Sprawę byłego pracownika Urzędu Marszałkowskiego w Szczecinie, który w lipcu 2021 roku został skazany m.in. za pedofilię i nakłanianie do spożycia narkotyków, opisał przed kilkoma dniami dziennikarz Radia Szczecin i "Gazety Polskiej Codziennie" Tomasz Duklanowski. Antybohater tekstu Krzysztof F. skrzywdził dziecko w wieku 13 lat.
Tuż po publikacji do tekstu odniósł się Olgierd Geblewicz, marszałek województwa zachodniopomorskiego.
"Natychmiast zawiesiłem w czynnościach i zwolniłem oraz wystąpiłem do Sądu Koleżeńskiego o zawieszenie i wyrzucenie z PO. Były urzędnik został skazany i odbywa karę, a postępowanie zostało utajnione (!) ze względu na dobro dziecka. Ponieważ w internecie działacze PiS de facto ujawniają tożsamość dziecka, mam nadzieję, że jego matka wytoczy każdemu z nich proces i może liczyć na moje pełne wsparcie. Trzeba walczyć z hienami naruszającymi dobro dziecka, na równi z pedofilami!" - napisał i dodał: "Ponieważ duża cześć aktywnych w tym zakresie PiS-owców to obrońcy rzekomo prześladowanego Kościoła hierarchicznego, przyznaję - rzeczywiście nie zastosowałem często praktykowanej tam 'kary' tj. 'przeniesienia na inną parafię'.
Publikacja Radia Szczecin szybko stała się obiektem krytyki, ponieważ zawarte w niej szczegóły na temat politycznej działalności F. pozwoliły na zidentyfikowanie matki ofiar (która jest osobą publiczną). Krytycy zwracali uwagę, że bez większych problemów na podstawie artykułu da się ustalić tożsamość także samych skrzywdzonych dzieci.
"Nigdy i w żadnych okolicznościach nie wolno ujawniać tożsamości małoletnich ofiar przestępstw pedofilów. Dorosłych można, tylko jeśli wyrażą jasną zgodę. Nie istnieje interes polityczny ani medialny, który mógłby to usprawiedliwić. To ponowna krzywda, ponowne 'zgwałcenie'" - pisał na Twitterze Tomasz Terlikowski. W kolejnym komentarzu podkreślał, że "konsekwencje wobec nadawcy, dziennikarza i jego przełożonych powinny być wyciągnięte".
"[...] W imię obrzydliwej politycznej gry zrobiono coś, dla czego nie było żadnego usprawiedliwienia. Jest faktem, że przestępca był członkiem PO, ale jest również faktem, że został on z niej usunięty, a potem skazany. Jego dostęp do dzieci jest obecnie całkowicie ograniczony, bo przebywa on w więzieniu. Jakie więc społeczne dobro kryć się miało za ujawnieniem danych i jego, i jego ofiar? Jeśli mówimy o nim samym, to można mówić o napiętnowaniu. Ale jakie dobro kryło się za ujawnieniem danych matki skrzywdzonych małoletnich" - podkreślał publicysta.
W związku z publikacją prof. Błażej Kmieciak, przewodniczący Państwowej Komisji ds. Pedofilii, wysłał skargę do Rady Etyki Mediów.
- W tekście dotyczącym wykorzystania seksualnego dwójki dzieci ujawnione zostały informacje, dzięki którym łatwo można ustalić, kto jest matką dzieci, a następnie dotrzeć do personaliów osób skrzywdzonych. Sama publikacja dotyczy potwornego działania, jakim jest przestępstwo pedofilii i to zdarzenie oczywiście powinno być dokładnie opisane i nazwane. Natomiast moim zdaniem punkt ciężkości powinien być położony na sposób działania sprawcy, który jako terapeuta, osoba wpływowa i uznana w swoim środowisku jest sprawcą wysokofunkcjonującym - mówi w Gazeta.pl szef Państwowej Komisji ds. Pedofilii. - Ponadto w publikacji skupiono się na kwestiach politycznych, a pewnym momencie też światopoglądowych, bo w całą sprawę wmieszano społeczność LGBT. To nie ma tu najmniejszego znaczenia i mówię to jako konserwatysta. Efektem tego tekstu była też publikacja w mediach społecznościowych zdjęć jednego z rodziców ofiar ze sprawcą. Doszło do sytuacji naprawdę patologicznej, w której mamy wyrok sądu, sprawca jest skazany, a skrzywdzone dzieci nie doświadczają poczucia bezpieczeństwa poufności informacji. Tutaj przecież chodzi o elementarną wrażliwość. Dzisiaj czytam, że skandalem jest to, iż skierowaliśmy sprawę do Rady Etyki Mediów. Nie. Skandalem jest to, że przez głupotę, bądź z chęci uatrakcyjnienia tekstu, umożliwiono dotarcie do rodziny pokrzywdzonych i zburzenia ładu w tym domu - podkreśla prof. Kmieciak.
W odpowiedzi na to redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz grozi szefowi komisji prokuraturą i zarzuca "zatykanie ust" tym, którzy ujawniają pedofilię. "Jego postępowanie wyczerpuje znamiona przestępstwa tłumienia krytyki prasowej, nadużycia urzędu" - twierdzi Sakiewicz.
- Nie widzę tu jakiegokolwiek elementu zastraszana. We wniosku do REM powołujemy się na standardy dotyczące tolerancji, szacunku i poszanowania godności. Jeżeli ktoś chce mnie skarżyć do prokuratury, ponieważ bronię godności skrzywdzonych dzieci, to ja to traktuję jako zaszczyt i wpiszę to sobie do CV - komentuje krótko Błażej Kmieciak.
Szefa PKDP poparł m.in. ks. Piotr Studnicki, dyrektor Biura Delegata Konferencji Episkopatu Polski ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży. Pokrzywdzeni oraz ich bliscy mają prawo do dyskrecji, która jest konieczna, by chronić godność, sferę prywatną oraz poufność danych osobowych. Nieraz różnimy się w opiniach z Błażejem Kmieciakiem, ale w tej sprawie mówimy jednym głosem!" - podkreślił.