Pionier polskiego true crime'u. "Detektyw" ma 35 lat, a ludzie wciąż go kochają. Za co?

Marta Nowak
Krwawe historie, czerwone obrazki i to, że dziadek sobie kupował, a wnukom zabraniał czytać: tak niejeden poważny, dorosły człowiek wspomina dziś magazyn "Detektyw". Ale miesięcznik, który wyprzedził wszystkie podcasty true crime, to nie żadna efemeryda z lat 90. Po trzydziestu pięciu latach na rynku wciąż ukazuje się w stutysięcznych nakładach. A ja przeczytałam dwa numery i chyba wpadłam na trop sukcesu "Detektywa".

Hasła magazynu "Detektyw" z okładki: "Największy magazyn kryminalny w Polsce", "Jesteśmy z wami od 1987 roku!". Hasło ze strony detektywonline.pl: "Crime story to nasza pasja". Wydawca: spółka Moniki Frączak i Krzysztofa Kilijanka (redaktor naczelny i szefowa wydań specjalnych przejęli licencję magazynu po tym, jak z wydawania zrezygnował PAP). Nakład najnowszego numeru: 106 155 egzemplarzy. Cena: 6 złotych 79 groszy. Liczba stron: 64. Liczba reklam: śladowa.

Zobacz wideo Uderzenie w błoński narkobiznes. Funkcjonariusze CBŚP zatrzymali 18 osób

Samo gęste

W styczniowym wydaniu magazynu jest baner jednego podcastu kryminalnego, w lutowym dodatkowo strona z reklamą książki. Do tego informacje o magazynie "Detektyw Wydanie Specjalne" i Detektywie online. Więcej jakkolwiek marketingowych treści nie ma, a stałe rubryki – "Rozrywka z Temidą", krzyżówka i zagadka na ostatniej stronie – nie zajmują dużo miejsca. Czytelniczce zostaje więc w rękach ponad 50 stron lektury, co przekłada się na 8-10 ilustrowanych kryminalnych opowieści. Biorąc pod uwagę cenę magazynu, brzmi to jak przyzwoity interes. Zwłaszcza że mówimy o historiach krwawych, mrocznych i – jak zapewniają wydawcy – prawdziwych.

Jeśli zmieniamy jakieś szczegóły, to imię, nazwisko, topografię. Natomiast samo przestępstwo, dochodzenie do przestępstwa, postępowanie sprawców, jest zawsze na 100 proc. prawdziwe

- mówił w 2020 r. redaktor naczelny Krzysztof Kilijanek w podcaście "Zawodowcy". Jak dodał, w razie  wątpliwości upewnia się, na terenie której komendy miało miejsce przestępstwo. Czasem wręcz prosi zgłaszającego temat autora o sygnaturę akt sprawy.

Miłość w kolorze krwi

Ale tym, co wydaje się czynić "Detektywa" tak atrakcyjnym, nie są suche fakty, tylko styl narracji. Tło społeczne przestępstwa, relacje międzyludzkie, psychologia uczestników zdarzenia, ich charakter, rozterki, pragnienia – wszystko to jest opisane tyleż dokładnie co sugestywnie. Wiemy, że rabuś Zygmunt B. "był wygadany, cwany, wszędzie było go pełno". Że kochanka Adama H., buddysty-lekarza dusz, "oczyma wyobraźni widziała siebie jako partnerkę terapeuty. Adam okazał się jednak zwykłym gołodupcem". Że Daniel, który związał się z dużo starszą od siebie Beatą, "zapewniał, że ją kocha, i to właśnie z nią chce dzielić swoje życie. Kłamał".

Próbka treści z 'Detektywa'Próbka treści z 'Detektywa' Źródło: 'Detektyw' (01/2023 i 02/2023)

Wspaniale tajemnicze są też tytuły materiałów ("Dół wykopali wcześniej...", "Miłość w kolorze krwi", "Ostatni grill byłego starosty"). A kiedy w tekstach pojawiają się wypowiedzi bohaterów, trudno uniknąć wrażenia, że czyta się po prostu fabularny kryminał. Oto próbki:

Wyobraź sobie, dobre trzysta tysięcy, jak nie lepiej. Starczy na nas trzech. Tak to załatwimy, że nikt nawet się nie zorientuje - szeptał hersztowi bandy.
A tyle mi obiecywałeś: że będziemy mieć dom, kupimy fajne meble, dobry samochód, i co? Ale byłam głupia, że wyszłam za takiego nieudacznika życiowego - wzdychała.
Co ty wyprawiasz! Ćpasz? Zwariowałeś? Jesteś mężem i ojcem! - krzyczała na niego żona.

Jednocześnie w "Detektywie" widać przejawy wzruszającej odpowiedzialności społecznej. W najnowszym wstępniaku Monika Frączak przestrzega czytelników przed oszustami, którzy próbują wyłudzić kody Blik. Bartłomiej Mostek, autor materiału o nierozwiązanej zbrodni sprzed niemal 30 lat, pod koniec tekstu podaje, z jaką jednostką policji może się skontaktować czytelnik, jeżeli zna tożsamość zabójcy. A przy tekście o samobójstwie rozszerzonym znajdziemy ramkę z numerami telefonów dla osób potrzebujących wsparcia – Niebieska Linia, Ośrodek Interwencji Kryzysowej, KPH, Lambda. I to jest kontrast, który rozczula: kiedy powieściowo opowiadanym historiom w niezmiennej od lat oprawie graficznej towarzyszy numer wsparcia psychologicznego dla osób LGBT. 

Więźniowie, kobiety, bestie

A kto czyta "Detektywa"? Na pewno więźniowie. Jak mówią wydawcy w cytowanym już podcaście "Zawodowcy", wśród nich zdarzają się nawet bohaterowie zdarzeń opisywanych w miesięczniku. Listownie proponują, że mogą "wyjaśnić, jak było naprawdę". Ale też inni osadzeni potrafią pisać do "Detektywa", oferując, że opowiedzą swoją – a czasem cudzą – historię. 

Są otwarci na współpracę. Stawki nie padają. Ale na pewno nie chcą tego robić hobbystycznie, nazywają rzecz po imieniu: za pieniądze
Są dwie grupy: jedni uważają, że są w stanie sami pociągnąć pisarstwo, a inni chcieliby mieć ghostwritera

- opowiadają Monika Frączak i Krzysztof Kilijanek.

"Detektyw" jest oczywiście popularny nie tylko w zakładach karnych. Najbliżej wiedzy o tym, kto kupuje magazyn, redakcja znalazła się, kiedy do numeru dołączono ankietę dla czytelników. Wśród osób, które ją odesłały, przeważały kobiety, mieszkanki miast, ze średnim i wyższym wykształceniem. Wygląda na to, że historie o "Pająku" czekającym na ofiarę jak najbardziej pasują paniom do porannej kawy. I dobrze, gdy (historie, nie panie) są jak najbardziej pokręcone i krwawe. Nie chodzi o niewinne zagadki jak z Agathy Christie. Chodzi o psyche mordercy.

Co się okazuje: bestie to jest coś, co nasi czytelnicy uwielbiają. Bestie, zwyrodnialcy i kobiety - im gorsza, tym lepiej, taki diabeł w spódnicy. To jest to, o czym chcą czytać czytelnicy Detektywa

- zdradza Monika Frączak, być może dotykając tym samym jakiejś mrocznej prawdy o ludzkiej naturze. A na pewno pokazując, że wydawcy "Detektywa" przez 35 lat zgromadzili na jej temat niezły know-how.

Więcej o: