził sąsiad dziewczynki - pan Jerzy. Mężczyzna w dniu zaginięcia widział Andżelikę w towarzystwie jej kolegów - Rafała T. i Igora K. Z kolei świadek, który widział dziewczynkę przy Warcie, zeznał, że była w towarzystwie dwójki chłopców - o czym poinformował policję. Kolejny mówił, że grupka dzieci chodziła po lodzie, jaki wytworzył się na brzegu rzeki. 

Chłopcy twierdzili jednak, że tego dnia się z nią nie widzieli. Po zaginięciu 10-latki pan Jerzy próbował z nimi porozmawiać, jednak wówczas zaczęli go unikać. Dziadek Andżeliki jeszcze w dniu zaginięcia poszedł do Igora K. zapytać, czy widział jej wnuczkę. Chłopiec zaprzeczył, jednak jego siostra - Magdalena - odparła, że na pewno widziała ich jeżdżących na rowerze. Następnego dnia dziewczynka wszystkiemu zaprzeczyła. 

 

Inna sąsiadka przekazała policji, że 1 lutego - dzień po zaginięciu - rozmawiała z Igorem K., który odwiedził jej syna. Na pytanie o to, co stało się z Andżeliką, miał odpowiedzieć, że się utopiła. Świadkiem wypadku miał być także Rafał T. - widziany później kilkukrotnie przez sąsiadów, jak płacze. 

Dawid Serafin, dziennikarz Onetu, rozmawiał z byłymi i obecnymi policjantami z Koła, którzy anonimowo zapewnili, że powołano biegłego psychologa, który rozmawiał z Igorem K., Rafałem T. oraz ich kolegą, który przyjaźnił się też z Andżeliką - Marcinem P. Według eksperta relacje chłopców są niespójne, jednak za powód tej sytuacji uznał, że chłopcy zbyt często byli wypytywani o losy zaginionej. Nikt jednak nie zwrócił uwagi na zeznania Marcina P., który miał powiedzieć, że Rafał T. zabrał Andżelikę nad Wartę i popchnął ją do wody. Gdy wyszła z rzeki, miał ją popchnąć kolejny raz. Rafał T. temu zaprzeczył. 

Interia: Rafał T. do dziś nie został przesłuchany w sprawie zaginięcia 10-latki

W 2013 roku Komenda Główna Policji kazała śledczym kolejny raz przepytać Rafała T. ws. zaginięcia Anżeliki. Dopiero po roku ustalono jednak, że mężczyzna pracuje w Niemczech. W 2014 roku do rodziny zaginionej zgłosiła się natomiast była partnerka Rafała, Agata S., która pewnego dnia miała zauważyć, że ktoś przesłał mu wiadomość ze zdjęciem zaginionej. Kobieta nie zdążyła jednak przeczytać jej treści. Rafał T. z kolei powiedział jej, że to zdjęcie dziewczynki, z którą bawił się kilka godzin przed jej zaginięciem. Potem skasował wiadomość. Z nieoficjalnych ustaleń Onetu wynika, że mężczyzna mieszkał wówczas niedaleko Koła. Z kolei jak podaje Interia, T.  do dziś nie został przesłuchany w tej sprawie.

 

"Ja twierdzę, że w tej grupie osób był tylko jeden sprawca, natomiast reszta, to były przypadkowe osoby"

Sprawą Andżeliki zajęli się policjanci z Archiwum X. Według nich 10-latka została zabita, a jej koledzy od początku wiedzieli, kto jest sprawcą.  - Ja twierdzę, że w tej grupie osób był tylko jeden sprawca, natomiast reszta, to były przypadkowe osoby, które widziały, bały się, może były zastraszane przez tego człowieka. Przez tyle lat nikt nie atakował ich, żeby ta prawda została ujawniona. Ci rówieśnicy znają całą prawdę, nie mam co do tego żadnych wątpliwości - mówił Polsatowi News były szef Archiwum X w Krakowie. 

Prokuratura podała, że nawet przyjmując tezę Archiwum X, sprawcy nie będzie można pociągnąć do odpowiedzialności karnej, ponieważ w chwili popełniania przestępstwa nie miał ukończonych 13 lat. Prokuratura odmówiła więc wszczęcia śledztwa. 

W 2022 roku rodzina Andżeliki informowała, że policja odmawia dostępu do 800 stron notatek i informacji policyjnych w sprawie. Powodem ma być to, że "sprawa ma charakter operacyjny, w związku z czym są to informacje niejawne". - Mam wrażenie, że wielu osobom zależy, aby to wszystko ucichło. Problemem nie jest to, że zaginęła 10-letnia dziewczynka, ale to, że rodzina pyta o prawdę o jej losie. (...) I chciałabym tylko zapytać pana prokuratora - bo wiem, że to czyta - czy postąpiłby dokładnie tak samo w przypadku zaginięcia swojego dziecka - mówiła w rozmowie Onet.pl ciocia Andżeliki. Dziadek Cezary zmarł pięć lat po zaginięciu wnuczki. Nie żyją też babcia i tata zaginionej, a matka dziewczynki ma problemy zdrowotne. Prawdy o losie Andżeliki szuka nadal jej ciocia Izabela. Zaginiona miałaby dziś 36 lat.

Więcej o: