Przemysław Czarnek 29 grudnia w internetowej części rozmowy w Radiu Zet został zapytany, czy w 2023 roku czekają nas zwolnienia wśród nauczycieli. - Jeszcze nie w przyszłym roku, ale w perspektywie 2-3 lat na 100 proc. tak. Zwłaszcza w szkołach średnich. Wiedzą to dyrektorzy liceów. Choćby takich, jak w Prudniku, którzy nie zatrudniają dodatkowo nauczycieli, wolą dać nadgodziny, dlatego że to powoduje, że później nie trzeba będzie ich zwalniać - odpowiadał minister edukacji.
- Wchodzi potężny niż demograficzny zwłaszcza do szkół średnich i to będzie powodowało, że nauczycieli będzie tam za dużo. Trzeba będzie tam przygotować rozwiązania, które pozwoliłyby na odejście na emeryturę nauczycielom, którzy mają już odpowiedni staż - kontynuował Czarnek. - W perspektywie dwóch, trzech lat trzeba będzie zwolnić ok. 100 tys. osób - dodał minister edukacji. Zapytany, kto powinien się najbardziej obawiać zwolnień (nauczyciele jakich specjalności), minister edukacji odpowiedział, że "wszyscy". Teraz szef resortu mówi jednak co innego.
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Przemysław Czarnek 7 stycznia po raz kolejny wypowiedział się na temat przyszłości polskiej edukacji w "Aktualnościach dnia" w Radiu Maryja. Przekonywał, że "nie ma żadnej zapowiedzi zwolnień" nauczycieli. - Byłyby, gdyby nie nasze przewidywania i działania, które podejmujemy już teraz z wyprzedzeniem kilkuletnim. Więc żeby to było jasne: żadnych zwolnień. Byłyby, gdyby nie to, co robimy - skomentował. - Niepotrzebna ta manipulacja w wielu mediach - dodał.
- Jest stwierdzenie, że w perspektywie najbliższych czterech lat - i to jest fakt - ubędzie w systemie oświaty następne kilkaset tysięcy dzieci, łącznie nawet - jeśli odejdą dzieci z Ukrainy, a mamy nadzieję, że tak będzie, bo zakończy się wojna - to będzie nawet pół miliona dzieci mniej w systemie oświaty. Jeśli z systemu oświaty znika pół miliona dzieci i nic nie zrobimy, to wtedy zwolnienia mogłyby być - mówił Czarnek.
- Dlatego właśnie, uprzedzając to, co się wydarzy za cztery lata, a zacznie się dziać za dwa, trzy lata, rozpoczynamy dyskusję nad przywróceniem emerytury nauczycielskiej, która została zabrana nauczycielom w 2009 roku, wówczas, kiedy rządził Donald Tusk i Katarzyna Hall była ministrem edukacji - powiedział, odwołując się do rządów PO, co obecnie jest na stałe wpisane w przemówienia i wypowiedzi polityków PiS.
Szef resortu edukacji odniósł się również do wypowiedzi związkowców z oświatowej Solidarności i Związku Nauczycielstwa Polskiego (ZNP).
- Oczekujemy od pana ministra edukacji Przemysława Czarnka niestraszenia nauczycieli, nieepatowania opinii publicznej nieprawdziwymi informacjami, niezapowiadanie jakiejś hekatomby, jeśli chodzi o zwalnianie czy zatrudnianie nauczycieli, tylko realnych działań na rzecz zwiększenia nakładów na edukację oraz wzrostu wynagrodzeń i uczynienia, aby zawód nauczyciela dawał młodym ludziom podejmującym go szanse na godziwe życie także w sensie ekonomicznym, a nie tylko wypełnianie misji i czerpanie satysfakcji, zresztą ogromnej, z pracy w tym zawodzie. Samą satysfakcją kredytu nie spłaci się - mówił Sławomir Broniarz, szef ZNP.
- Po podniesieniu wysokości płacy minimalnej [od 1 stycznia 2023 roku płaca minimalna to 3490 zł brutto - red.] są nauczyciele, którzy zarabiają mniej niż ona wynosi i w związku z tym muszą otrzymywać dodatek uzupełniający - poinformował Broniarz. Wyjaśnił, że chodzi o nauczycieli początkujących i o część nauczycieli mianowanych.
Zdaniem Czarnka szef ZNP przedstawił zmanipulowane dane. - Pan Broniarz dokładnie wie, że jest artykuł 30 ustęp 11 Karty nauczyciela, zgodnie z którym podwyżki dla nauczycieli wchodzą w życie najpóźniej w trzy miesiące po uchwaleniu ustawy budżetowej, z wyrównaniem od 1 stycznia br. Ustawa budżetowa nie jest jeszcze uchwalona, gdyż jest trzymana przez Senat. Gdyby ustawa budżetowa była już uchwalona, my mamy gotowe rozporządzenie i te podwyżki już miałyby miejsce. Ponieważ ustawa budżetowa, uchwalona przez Sejm, jest trzymana przez Senat, w którym większość mają przyjaciele pana Broniarza, to my nie możemy wydać rozporządzenia - mówił minister, dodając, że w nowej ustawie budżetowej są zapisane "gigantyczne podwyżki".