Napadali na konwojentów, "działali bardzo brutalnie". Teraz staną przed sądem. Wśród nich "Gulczas"

Jest akt oskarżenia przeciwko "Gulczasowi", "Molkowi" i pięciu innych mężczyznom. Prokuratura Krajowa oskarża ich o napady na konwojentów przewożących pieniądze. Podczas napadów w okolicach Warszawy oskarżeni mieli używać broni palnej. Grozi im nawet do 15 lat więzienia.

Na ławie oskarżonych zasiądą Piotr G. pseudonim "Gulczas", Marcin S. ps. "Molek", Oskar Z. ps. "Oskar" i Tomasza D. pseudonim "Daca". To mężczyźni, którzy wcześniej byli powiązani z warszawskimi gangami mokotowskim i "obcinaczy palców".

Prokurator zarzucił oskarżonym popełnienie rozbojów z użyciem broni palnej, noży oraz innych niebezpiecznych przedmiotów.

Ponadto zarzuty dotyczą również podżegania do rozboju z użyciem niebezpiecznych przedmiotów i usiłowania takiego rozboju na osobach narodowości wietnamskiej lub chińskiej oraz kradzieży 3,5 mln zł. Niektóre osoby zostały również oskarżone o usiłowanie włamania i kradzieży samochodu marki Porsche i Audi Q7.

Więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl

"Śledztwo dotyczyło szeregu napadów na konwojentów. Rozboje, w tym również z użyciem broni palnej, były dokonywane głównie na terenie Warszawy i okolic. Sprawcy działali w bardzo brutalny sposób, posługując się w trakcie rozbojów bronią palną, w tym pistoletami maszynowymi, nożami, rurkami, kijami bejsbolowymi. Niejednokrotnie ofiary doznawały licznych ran, które zagrażały ich życiu i zdrowiu. W trakcie napadów sprawcy podawali się również za policjantów" - czytamy w komunikacie wydanym przez Krajową Prokuraturę.

Mężczyznom grozi nawet do 15 lat więzienia.

Kolejny akt oskarżenia przeciwko "Gulczasowi" i "Dacy"

Jak informowaliśmy, Piotr G. już wcześniej stanął przed sądem m.in. za napad na konwojentów, do którego doszło 22 grudnia 2016 r. Jeden z ochroniarzy wszedł do budynku po pieniądze, a jego towarzysz pilnował w samochodzie walizki z zebraną wcześniej gotówką z innych punktów. Wtedy nieznany mężczyzna rozbił szybę ciężkim narzędziem, a następnie psiknął konwojentowi gazem w twarz. Dwóch kolejnych bandytów zabrało z pojazdu walizkę. Było w niej ponad 735 tys. zł.

Napad był udany, ale do pewnego momentu. "Sprawcy uciekli z miejsca zdarzenia samochodem, który następnie porzucili. Sprawcy próbowali zatrzeć ślady, jednak technikom policyjnym udało się zabezpieczyć w aucie materiał genetyczny. W wyniku dalszych badań ustalano jednego ze sprawców - Jacka Z. Ponadto jeden z uczestników napadu - Piotr G. ps. Gulczas vel Gula zgubił pistolet, na którym biegli ujawnili należące do niego ślady biologiczne" - informowała Prokuratura Krajowa.

Dzięki zebranym dowodom prokuratura przedstawiła Jackowi Z. zarzut współudziału w rozboju z użyciem broni.

"Na dalszym etapie śledztwa zgromadzono dowody pozwalające na ustalenie m.in. przebiegu i sprawców kolejnych trzech napadów oraz usiłowania zabójstwa, do jakiego doszło podczas jednego z napadów, a także kilkudziesięciu innych przestępstw popełnianych od końca lat 90. XX wieku aż do 2017 roku, w tym m.in. przez członków brutalnej grupy przestępczej określonej jako tzw. gang obcinaczy palców" - podała Prokuratura Krajowa.

Zobacz wideo Jak wygląda chorwackie 20 centów? Ile kosztuje sushi, a ile wynosi prowizja w chorwackim bankomacie?

Napad na stację paliw i rozbój z użyciem pałki bejsbolowej, a także kradzież pieniędzy

Kradzież walizki z 735 tys. zł. należy do tych bardziej aktualnych przestępstw. Prokuratura Krajowa podkreśliła, że pierwsze, za które Sąd Okręgowy Warszawa-Praga skazał "Gulczasa", to napad rabunkowy na współwłaściciela stacji paliw. Doszło do niego 8 czerwca 1998 roku w miejscowości Nadma pod Wołominem. Oskarżony dopuścił się rozboju kwalifikowanego, usiłując jednocześnie pozbawić życia pokrzywdzonego.

Natomiast przestępstwem, za które wszystkich trzech oskarżonych zostało skazanych, jest rozbój z użyciem pałki bejsbolowej. Doszło do niego 24 maja 2000 roku na ul. Srebrnej w Warszawie. Chodzi o atak na osoby prowadzące kantor, gdy te wzięły pieniądze z kasety depozytowej (450 tys. zł) i wyszły z nimi na ulicę.

Więcej o: