Pawłowi P. postawiono zarzut utrudniania śledztwa w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek, zacierania śladów i usuwania dowodów. Obrońca zatrzymanego mec. Krzysztof Woliński poinformował, że Paweł P. w czasie przesłuchania złożył wyjaśnienia i nie przyznał się do zarzutów. Śledczy nie podali jednak żadnych szczegółów na temat postawionych zarzutów.
Z informacji "Faktu" wynika, że jeden z zarzutów dotyczy bezprawnego wejścia Pawła P. do mieszkania Iwony Wieczorek i jej rodziny za pomocą kluczy, które zaginiona zostawiła 16 lipca 2010 r. u znajomej. Iwona w rozmowie telefonicznej z Adrią S., w nocy, gdy nastolatki wracały osobno do domów, poprosiła, by koleżanka zostawiła jej rzeczy (w tym klucze) na swoim balkonie, z którego miała je zabrać po drodze. Około 4:00 nad ranem Adria napisała Iwonie, że rzeczy są na balkonie - ten sms już do Iwony nie dotarł. Dotąd w informacjach ze śledztwa nie pojawiała się informacja o tym, że klucze zaginęły.
Dziennik relacjonuje, że podejrzany miał zmienić zawartość niektórych plików w komputerze Iwony Wieczorek, a niektóre mógł usunąć. "Co więcej, miał wysyłać wiadomości na komunikatorze gadu-gadu, podawać się tam za matkę zaginionej i sugerować, że Iwona Wieczorek jest w domu publicznym za granicą" - podaje "Fakt".
Więcej aktualnych informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Doniesienia dziennika oceniła Aldona Szostak, wdowa po dziennikarzu śledczym Januszu Szostaku. Według niej, informacje, że Paweł P. był w domu Iwony Wieczorek po jej zaginięciu, rzucają na sprawę nowe światło.
Szostak zauważa, że na samym początku śledztwa Paweł P. był jednym z głównych podejrzewanych, jednak jego dziadkowie dali mu alibi na czas zaginięcia Iwony Wieczorek. - Zastanawialiśmy się na początku, że może on mógł wyjść z tego mieszkania niepostrzeżenie, może dziadkowie spali, nie widzieli, a on się wymknął. Na pewno nie mógł wyjść przez okno, to mieszkanie przecież było na bardzo wysokim piętrze - powiedziała Szostak. Oceniła również, że skoro Paweł P. wszedł do mieszkania Wieczorek, to mógł zakładać, że ona już do tego mieszkania nie wróci.
- Jestem zaskoczona, że Paweł mógł się posunąć do takiego kroku, że wziął klucze, wszedł do mieszkania, wykasował jakieś istotne dla sprawy informacje. Skoro prokuratura postawiła mu zarzut, to musiały to być ważne informacje. Poza tym podszywał się pod mamę Iwony. To jest dosyć poważny zarzut, musiał mieć coś ważnego do ukrycia. Nikt tak się nie zachowuje, gdy nie ma powodu - skomentowała Szostak i podkreśliła, że tych informacji nie było wcześniej w aktach sprawy.
Policja przeszukała dom Pawła P. we wrześniu tego roku. Wówczas przypominaliśmy, że w lipcu 2010 r., tuż po zaginięciu Iwony Wieczorek, Paweł, który był z nią i innymi znajomymi w klubie, z którego dziewczyna nie wróciła. Później czynnie uczestniczył w jej poszukiwaniach na terenie Trójmiasta. Rozmawiał ze śledczymi, składał zeznania, współpracował. Po raz ostatni mężczyzna był przesłuchiwany w 2018 r.
Pod koniec września w jego domu zjawiła się policja i przez kilka godzin przeszukiwała dom. Mężczyzna relacjonował w rozmowie z Onetem, że nie mógł wejść do środka. Jego partnerka Joanna odpowiadała na pytania funkcjonariuszy i nie mogła swobodnie poruszać się po domu. Policjanci pytali o strych, kilka razy mieli sugerować, że na terenie posesji są zwłoki. Po przeszukaniu zabrali telefon i karty pamięci Pawła P.
Adwokat mężczyzny Krzysztof Woliński złożył zażalenie na postępowanie policji. Wskazał, że nie zachowano godności jego klienta i "nie było podstaw, żeby nie zaufać mu, aby wydał na żądanie zarekwirowane przedmioty". W rozmowie z Onetem podkreślił, że w przypadku tych czynności mogło dojść do naruszenia praw człowieka - nienaruszalności miru domowego, prawa do prywatności oraz prawa własności.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>