Podczas obchodów Święta Niepodległości w Kaliszu w 2021 roku doszło do skandalu - w trakcie wydarzenia spalono kopię "Statutu Kaliskiego", historycznego przywileju tolerancyjnego dla Żydów, oraz wykrzykiwano hasła antysemickie takie jak "tu jest Polska, a nie Polin" czy "śmierć Żydom". Organizatorzy tego wydarzenia, Wojciech O., Piotr Rybak i Marcin Osadowski, zostali zatrzymani przez policję i trafili do aresztu. Po kilkunastu dniach sąd w Kaliszu wypuścił ich po zapłaceniu przez nich kaucji.
Zdaniem organizacji żydowskich policja nie zareagowała w odpowiedni sposób na wydarzenie w Kaliszu, a przedstawiciel miasta powinien rozwiązać zgromadzenie.
Organizacje żydowskie i antyrasistowskie oraz naczelny rabin Polski domagali się ścigania biernych funkcjonariuszy. Jak informuje "Gazeta Wyborcza", 21 grudnia ubiegłego roku Prokuratura Okręgowa w Sieradzu umorzyła śledztwo przeciwko urzędnikowi i policjantom z Kalisza.
Prokuratorka Elżbieta Pietrzak podkreślała, że policjanci nagrywali zgromadzenie oraz śledzili transmisje na Facebooku i YouTubie. Kontrolowali też transparenty pod kątem zakazanych treści - dwa z nich zabezpieczyli.
Jednak, jak podaje "GW" czujność funkcjonariuszy skończyła się, gdy uczestnicy wiecu zaczęli wygłaszać antysemickie przemowy. Obserwator zgromadzenia z ramienia miasta, wicedyrektor wydziału spraw społecznych i mieszkaniowych Janusz Sibiński zeznał, że "nie słyszał wszystkich wypowiedzi ze sceny oraz okrzyków z tłumu".
Inne artykuły przeczytasz na stronie internetowej Wyborcza.pl
"Nie słyszał również, by ze sceny nawoływano do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych czy wyznaniowych. Policja nie poinformowała go o takich wypowiedziach, a to, co słyszał, 'trudno mu było jednoznacznie zakwalifikować jako naruszenie przepisów karnych'" - pisze "Wyborcza".
Okrzyków nie słyszeli również komendant policji Dariusz Bieniek oraz dowódca policyjnej akcji Witold Goździelewski.
Zarówno przedstawiciel miasta, jak i policjanci zeznali, że ich zdaniem nie było podstaw do rozwiązania zgromadzenia.
Zdaniem prokuratorki Elżbiety Pietrzak nie można mówić o naruszeniu przepisów karnych, bo nie były to "zachowania zbiorowe". "Antysemickie okrzyki sprowadza zatem do niegroźnego incydentu, który nie wymagał reakcji" - pisze "GW".
"Zaskakuje też inny wywód prokuratorki. Brak reakcji na antysemityzm Pietrzak usprawiedliwia gwarantowanymi przez konstytucję wolnością słowa i wolnością zgromadzeń. Według prokuratorki pod ochroną są także demonstracje, które obrażają grupy narodowościowe, etniczne, rasowe czy wyznaniowe, bez względu na 'stopień kontrowersyjności przedstawianych poglądów'" - czytamy w artykule.
Decyzja o rozwiązaniu zgromadzenia powinna być traktowana jako środek ostateczny - uważa prokuratorka.
Więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl