11 lat temu, 24 stycznia 2012 roku późnym popołudniem, na komendę policji w Sosnowcu zgłosiła się Katarzyna W. Kobieta zaalarmowała funkcjonariuszy twierdząc, że ktoś porwał jej półroczną córkę Magdalenę. W. zeznała, że została uderzona w tył głowy przez napastnika, w wyniku czego straciła przytomność. Gdy się ocknęła, dziecka nie było już w wózku. Nieprzytomną Katarzynę W. odnalazła jej sąsiadka. - Wyglądała jak nieżywa. Miała kaptur na głowie. Żadnych obrażeń. Obok stał pusty wózek. Za mną szło dwóch młodych mężczyzn, poprosiłam, by wezwali policję i pogotowie - opowiadała "Faktowi" pani Żaneta.
- Nie pamiętam uderzenia, nagle miałam czerń przed oczami. Na środku wózka leżał lisek, jej maskotka i pozytywka, z którą zasypiała. Zobaczyłam pusty wózek. Madzi nie było. Zabrano ją razem z kocykiem - mówiła w mediach. Policjanci natychmiast przystąpili do poszukiwań - z opisu matki dziewczynki wynikało, że porywaczem mógł być wysoki mężczyzna ubrany w puchową kurtkę z czarnym pasem. - Zaczął mnie śledzić. On pojawiał się i znikał na całej trasie - twierdziła kobieta. Poza służbami w akcję zaangażowali się także zwykli mieszkańcy. W telewizji, prasie i internecie rozpowszechniono zdjęcia małej Madzi.
Dwa dni później do akcji włączył się detektyw Krzysztof Rutkowski, który z własnej woli zaoferował pomoc w szukaniu córki Katarzyny W. Nikt jednak nie natrafił na ślad ani dziecka, ani porywacza. 29 stycznia Katarzyna W., Rutkowski oraz ojciec dziewczynki zaapelowali w mediach do porywacza o przyznanie się do winy i oddanie dziecka, w zamian za gwarancję bezkarności. - Liczymy, że Madzia się odnajdzie, zrobimy wszystko. Nam zależy tylko na Madzi - mówili rodzice. - Oddajcie mi moją perełkę, moją Madzię. Oddaj mi moją córkę! - błagała z kolei Katarzyna W.
2 lutego Krzysztof Rutkowski ujawnił rozmowę, do której doszło między nim i Katarzyną W. Kobieta pierwszy raz powiedziała wtedy, że córeczka wcale nie została porwana, tylko zmarła w wyniku "nieszczęśliwego wypadku". Według jej relacji, Madzia miała wypaść jej z rąk, a następnie upaść na podłogę, uderzając głową o próg. - Wyślizgnęła mi się, ten kocyk był taki śliski - mówiła na nagraniu. Dziewczynka miała umrzeć na miejscu. Katarzyna W., bojąc się konsekwencji, ukryła ciało córki i upozorowała porwanie.
3 lutego Katarzyna W. wskazała policjantom miejsce, w którym ukryła ciało córki. Było to przy zniszczonym budynku niedaleko torów kolejowych. Dziecko ubrane było w kombinezon, który już wcześniej, przy wersji z porwaniem, został opisany przez matkę. Zwłoki zostały przykryte kamieniami. Ciało przeleżało 11 dni na silnym mrozie, dzięki czemu możliwe było przeprowadzenie sekcji zwłok Małgorzaty. Katarzyna W. usłyszała wówczas zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci córki.
15 lutego odbył się pogrzeb dziewczynki. W uroczystościach udziału nie wzięła Katarzyna W., chociaż godzinę wcześniej opuściła areszt.
Śledztwo nadal trwało, a w kolejnych badaniach okazało się, że wersja o nieszczęśliwym wypadku nie była prawdziwa. W lipcu 2012 roku biegli stwierdzili, że mała Madzia zmarła na skutek uduszenia. Katarzyna W. została aresztowana, później zastosowano wobec niej policyjny dozór. Kobieta zaczęła go jednak łamać i zaczęła się ukrywać. W mediach pojawiały się wówczas zdjęcia Katarzyny W. w bikini na wakacjach lub gdy tańczyła na rurze w jednym z klubów. Po wystawieniu listu gończego W. została schwytana - dokładnie 21 listopada 2012 roku niedaleko Białegostoku.
W lutym 2013 roku rozpoczął się proces, a Katarzyna W. została oskarżona o zabójstwo z premedytacją. Jak się okazało, już 19 stycznia 2012 roku kobieta próbowała skrzywdzić córkę - próbowała zatruć ją czadem, a potem rzuciła dzieckiem o podłogę. Gdy to nie poskutkowało, to udusiła córkę. Przed zbrodnią sprawdzała w internecie jak "zabić bez śladu", "ile kosztuje pogrzeb dziecka" czy "ile dostaje się zasiłku".
3 września 2013 roku sąd skazał W. na 25 lat pozbawienia wolności - prokuratura domagała się natomiast dożywocia, powołując się na badania biegłych psychologów, którzy orzekli, że Katarzyna W. jest patologicznym kłamcą i nie ma uczuć wyższych. Sama sprawczyni nigdy nie wyjaśniła, jaki był motyw zabójstwa.
W wyroku zastrzeżono, że kobieta nie może domagać się zwolnienia warunkowego wcześniej, niż po odbyciu 20 lat kary. Katarzyna W. nie opuści więc więzienia wcześniej niż w 2032 roku.