Na forum.gazeta.pl pewna osoba wspomniała kolędę, podczas której zabrakło krzyża. Nic nie szkodzi - znalazła zastępstwo: "Zaginął nam raz w domu krzyżyk kolędowy. Cały rok nieużywany, nie pamiętałyśmy z mamą, gdzie go schowałyśmy. A tu kolęda dobija się już do drzwi. W desperacji zdjęłyśmy świecznik z półki - taki krzyżak, gdzie na końcach ramion wstawia się świece, drewniany, czerwony, pobrudzony woskiem. No i ksiądz i my modliliśmy się z powagą do świecznika. Dał obrazek (ksiądz, nie świecznik)" - czytamy.
Mąż pewnej forumowiczki ugościł księdza w bardzo specjalnej koszulce: "Mój mąż przyjął ostatnio księdza w koszulce z rysunkiem granatu i podpisem 'rzuć na tacę'. Mówił, że nigdy nie słyszał, żeby ktoś tak szybko 'Ojcze nasz' odmawiał. Ciekawe, dlaczego?'" - napisała.
Inna osoba opisała wizytę księdza u znajomej, której pies trochę "nagrzeszył": "Podczas kolędy pies zaczyna ocierać się... hmm... tylną częścią ciała o buty księdza, na co ten z oburzeniem: 'proszę natychmiast zabrać to grzeszne zwierzę!'".
Najnowsze wiadomości znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
"Miałam może cztery lata i podczas gdy mama witała księdza (bardzo młodego zresztą), nie wiedzieć czemu wypiłam święconą wodę z talerzyka. Mama zdążyła zauważyć i pobiegła szybko do kuchni, ale z braku wody pobłogosławionej nalała szybko z kranu. Uradowana, że jakoś załatwiła sprawę, wróciła i wzięła mnie na ręce, bym więcej nie psociła przypadkiem" - pisze internautka.
Posłuchała mamy? Oczywiście, że nie. "Koniec wizyty - ksiądz wychodzi, a ja pytam: 'A buzi?', więc czerwony jak burak ksiądz całuje mnie w policzek i już odchodzi, gdy ja krzyczę: 'A mamę?!' Biedny ksiądz musiał moją totalnie zawstydzoną mamę pocałować, gdyż ja groziłam krzykiem... Parę następnych lat ten ksiądz czerwienił się podczas wizyt kolędowych u nas w domu".