Do zdarzenia doszło w nocy z poniedziałku na wtorek na drodze krajowej nr 38 na odcinku Głubczyce - Kędzierzyn Koźle w woj. opolskim. Jak ustaliła reporterka RMF FM, na drodze mogło utknąć nawet 30 samochodów.
Pani Wioletta, która wraz z innymi kierowcami utknęła na zasypanej drodze, opowiedziała Polsatowi News, że pierwszy raz próbowała zawiadomić służby około godz. 22.
Zadzwoniła pod numer alarmowy 112. Opisała śnieżycę i nieprzejezdną drogę, na co operator odpowiedział: "My się tym nie zajmujemy". Następny telefon wykonała do straży pożarnej. Stamtąd dowiedziała się, że "na miejsce jadą pługi" i że "musi czekać". Poradzono jej, by zadzwoniła do zarządcy dróg.
Zarządca dróg kazał pani Wioletcie dzwonić do wojewody. Ten odesłał ją z powrotem do zarządcy dróg. - W tym czasie śnieg zdążył nam już zasypać samochód. Nie mogliśmy otworzyć drzwi, bo stworzyła się wielka zaspa. Baliśmy się też otworzyć okno. [...] Samochód chwiał się na boki ze względu na wiatr - zrelacjonowała kobieta. Tak wraz z bliską osobą były zmuszone czekać do godz. 7 rano. Bez jedzenia, z resztką wody.
Więcej wiadomości z Polski na stronie głównej Gazeta.pl >>>
W końcu o godz. 2 pojawiła się straż pożarna. Strażak przekazał, że przez ciężarówki pługi nie były w stanie przejechać. - W wyniku tego same pługi też zostały zasypane przez zamieć - powiedziała rozmówczyni Polsat News. - Do czasu pierwszych interwencji, które do nas dotarły, wykonaliśmy chyba z dwadzieścia różnych telefonów - podkreśliła.
Niektórzy kierowcy w miarę możliwości wychodzili z aut i pytali miejscowych, czy mogą się ogrzać w ich domach i skorzystać z toalety. Wójt pobliskich Pawłowiczek powiedział RMF FM, że "zorganizowane zostało miejsce, w którym kierowcy mogli zjeść posiłek i spędzić noc. Niektórzy zostali jednak w autach. Dla nich też była pomoc - strażacy dowozili im kanapki i ciepłe napoje".
Policja twierdzi, że od początku pomagała drogowcom. - Być może walczyli na drugim końcu tego całego zatoru - stwierdziła pani Wioletta. - Nam nikt wtedy nie pomagał - dodała.
Akcja ratunkowa zaczęła się około 3:30. Strażacy holowali auta do odśnieżonej zatoczki. Tam kierowcy czekali, aż odśnieżona zostanie reszta drogi. Pani Wioletcie udało się opuścić "parking" około 13:00. - Pierwsze samochody zaczęły wyjeżdżać około południa - opowiedziała. Uważa, że cała akcja mogłaby trwać znacznie krócej, gdyby ktoś od razu zareagował na zgłoszenia.