W czerwcu ubiegłego roku pojawiły się doniesienia o znalezieniu ciała handlarza Andrzeja I. Mężczyzna miał umrzeć na zawał serca w wynajmowanym przez siebie mieszkaniu w Tiranie, gdzie mieszkał od pół roku. Ciała nie zidentyfikowały żadne polskie służby - ani policja, ani prokuratura, a o śmierci biznesmena miały się dowiedzieć po jego skremowaniu. Wywołało to szereg spekulacji. "Biegli teraz spróbują ustalić, czy zmarły jest tym, za kogo go wzięto" - podaje poniedziałkowa "Rzeczpospolita".
Dziennik podaje, że ze zwłok pobrano próbki tkanek do badań DNA. Trafiły one do Polski w podwójnych pojemnikach, które utrzymują odpowiednią temperaturą. Do Tirany, aby dopilnować tego procesu, udał się polski śledczy.
- Materiał biologiczny został przetransportowany do Polski przez specjalistyczną firmę kurierską zapewniającą bezpieczny przewóz tego rodzaju przesyłek - produktów wymagających temperatury kontrolowanej - mówi w "Rz" Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Krajowej. - Próbki zostaną przekazane biegłym do przeprowadzenia badań DNA - dodaje.
W Albanii, jak czytamy w artykule, pobrano próbki z organów wewnętrznych Andrzeja I. Chodzi m.in. o mózg, nerki i wątrobę. Eksperci mają zastrzeżenia co do takiej metody. - Optymalne jest pobranie paznokcia albo wycinka kości, najlepiej z trzonu kości udowej. Ponieważ taki materiał nie ulega degradacji - mówi dziennikowi prof. Bronisław Młodziejowski, wybitny ekspert w zakresie biologii kryminalistycznej i osteologii sądowo-lekarskiej.
- Pobieranie próbek do badania DNA z organów wewnętrznych nie daje już takiej gwarancji i w Polsce jest to ostatecznością. Dlatego że takie próbki mogą podlegać procesom rozkładu, a bakterie, grzyby i inne drobnoustroje mogą uszkodzić DNA - dodaje.
Prok. Łukasz Łapczyński poinformował, że "materiał biologiczny pobrany podczas sekcji przez ostatnie pół roku był przechowywany w depozycie Instytutu Medycyny Sądowej w Tiranie". Jak dodał, prokuratura posiada próbki do badań porównawczych. Prokuratura nie zdradza, od kogo zostały pobrane i która placówka przeprowadzi badanie. "Dopiero ono pokaże, czy materiał ma wartość, która pozwoli wyizolować DNA i zakończyć spekulacje, czy nie była to np. operacja zniknięcia współpracownika polskiego wywiadu" - czytamy w "Rz".
W 2020 r. w szczycie pandemii koronawirusa, Ministerstwo Zdrowia podpisało umowę na kupno prawie 1200 respiratorów od firmy należącej do Andrzeja I. Wartość kontraktu to ponad 200 mln zł. Biznesmenowi przelano znaczną część kwoty, ok. 160 mln zł.
Firma Andrzeja I. nie wywiązała się z umowy. Dostarczyła 200 respiratorów bez kompletnej dokumentacji i niezgodnie z harmonogramem dostaw. Posłowie Koalicji Obywatelskiej wskazywali, że urządzenia były niesprawne. Na światło dzienne wypłynęła również informacja, że mężczyzna, który zaoferował swoje usługi Ministerstwu Zdrowia, w przeszłości był zamieszany w handel bronią.
Ministerstwo zrezygnowało ze współpracy, a biznesmen zwrócił jedynie część zaliczki. W związku z roszczeniami w lutym komornik zajął ponad 400 respiratorów na lotnisku Chopina w Warszawie. Andrzej I. miał usłyszeć zarzuty oszustwa na szkodę Ministerstwa Zdrowia pod koniec 2021 roku. Śledczy nie zdążyli ich przedstawić - mężczyzna wyjechał z kraju.
W czerwcu tego roku w Albanii pojawiły się doniesienia o znalezieniu ciała Andrzeja I. Mężczyzna miał umrzeć na zawał serca w wynajmowanym przez siebie mieszkaniu w Tiranie, gdzie mieszkał od pół roku. O śmierci handlarza dowiedziała się początkowo jedynie jego rodzina, która sprowadziła ciało zmarłego do kraju i skremowała je 4 lipca. Po dziewięciu dniach o śmierci mężczyzny dowiedziały się polskie służby.