Jak podaje tvn24.pl, w sprawie wypadku radiowozu w Dawidach Bankowych prowadzone są dwa równoległe postępowania: dyscyplinarne pod nadzorem policji oraz śledztwo prokuratury. W pierwszym przypadku kontrolę nad sprawą przejęła Komenda Stołeczna Policji.
Warszawska komenda sprawdzi, czy dwaj funkcjonariusze, którzy zabrali do radiowozu nastolatki, a następnie doprowadzili do wypadku, powinni zostać dyscyplinarnie ukarani za swoje zachowanie. Na razie policja nie chce zdradzić, na jakim etapie jest wspomniane postępowanie. - W przedmiotowej sprawie wszelki komentarz udzielony będzie dopiero po zakończeniu naszych czynności - przekazał rzecznik stołecznej policji Sylwester Marczak.
Co ze śledztwem prokuratury? - W sprawie trwają intensywne czynności procesowe, zaś materiał dowodowy jest sukcesywnie uzupełniany. Przesłuchania świadków trwają - przekazała portalowi rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prokuratorka Aleksandra Skrzyniarz.
Przeczytaj więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl.
Posłanki Koalicji Obywatelskiej, dzięki kontroli poselskiej w komendzie policji w Pruszkowie ustaliły, że funkcjonariusze, których dotyczy sprawa, mają 40 i 18 lat. Młodszy z policjantów zaledwie dwa miesiące wcześniej przeszedł szkolenie podstawowe. Do wypadku w Dawidach Bankowych doszło na pierwszej w jego życiu służbie. Dzień po zdarzeniu obaj policjanci normalnie wrócili do pracy. Po zainteresowaniu mediów okazało się, że funkcjonariusze są na zwolnieniu lekarskim.
40-latek, z 18-letnim stażem w policji, był dowódcą patrolu, a także kierował radiowozem, który wypadł z drogi i uderzył w drzewo. Mężczyzna po kilkunastu dniach od wypadku został zawieszony w czynnościach służbowych.
Do wypadku doszło w nocy z 1 na 2 stycznia 2023 roku pod Warszawą, dokładnie niedaleko skrzyżowania ulic Kinetycznej i Złote Łany w Dawidach Bankowych. Służby zostały powiadomione przez grupę nastolatków o pożarze trawy. Po ugaszeniu ognia strażacy opuścili miejsce interwencji. W tym czasie policjanci, którzy wcześniej mieli żartować z młodzieżą, zaprosili do radiowozu 19-latkę. Ta zabrała ze sobą 17-letnią koleżankę. Chwilę później radiowóz ruszył.
Nastolatki zeznały, że prowadzony przez policjantów pojazd jechał bardzo szybko. W pewnym momencie auto wypadło z jezdni i uderzyło w drzewo. Młodszy z policjantów sprawdził stan nastolatek, natomiast starszy funkcjonariusz kazał im "spie****ać". Na miejsce wezwano karetkę pogotowia, która zastała tylko policjantów. Poszkodowane nastolatki uzyskały pomoc medyczną "we własnym zakresie". 17-latka musiała przejść operację złamanego nosa.
Komenda Stołeczna Policji potwierdziła, że nastolatki nie powinny znaleźć się w radiowozie, ponieważ nie było do tego żadnych podstaw. Z tego powodu wszczęto postępowanie dyscyplinarne.