"Na podstawie informacji medialnych Rzecznik Praw Obywatelskich podjął sprawę użycia strażackiego wysięgnika przez Policję 10 stycznia 2022 r. Chodzi o obserwowanie przez policjantów z tego wysięgnika osób przebywających w mieszkaniu w okolicy pl. Piłsudskiego w Warszawie" - czytamy w komunikacie RPO.
Rzecznik Praw Obywatelskich podkreślił, że takie działanie służb ingerowało w sferę praw i wolności obywatelskich, w tym w konstytucyjne prawo do ochrony życia prywatnego. W komunikacie zaznaczono, że taka ingerencja policji jest możliwa, ale zawsze musi mieć podstawę w obowiązującym prawie.
"Z informacji medialnych wynika, że obserwacja mieszkania nie była powiązana z interwencją Policji. Tymczasem zgodnie z ustawą o Policji obserwowanie i rejestrowanie przez funkcjonariuszy obrazu lub dźwięku w miejscach innych niż publiczne jest możliwe w trakcie interwencji" - czytamy dalej w komunikacie rzecznika.
W związku z tym zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich Stanisław Trociuk poprosił komendanta stołecznego policji o wyjaśnienia oraz podanie podstaw faktycznych i prawnych podjętych czynności.
Przypomnijmy, we wtorek członkowie Lotnej Brygady Opozycji wynajęli mieszkanie w centrum Warszawy. Jak tłumaczyli, miało to związek z nieobecnością Jarosława Kaczyńskiego podczas kolejnej miesięcznicy smoleńskiej.
Poranną kawę niespodziewanie przerwała wizyta policjantów na strażackim wysięgniku. Widok policjantów rozbawił działaczy. Wywiązał się pomiędzy nimi a funkcjonariuszami dialog. - Może herbaty albo kawki? Jaka? Sypana? A może rogalika? - pytali policjantów przez okno działacze i działaczki Lotnej Brygady Opozycji.
Jedna z działaczek wyjaśniła, że mieszkanie zostało wynajęte na wszelki wypadek, gdyby prezes jednak się tam pojawił. Aktywiści mieli wówczas krzyczeć z okna przez megafon kilka haseł m.in. "Gdzie jest raport?" i "Czy Jarek kazał lądować bratu?". - A jak nie, to byśmy sobie posiedzieli, kawkę wypili, obejrzeli wszystko w telewizji i potem rozeszli się do domów - słyszymy na nagraniu.
Członkowie LBO pytali się również policjantów o podstawy prawne ich działań, ci odpowiedzieli, że są tu "dla ich bezpieczeństwa". - A co sądzicie, że nam groziło? Dostaliście jakiś cynk, że ktoś chce nas napaść, albo wysadzić budynek, bo jesteśmy w środku? - dopytała jedna z aktywistek. Jednak nie usłyszała odpowiedzi. Pół godziny później policjanci zjechali wysięgnikiem na dół.
Więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy członków stowarzyszenia. Aktywiści stwierdzili, że nie mieli pojęcia, skąd policja wiedziała, że wynajęli mieszkanie przy ul. Królewskiej w Warszawie.
- Nie spodziewaliśmy się ich obecności i byliśmy w szoku, kiedy podjechał podnośnik... Tym, że byli na klatce schodowej się nie przejęliśmy, ale podnośnik to była szokująco głupia niespodzianka - przekazali członkowie w rozmowie z Gazeta.pl.
O niecodzienną interwencję funkcjonariuszy zapytaliśmy również rzecznika Komendy Głównej Policji. "U podstaw wszelkich decyzji podejmowanych w trakcie wszelkich zabezpieczeń leżą względy bezpieczeństwa. Tym bardziej, gdy w wydarzeniach udział biorą najważniejsze osoby w kraju. Dodam, że na terenie kraju obowiązuje stopień alarmowy bravo. Nie jest on wprowadzony bez przyczyny. Przy naszych działaniach w pierwszej kolejności uwzględniamy bezpieczeństwo i jesteśmy odporni na ewentualną krytykę, która może się pojawić" - odpowiedział naszej redakcji nadkom. Sylwester Marczak.