Do wybuchu gazu przy ul. Bednorza w Katowicach doszło w piątek. Zginęły w nim dwie kobiety - 69-letnia matka i 40-letnia córka. W poniedziałek redakcja "Interwencji" otrzymała wysłany w środę list, których nadawcą miały być ofiary. Napisały o trudnej sytuacji, w której się znalazły, a z której nie widziały wyjścia, dlatego zdecydowały się na zabójstwo suicydalne.
"Jeśli ktoś się zastanawia, jak doszło do tej tragedii w Katowicach-Szopienicach to oto kilka słów wyjaśnienia" - tak zaczyna się list, który miał zostać napisany przez ofiary. Polsatnews.pl podkreśla, że w piśmie miały zaznaczyć, że były w ciężkiej sytuacji i zwróciły się o pomoc do księdza, u którego zamieszkały i u którego pracowały. "Osoby, które napisały list, wskazały, że w trakcie pracy czuły się niedoceniane przez duchownego, obwiniły go również o okradanie" - informuje portal.
Z treści listu wynika, że ofiary chciały wyprowadzić się z terenu parafii i miały starać się o mieszkanie, a o niepowodzenie w znalezieniu lokum obwiniały księdza. Próbowały też szukać pomocy u prezydenta miasta, jednak - jak napisały - spotkanie z włodarzem również miał im uniemożliwić duchowny.
List otrzymała także katowicka redakcja programu Uwaga TVN.
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
W rozmowie z Gazeta.pl rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Katowicach Marta Zawada-Dybek przekazała, że prokurator podjął działania zmierzające do zabezpieczenia tego listu, a okoliczności sprawy będą weryfikowane.
Jak podaje "Fakt", jedną z weryfikowanych wersji wydarzeń może być nawet celowe wysadzenie kamienicy lub rozszczelnienie instalacji gazowej. Według proboszcza parafii przed katastrofą czuć było ulatniający się gaz. - Wezwaliśmy fachowca z uprawnieniami, który zdążył zakręcić główny zawór, szykowaliśmy się do przeglądu instalacji w mieszkaniach - mówił "Faktowi" ks. Adam Malina.
Z informacji gazety wynika, że najsilniej gaz miał być wyczuwalny niedaleko lokalu nr 3, który zamieszkiwała z rodziną Halina D., była kościelna i jedna z ofiar wybuchu. W wybuchu zginęła również jej córka, a mąż kobiety przebywa w szpitalu.
Jak relacjonuje "Fakt" konflikt Haliny D. z parafią miał sięgać 2016 roku, gdy rozwiązano z nią podpisaną w 1999 roku umowę. Kobieta przestała wtedy pełnić obowiązki kościelnej, jednak z mieszkania się nie wyprowadziła.
Parafia miała się domagać, aby jej rodzina opuściła lokal z powodu wielomiesięcznych zaległości w czynszu. W międzyczasie D. wystąpiła do sądu, domagała się od parafii zapłaty zaległych składek emerytalnych. Sąd Apelacyjny oddalił jej roszczenia. W ciągu kolejnych lat zadłużenie kobiety sięgało już kilkudziesięciu tysięcy złotych. Ostatecznie rodzina podpisała z parafią ugodę i zobowiązali się do regulowania zadłużenia i wnoszenia opłat czynszowych.
W liście przekazano również, że ksiądz miał zażądać od kobiet wniesienia opłaty za media, za które już wcześniej zapłaciły. Duchowny miał także zapowiedzieć im, że wyrzuci je z mieszkania. "Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że jedno z nas jest ciężko chore (nowotwór płuc z przerzutami), ale znieczulica działa i nic go nie obchodzi, zresztą czemu miałoby to go obchodzić, skoro nie ma sumienia i każe nam opuścić mieszkanie, nie interesuje go czy trafimy pod most" - napisano w piśmie.
Informację o nieporozumieniach w plebanii potwierdził biskup Niemiec w rozmowie z PAP. - Ten konflikt trwał od wielu lat, to był konflikt, który oparł się również o sąd. Sąd przyznał rację parafii - powiedział duchowny.
Tłem nieporozumień miały być kwestie finansowe. Według biskupa rodzina, która przed laty zajmowała się kościołem, mieszkała w plebanii i była utrzymywana przez parafię - nie płaciła czynszu, czy za media. Od ładnych paru lat te osoby tylko sobie mieszkały i się sądziły z parafią - wskazał bp Niemiec. Nie jest też tak, że te osoby były bez środków do życia, otrzymywały emeryturę, pani pracowała - dodał.
Pytany, czy po opublikowaniu treści listu doszedł do przekonania, że nie był to wypadek, a celowo wywołany wybuch, biskup odpowiedział: Tak pomyślałem - że to jest jednoznaczne, że chciano zrobić krzywdę chyba nie tylko sobie.
Potrzebujesz pomocy?
Jeśli przeżywasz trudności i myślisz o odebraniu sobie życia lub chcesz pomóc osobie zagrożonej samobójstwem, pamiętaj, że możesz skorzystać z bezpłatnych numerów pomocowych:
Centrum Wsparcia dla osób dorosłych w kryzysie psychicznym: 800-70-2222
Telefon zaufania dla Dzieci i Młodzieży: 116 111
Telefon wsparcia emocjonalnego dla dorosłych: 116 123
Pod tym linkiem znajdziesz więcej informacji, jak pomóc sobie lub innym, oraz kontakty do organizacji pomagających osobom w kryzysie i ich bliskim.
Jeśli w związku z myślami samobójczymi lub próbą samobójczą występuje zagrożenie życia, w celu natychmiastowej interwencji kryzysowej, zadzwoń na policję pod numer 112 lub udaj się na oddział pogotowia do miejscowego szpitala psychiatrycznego.