Jak podaje więź.pl, częściową informację nt. wyroku o. Tarsycjusz Kracuski otrzymał w liście od ks. Rafała Dettlaffa, kanclerza kurii gdańskiej. Pismo jest odpowiedzią na interpelację o. Krasuckiego, który domagał się upublicznienia wyroku z 12 lutego 2021 roku.
"Sąd apelacyjny potwierdził ustalenia sądu I instancji, a oskarżony ks. Andrzej Dymer został uznany winnym zarzucanych mu czynów w oparciu o normę kan. 1395,2 par. KPK" - czytamy w liście cytowanym przez więź.pl.
Portal wyjaśnia, że wspomniany przepis Kodeksu prawa kanonicznego był podstawą wyroku pierwszej instancji, który zapadł w Szczecinie w 2008 roku. Kanon, jak czytamy, dotyczy przestępstw "przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu, jeśli jest to połączone z użyciem przymusu lub gróźb, albo publicznie lub z osobą małoletnią poniżej lat szesnastu". W przypadku ks. Dymera zarzuty dotyczyły wykorzystania seksualnego osób poniżej lat 16, a także przemocy lub gróźb kierowanych wobec starszego wychowanka.
Portal podkreśla, że w liście nie została zawarta informacja o pełnej sentencji wyroku. Kanclerz kurii uzasadnia to tym, że ks. Dymer nie żyje. Duchowny zmarł 16 lutego 2021 roku, cztery dni po wydaniu wyroku.
Sprawcy wymierzono karę czasową, co - według kanonistów, z którymi rozmawiał portal - oznacza, że ks. Dymera nie wydalono z kapłaństwa.
- Zamyka się wreszcie definitywnie dyskusja o winie ks. Dymera, ale to dla mnie nie jest koniec sprawy. Przecież w tym postępowaniu wiele ważnych osób i instytucji zrobiło bardzo dużo, aby prawdę ukrywać, zamiatać pod dywan, bagatelizować dokonane zło, ochraniać sprawcę, przeciągać proces aż do granic możliwości, przeczekiwać i przewlekać. Były też zwykłe kłamstwa wypowiadane przez ważnych hierarchów. Oni też zawinili, a nie tylko bezpośredni sprawca! - komentuje w rozmowie z portalem o. Krasucki.
- Moja krzywda zdarzyła się w Szczecinie. Jest to moja macierzysta diecezja. Tam toczyło się postępowanie kanoniczne. Ale przez te 30 lat żaden z biskupów szczecińskich ze mną nie rozmawiał. Nikt nie powiedział mi: przepraszamy, współczujemy, bolejemy, pomożemy… - dodaje.
W 2008 roku kościelny trybunał skazał księdza Dymera za molestowanie seksualne wychowanków, ale ten złożył apelację. Treść wyroku kościelnego trybunału była poufna - nie znali jej nawet pokrzywdzeni (ujawnił ją dopiero w listopadzie 2020 kwartalnik "Więź"). Żaden wyrok nie zapadł też przed sądami świeckimi, bo przestępstwa zdążyły się przedawnić.
Z ustaleń mediów wynika, że pierwsze doniesienia na temat wykorzystywania przez ks. Dymera nieletnich pojawiły się już w latach 90. Od 1991 roku duchowny prowadził ośrodek resocjalizacyjny Ognisko św. Brata Alberta. Do placówki trafił o. Tarsycjusz Krasucki.
- Któregoś dnia zostałem wezwany wieczorem na rozmowę. Do jego pokoju na górze. Ksiądz był już w piżamie. Kazał usiąść mi na łóżko, objął mnie i wciągnął do tego łóżka. Był mocno podniecony, sięgał do mojego rozporka, dobierał się, chwytał za genitalia. Moją rękę kierował na swoje. Ja byłem sparaliżowany, nie wiedziałem, jak reagować - opowiadał o. Krasucki w reportażu TVN24.