Ksiądz Janusz Koplewski na co dzień posługuje w parafii pw. Matki Boskiej Bolesnej w Mierzynie (woj. zachodniopomorskie). W rozmowie z tygodnikiem "Wprost" opowiedział o corocznie przeprowadzanych wizytach duszpasterskich, jakie odbył w trakcie swojej kilkudziesięcioletniej posługi. Niektóre historie wyjątkowo zapadły mu w pamięć.
Więcej podobnych treści znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Duchowny szerzej znany jako "spowiednik gwiazd" przyznał w wywiadzie, że mimo malejącego z roku na rok zainteresowania wizytą duszpasterską wśród parafian, w styczniu ma pełne ręce roboty. - Jedni przyjmują księdza po kolędzie, inni nie. To indywidualne decyzje. Będę chodził przez cały styczeń, od 16 do oporu, więc trochę tych wizyt będzie. Innowacją jest to, że w naszej parafii kolęda jest na zamówienie. Jeśli ktoś chce przyjąć księdza, zgłasza się sam, telefonicznie lub przez internet, aby nie było sytuacji, że ksiądz chodzi od domu do domu i się narzuca - powiedział w rozmowie z dziennikarką tygodnika "Wprost".
W trakcie kolędy zdarzają się osoby zarówno życzliwe, jak i te mniej uprzejme. Ksiądz Koplewski wspomina, że często padają brzydkie słowa, a trzaskające przed nosem drzwi są zjawiskiem niemal codziennym. - To nieprzyjemne i dla księdza, i dla ministrantów. To w ostatnich latach się nasila, ludzie są agresywnie do nas nastawieni - przyznaje.
"Spowiednik gwiazd" w trakcie corocznej kolędy spotyka się z wieloma pytaniami. Najczęstsze z nich nie dotyczy jednak kwestii religijnych. Okazuje się, że wierni najchętniej pytają księdza, czy ten spożyje z nimi alkohol. - Ludzie różnymi rzeczami częstują, czego sam doświadczam. Najczęściej mówią: "A może po malutkim?", ale ja mam do obejścia 30 rodzin. Wyobraźmy sobie, że tak w każdym przyjmuję po 50 gramów alkoholu. Łącznie musiałbym wypić półtora litra, więc nawet nie doszedłbym do domu - wyjaśnia ksiądz i tłumaczy, że przy takim pytaniu "trzeba grzecznie, ale zdecydowanie odmawiać"
Ksiądz w trakcie kilkudziesięcioletniej posługi spotykał się z wieloma nietypowymi sytuacjami. Jedna z nich dotyczyła gościnności pewnej parafianki. - Kiedyś wybrałem się z wizytą i nie doczytałem w parafialnej kartotece dopisku przy jednym lokalu: "Wpadłeś. Już stąd nie wyjdziesz". I faktycznie. Gdy zapukałem do tego mieszkania, przemiła pani otworzyła mi drzwi, ale za chwilę zamknęła je od wewnątrz i wrzuciła klucz do stanika. Stół był zastawiony najróżniejszymi potrawami, chciała mnie ugościć - wspomina duchowny. Finalnie mimo wcześniej zjedzonego obiadu ksiądz Koplewski musiał skosztować jej jedzenia.