Jak informuje "Gazeta Lubuska", 31-letnia Urszula powoli wraca do siebie po wybuchu paczki, którą otworzyła w swoim rodzinnym domu w Siecieborzycach pod Żaganiem w województwie lubuskim. Kobieta kontaktuje się z bliskimi za pomocą tabletu i wideorozmów.
Najbardziej poszkodowana w wybuchu była właśnie pani Ula, która ma liczne obrażenia twarzy i miała amputowaną prawą dłoń. Lekarzom udało się uratować lewą rękę kobiety, jednak mimo operacji przyszycia palców, nie jest ona zupełnie sprawna. "Żeby obsługiwać tablet, musi mieć przytwierdzony rysik do kikuta ręki. Radzi sobie z nim coraz lepiej. To jest jej okno na świat" - przekazała "Gazeta Lubuska".
- Widzi, chociaż wciąż niewyraźnie. Doskonale pamięta niewielkie, metalowe pudełko, które przyniosła do kuchni. Potwierdza to, co wcześniej mówiła jej mama, że na opakowaniu było jej nazwisko - przekazał "Gazecie Lubuskiej" szwagier kobiety, pan Marcin Banaszkiewicz.
Przeczytaj więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl.
Do wypadku doszło 19 grudnia 2022 roku. 31-letnia Ula, wychodząc rano do pracy, znalazła przed domem paczkę. Kobieta zaniosła ją do domu i otworzyła. Wówczas doszło do wybuchu, w którym ucierpiały trzy osoby - pani Ula i dwójka jej dzieci: siedmioletnia Ola i dwuletni Bartek. Wszyscy trafili do Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze, gdzie przeszli operacje i zostali wprowadzeni w śpiączkę. Stan dzieci określany jest jako stabilny.
Prokuratorzy, w związku z wybuchem paczki, na razie nie postawili nikomu zarzutów. Rodzina i znajomi od początku podejrzewają byłego partnera poszkodowanej kobiety oraz ojca 2-letniego Bartka, który również został ranny w wybuchu. Dom mężczyzny znajduje się dwie wsie obok Siecieborzyc. Kobieta mieszkała w nim z dziećmi przez ponad rok, ale w 2021 roku wyprowadziła się i wróciła do rodziców.
Co o mężczyźnie mówią znajomi? - Kierowca ciężarówki. Zaradny, zdolny. Wybudował sam dom, choć nie miał fachu. Wystarczyło, że oglądał filmy na YouTubie. Chciał zamknąć ją w złotej klatce. Miała siedzieć w domu, nie wracać do pracy po macierzyńskim - powiedziała "Gazecie Wyborczej" koleżanka pani Uli.
Rozstanie z Błażejem K. nie było jednak spokojne, a przy przeprowadzce konieczna była interwencja policji. Znajoma przyznała, że 31-latka bała się mężczyzny, który miał znęcać się nad nią psychicznie i fizycznie. Sprawą tą zajmowała się prokuratura w Żaganiu, jednak do tej pory nie znalazła się na wokandzie.