Lotna Brygada Opozycji (LBO) to grupa działaczy, która organizuje prześmiewcze protesty uderzające w Prawo i Sprawiedliwość. Organizatorzy są znani najbardziej z manifestacji podczas obchodów miesięcznic smoleńskich. W każdym z protestów uczestnicy odnoszą się do aktualnej sytuacji w kraju.
Jednak we wtorek 10 stycznia aktywiści nie pojawili się pod pomnikiem smoleńskim. Jak tłumaczyli, miało to związek z nieobecnością samego Jarosława Kaczyńskiego. Tym razem - na wszelki wypadek wynajęli lokal przy ul. Królewskiej w Warszawie.
Poranną kawę działaczy przerwała niespodziewana wizyta policjantów. Na nagraniach, które udostępnili aktywiście z Lotnej Brygady Opozycji widać, jak funkcjonariusze pojawili się tuż za oknem wynajętego mieszkania. Skorzystali ze strażackiego wysięgnika.
Widok policjantów rozbawił działaczy. Wywiązał się pomiędzy nimi a funkcjonariuszami dialog.
- Może herbaty albo kawki? Jaka? Sypana? A może rogalika? - pytali policjantów przez okno działacze i działaczki Lotnej Brygady Opozycji.
- Nie dziękuje. Jestem na diecie - odpowiedział jeden z funkcjonariuszy.
Jedna z działaczek wyjaśniła, że mieszkanie zostało wynajęte na wszelki wypadek, gdyby prezes jednak się tam pojawił. Aktywiści mieli wówczas krzyczeć z okna przez megafon kilka haseł m.in. "Gdzie jest raport?" i "Czy Jarek kazał lądować bratu?". - A jak nie, to byśmy sobie posiedzieli, kawkę wypili, obejrzeli wszystko w telewizji i potem rozeszli się do domów - słyszymy na nagraniu.
Członkowie LBO pytali się również policjantów o podstawy prawne ich działań, ci odpowiedzieli, że są tu "dla ich bezpieczeństwa". - A co sądzicie, że nam groziło? Dostaliście jakiś cynk, że ktoś chce nas napaść, albo wysadzić budynek, bo jesteśmy w środku? - dopytała jedna z aktywistek. Jednak nie usłyszała odpowiedzi.
- Zjedźcie już na dół, bo robicie z siebie baranów - mówiła jedna z kobiet. Inna dodała, żeby policjanci zjechali na dół, bo mogą dostać zapalenia płuc. - Halo, martwię się o was. Bo oprócz tego, że za ten podnośnik płacimy to za wasze zwolnienie będziemy płacić - mówiła.
Pół godziny później zjechali wysięgnikiem na dół. Redakcja Gazeta.pl skierowała pytania do Komendy Stołecznej Policji o powody interwencji mundurowych.
Więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl