Przemysław Czarnek komentował w Sejmie nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym. Według ministra edukacji i nauki "szczytem bezczelności" jest to, że opozycja "zabiera głos w tej sprawie". Polityk oskarżał innych posłów i eurodeputowanych o rzekome kłamanie na temat Polski. Wymienił tu wówczas "Biedronia, nie-Biedronia" i "Różę von Thun coś tam po niemiecku". Później dodał kpiący wpis na Twitterze, gdzie po raz kolejny odniósł się do europosłanki z Polski 2050.
"Dobra, dobra... Entschuldigung. Róża Maria Barbara Gräfin von Thun und Hohenstein geboren Woźniakowska - przepraszam. Reszta zostaje. Tą ustawą naprawiamy lata zdradzieckich pomówień i donosów opozycji na Polskę" - napisał Przemysław Czarnek, dodając do wpisu nagranie z wystąpienia w Sejmie.
Do słów Czarnka odniosła się Róża Thun. "Nie komentuję byle czego wygłoszonego przez byle kogo. Szkoda na to naszej uwagi. Ale dziękuję Wam wszystkim za tysiące miłych słów i posyłam miły filmik, który kilkorgu może się przydać" - napisała eurodeputowana. Polityczka w załączniku dodała nagranie, na którym sportowcy, aktorzy i piosenkarze mówią pełne imię i nazwisko Róży Thun.
Róża Thun urodziła się 13 kwietnia 1954 roku w Krakowie, jako Róża Maria Woźniakowska. Obecne nazwisko przyjęła po swoim mężu Franzie Gräfin von Thun und Hohenstein, którego poślubiła w 1981 roku. Nazwisko męża jest historyczne i związane ze starą Austrią.
Na słowa Przemysława Czarnka zareagował też m.in. były prezenter TVP i rzecznik rządu Jerzego Buzka - Krzysztof Luft, który wprost nazwał ministra "prymitywem".
"Panie Czarnek, nazywam się Luft i nie życzę sobie tych prostackich żartów z niemieckich nazwisk Polaków, jak Thun. Pośmiej się pan z Piotra Müllera, Łukasza Schreibera, Małgorzaty Wassermann, odważniaku. Takiego chama i prymitywa na stanowisku ministra edukacji i nauki nie było od czasów PRL" - napisał Krzysztof Luft, nawiązując we wpisie do nazwisk trzech polityków z Prawa i Sprawiedliwości. W komentarzu odpowiedział m.in. dziennikarz Tomasz Lis. "W PRL-u też nie było" - uznał Lis.
Luft w odpowiedzi na pytanie, kogo ma na myśli, pisząc "od czasów PRL", doprecyzował, że chodzi mu o ministra "Kuberskiego, który załatwił przeniesienie do innej szkoły i maturę niezdaluchowi Jarosławowi K.".
Prezes PiS w swojej książce "Polska naszych marzeń" przyznał, że w szkole "nie zawsze mu szło". "Moje czasy szkolne kryją pewną tajemnicę. Otóż zdarzyło mi się nie zdać z 10. do 11. klasy i mimo to wylądowałem w ostatniej klasie, a następnie po odkręceniu tego znalazłem się w liceum na Woli (...). Zdaje się więc, że prawdopodobnie nielegalnie skończyłem 11. klasę i zdałem maturę, a potem poszedłem na studia" - pisał Jarosław Kaczyński. Jak dodał, udało mu się zdać do następnej klasy dzięki zaangażowaniu jego rodziców, którzy interweniowali u ówczesnego kuratora - "był nim późniejszy minister Jerzy Kuberski".
Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.