Nowe ustalenia ws. wybuchu w Siecieborzycach. Zarzuty dla byłego partnera rannej 31-latki

Prokuratura postawiła zarzuty byłemu partnerowi 31-latki z Siecieborzyc, gdzie w połowie grudnia 2022 roku doszło do eksplozji. Odpowie za usiłowanie zabójstwa wielu osób oraz spowodowanie obrażeń ciała.

Do zdarzenia doszło w Siecieborzycach (woj. lubuskie) w 19 grudnia 2022 roku. 31-letnia Ula oraz jej siedmioletnia córka i dwuletni syn zostali ciężko ranni po wybuchu paczki, którą ktoś zostawił przed ich domem. Prokuratura w Zielonej Górze 28 grudnia przedstawiła zarzut usiłowania zabójstwa byłemu partnerowi kobiety. Śledczy ze względu na dobro prowadzonych działań, nie chcieli o tym wcześniej informować.

Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.

Zobacz wideo Zatrzymanie podejrzanego w sprawie eksplodującej przesyłki

Nowe ustalenia ws. wybuchu. Podejrzany został zatrzymany w Zgorzelcu

Prokuratura na miejscu zdarzenia przeprowadziła oględziny i inne czynności procesowe, m.in. z udziałem techników kryminalistyki i pirotechników. - Wersja, że sprawcą może być były partner 31-latki była bardzo wnikliwie analizowana od pierwszych chwil - przyznała na konferencji prasowej rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze, Ewa Antonowicz. W związku z tym śledczy przeszukali jego miejsce zamieszkania. - Zabezpieczono dowody i ślady, postawiono mu zarzuty - dodała prokuratorka. Po uwzględnieniu przez sąd wniosku o areszt można było przeprowadzić zatrzymanie podejrzanego. 

Dzięki współpracy międzynarodowej z organami policji w Niemczech (mężczyzna przebywał za granicą) 34-letni mężczyzna został zatrzymany 16 stycznia w okolicach Zgorzelca po przekroczeniu granicy polsko-niemieckiej (miasto przygraniczne w województwie dolnośląskim). Następnie trafił do aresztu tymczasowego. Rzeczniczka podkreślała, że przed ujęciem działania mężczyzny "nadzorowali" niemieccy policjanci, by nie wymknął się wymiarowi sprawiedliwości lub nie popełnił kolejnego przestępstwa. 

Policja. ( Zdjęcie ilustracyjne )Wybuch paczki w Siecieborzycach. 31-letnia Ula pamięta wszystko

- Wiedzieliśmy cały czas, gdzie się znajduje. Byliśmy w gotowości, żeby zatrzymać mężczyznę, kiedy przekroczy granicę niemiecko-polską. Przygotowywaliśmy też Europejski Nakaz Aresztowania. Ostatecznie jednak nie musieliśmy korzystać z tej procedury - tłumaczyła. Na pytanie o to, dlaczego służby czekały, aż mężczyzna wróci do Polski, odpowiedziała, że według polskich śledczych taka metoda miała być szybsza. - Istniała obawa, że strona niemiecka stwierdzi, że 34-latek od początku był okrzyknięty sprawcą przez opinię publiczną i ta procedura może zostać wydłużona. Nam zależało na czasie - wyjasniła. 

- Materiał dowodowy jest silny. Sprawca czynu podejmował szereg czynności służących do zatajenia śladów, które mogłyby go powiązać ze zdarzeniem - dodała Antonowicz.

Podejrzanemu grozi dożywotnie pozbawienie wolności. Mężczyzna nie przyznał się do postawionego mu zarzutu i złożył wyjaśnienia. Ich treści nie ujawniono, jednak rzeczniczka wskazała, że mężczyzna mówił o konflikcie z byłą partnerką i wskazywał siebie jako jego  ofiarę. 

Z informacji przekazanych na konferencji wynika, że ładunek wybuchowy został przygotowany samodzielnie, a przestępstwo - "bardzo skrupulatnie". 34-latek próbował zadbać o alibi. Śledczy twierdzą jednak, że posiadają materiał, który pozwoli je obalić. 

Mężczyzna był już wcześniej znany policji. W styczniu ubiegłego roku do sądu w Żaganiu wpłynął wobec niego akt oskarżenia dotyczący przemocy psychicznej nad partnerką. Doszło wówczas do uszkodzenia ciała kobiety na okres krótszy niż siedem dni. Pierwsza rozprawa w tej sprawie ma odbyć się jeszcze w tym miesiącu. 

Pani Ula opuściła szpital. To był "test współdziałania wielu dyscyplin medycznych"

W wyniku odniesionych obrażeń 31-letnia kobieta i jej dzieci trafili do Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze, gdzie przeszli operacje i zostali wprowadzeni w śpiączkę. Najbardziej poszkodowaną w wybuchu jest pani Ula. W pierwszych godzinach walki o zdrowie kobiety działali okuliści i ortopedzi. Lekarze uratowali jej wzrok i lewą rękę. Prawa została amputowana.

- Lekarze uratowali dłoń, ale będzie potrzebna pomoc do przywrócenia jej motoryki. To będzie wymagało długiej i kosztownej rehabilitacji. W przyszłości, jak pozwolą na to środki, trzeba będzie też pomyśleć o zakupie protezy prawej dłoni - przekazał TVN24 Marcin Banaszkiewicz, szwagier pani Uli.

- Wśród tych, którzy ratowali zdrowie i życie pani Urszuli, należy również wymienić psychologów, diagnostów oraz personel pielęgniarski z CBO i oddziałów. Jeśli do tego doliczyć ludzi, którzy objęli opieką także synka i córeczkę na oddziałach dziecięcych, oraz kardiologów, którzy zajęli się babcią, to okazuje się, że w sprawę zaangażowanych było kilkadziesiąt osób - mówiła "Gazecie Wyborczej" Sylwia Malecher-Nowak, rzeczniczka szpitala.

- Ta sprawa poruszyła opinię publiczną w całym kraju, a dla naszego szpitala była wyjątkowym testem współdziałania wielu dyscyplin medycznych. Jako jedyne w województwie centrum urazowe jesteśmy gotowi na przyjęcie pacjentów, którzy trafiają do nas z powodu różnych okoliczności, np. wypadków komunikacyjnych czy takich właśnie tragicznych zdarzeń jak to, które spotkało panią Urszulę - dodała.

W środę (18 stycznia) pani Ula wróciła do domu. 

Policja. ( Zdjęcie ilustracyjne )Wybuch paczki w Siecieborzycach. Prokuratura o stanie śledztwa

Więcej o: