To pierwsze Boże Narodzenie po pełnej agresji Rosjan na Ukrainę. Smutne i straszne. Wypełnione śmiercią i cierpieniem. Pierwszy raz obchodzone przez Ukraińców nie według wspólnego z Rosją kalendarza juliańskiego, a razem z nami, Polakami - 25 grudnia. Spędźmy te święta naprawdę razem - przesyłając im wsparcie. Ciepłe myśli, dobre słowo lub pomoc materialną w ramach zbiórki Gazeta.pl i PCPM.
***
Тиха ніч, свята ніч!
Cicha noc, święta noc!
Ой, зітри сльози з віч,
Jasność bije od niej wszem,
Бо Син Божий йде до нас,
Święte dziecko,
Цілий світ любов’ю спас,
Jasne jak gwiazda,
Вітай нам, святе Дитя!
Odpoczywa w spokojnym śnie.
Kalina: Te ostatnie noce w Ukrainie są ciche. Ciche i ciemne. Oglądam je przez ekran smartfona i płaczę. Ale dopiero potem, jak już się rozłączymy z mamą. A potem podchodzę do okna i widzę te miliony światełek. Z szóstego piętra jest niesamowity widok. To kojące. Lubi pani patrzeć na światła miasta?
Mnie to uspokaja. Mam poczucie, że tak tętni życie. W Ukrainie jest cicho. Nie ma dla mnie nic bardziej przerażającego niż cisza. Kojarzy mi się z odchodzeniem.
Te święta po raz pierwszy spędzę sama. Mama została z babcią, która już tylko leży. Są w naszym domu - pod Charkowem. Na szczęście dom jeszcze stoi. Dwa tygodnie temu rakiety spadły 300 metrów dalej.
Tata i brat walczą na froncie. Nie wiem, czy żyją. Nie mieliśmy kontaktu od prawie miesiąca. Czego życzyłabym sobie na te święta? Chciałabym z nimi porozmawiać. Modlę się o to codziennie.
Młodzi ludzie rzadko się modlą, ja też wcześniej nie robiłam tego często. Nawet wcale. A teraz to polubiłam. Mam wrażenie, że to się stało takie naturalne, jak wybuchła wojna. Trzeba było dać sobie jakąś nadzieję.
Jak mi tu jest? Ciągle trochę obco. Dlatego w święta zadzwonię do mamy, włączymy sobie kolędę - cichą noc, tę wersję, która leciała, gdy pani przyszła. Pójdę może do Pampuszki - to taki nowy krośnieński bar, prowadzą go uchodźczynie z Enerhodaru. Tam jest tak trochę raźniej. Trochę jak w domu. Zaprowadzę panią.
Dźwięki ukraińskiej muzyki słychać już z ulicy. Leci akurat ludowa pieśń. Melodia piękna i smutna jednocześnie prowadzi do dużego pomieszczenia, gdzie od progu czuje się Ukrainę. W środku tłum. Gwar niesie się echem w całym budynku.
Pampuszka - ukraiński bar w Krośnie, prowadzony przez uchodźczynie Joanna Zajchowska
Na stołach leżą ręcznie wyszywane obrusy, które przyjechały z Winnicy. Są też gliniane naczynia z obwodu chmielnickiego, a maki na słupach wymalowały enerhodarskie projektantki.
Pampuszka - ukraiński bar prowadzony przez uchodźczynie Joanna Zajchowska
- Dajcie mi tutaj pierożki dla pani - mówi jedna z kobiet w kolorowym wianku na głowie, uchylając drzwi do kuchni.
W krośnieńskiej bursie od marca przebywa grupa Ukrainek z Energodaru. Jak mówią, chciały zacząć działać, robić coś lokalnie. Dzięki wsparciu prezydenta udało się otrzymać dotację od Powiatowego Urzędu Pracy w Krośnie i otworzyć stołówkę. Tak powstała Pampuszka.
Prowadzenie baru przejęła Ludmiła. Pochodzi z wioski w obwodzie chmielnickim i ma polskie korzenie. Została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej za przewodzenie Klubowi Kultury Polskiej w Energodarze i organizację ewakuacji z tego regionu Ukrainy.
- U nas już większy ruch teraz przed świętami. Najczęściej schodzi barszcz, pielmienie i pierogi. W moich stronach barszcz przyrządza się z wiśniami - tłumaczy. Jak dodaje, w całej Ukrainie zupę tę podaje się na 26 sposobów. W obwodzie zaporoskim gotuje się go za to bez buraków. Na żeberkach i smalcu, z dodatkiem pomidorów, marchewki, cebuli oraz kapusty kiszonej i świeżej.
- Gotujemy tutaj tak, jak gotowałyśmy u nas w domu. Każda z nas jest z innego regionu, więc mamy pełen przekrój ukraińskiej kuchni - stwierdza Ludyimiła.
- Musimy mieć jakieś zajęcie. Staramy się trochę oderwać od własnych myśli - dodaje kolejna z kelnerek.
Kobiety zamierzają spędzić święta wspólnie w Pampuszce. Są teraz rodziną, a to jest teraz ich dom. Być może będzie nim już na zawsze.
Ksenia domu już nie ma. Nie wie, czy chce zobaczyć miejsce, gdzie stał. Mówi, że woli go zapamiętać takim, jakim był. A zawsze był to dom otwarty i pachnący pampuszkami. Piekła je babcia, a znajomi Kseni po szkole często przychodzili i potrafili zjeść nawet całą blachę.
Blacha pampuszek w ukraińskim barze mlecznym arch. Pampuszki
- W święta wspólnie piekłyśmy pampuszki do barszczu. Śpiewałyśmy kolędy, babcia uczyła nas tych najstarszych i pamiętam je do dziś. Dużo opowiadała nam o wojnie. Nie spodziewałyśmy się, że jej wspomnienia znów ożyją. Babcia zginęła kilka dni po wybuchu wojny. Trafiła ją zbłąkana kula w momencie, gdy wychodziła z kaplicy - opowiada.
Kseni po policzkach spływają zły. Po chwili dodaje:
- I na te pampuszki nie zdążyłam wziąć od niej przepisu. To będą pierwsze święta, które będą smakować i pachnieć inaczej. Jeszcze to do mnie nie dociera. Ten fakt, że jej już nie ma. Że każde kolejne święta będą inne, bez babci i bez domu.
Płacze. Ciszę przerywa Maria.
Ona i jej prawie dwuletni synek mają wciąż dokąd wrócić, ale nie wiedzą, czy kiedykolwiek będzie to możliwe. Jak mówi kobieta, nawet jeśli Ukraina wygra tę wojnę, to miesiącami będzie trwało odbudowywanie kolosalnych zniszczeń, rozminowywanie miast i wsi.
- Opuszczenie domu było najtrudniejszą decyzją w moim życiu. Wiedziałam, że mogę już nigdy do niego nie wrócić, nigdy nie zobaczyć bliskich. Zwlekałam długo, dlatego z okupowanego Enerhodaru wyjechaliśmy dopiero w sierpniu. Przez pięć dni stałam z synkiem w polach, zanim udało nam się przekroczyć granicę - wspomina.
Jest z nią mąż, więc jest trochę raźniej. Wyjechał z kraju, żeby przywieźć do Polski swoją chorą na raka matkę. W Ukrainie nie miałaby szans na chemioterapię. Brakuje tam wszystkiego.
- Na miejscu została moja mama i babcia. Na te święta życzyłabym sobie, by udało im się wyjechać. Nie wiem tylko, czy będzie to możliwe. Babcia jest już starsza i trochę schorowana. Tata? Przeszedł na stronę okupantów. Nie mam z nim kontaktu - mówi.
Dodaje, że w Krośnie udało się zaznać trochę normalności. - Na początku dużo śpiewałyśmy. Szczególnie wojennych piosenek. To było oczyszczające i pomogło uwolnić emocje. Śpiewałyśmy i płakałyśmy. To była nasza terapia - tłumaczy.
Teraz z innymi kobietami angażuje się w Pampuszkę, występują z piosenkami, tworzą różne projekty. - Dzięki temu widzimy jakiś cel. Ostatnio udało nam się zorganizować dla dzieci Mikołaja. W minionych latach przychodził do nich dziadek mróz. W tym roku dwa razy przyjdzie Mikołaj - podkreśla.
Dzieci z Ukrainy w krośnienskiej bursie otrzymały prezenty od Mikołaja Lyudmiła Kostuszevska
- Praktycznie wszystko, co tutaj zarobimy, wysyłamy do domu. Mama i babcia mieszkają bez światła i ogrzewania. Mają jedynie świece. Ja mam tu dach nad głową, jedzenie. Im bardziej przydadzą się te pieniądze. Wojna w Ukrainie trochę zmieniła pojęcie "mieć wszystko". Teraz "mieć wszystko" to mieć co zjeść, mieć ciepło i żyć - mówi Kalina
Pod Charkowem prądu nie ma już tygodniami. Gdyby nie punkty niezłomności - w których mieszkańcy mogą skorzystać z ładowarek i ogrzać się przy piecach - w ogóle nie miałaby z mamą kontaktu.
- Nawet myślałam, że może powinnam wrócić do domu na te święta. Mama prosiła, żebym obiecała, że tego nie zrobię. Nigdy w życiu tak nie tęskniłam. Najbardziej brakuje mi naszych wieczorów. Codziennie siadałyśmy w kuchni, gotowałyśmy obiad na następny dzień i opowiadałyśmy sobie, jak nam minął dzień. Teraz wiem, że nie mówi mi wszystkiego. Nigdy nie narzeka.
Ksenia mówi, że ciężko jest żyć ze strachem, że bliscy mogą zamarznąć. Mogą w każdej chwili zginąć. Żaden dzień nie jest pewny. Chociaż ostatnie doniesienia z frontu przynoszą nadzieję. Dla Kseni te dni bez ataków, w ciszy, są kojące.
Oczywiście wszechobecna ciemność ją przeraża, ale, jak mówi, niesie też nadzieję, że wiosna przyniesie jeszcze większy spokój. A każdy dzień w ciszy jest dniem bez ostrzału - bez śmierci.
Nadchodzi wieczór. Do Pampuszki klienci już dziś nie przyjdą. Zejdą tu zaraz inne uchodźczynie, porozmawiają, wymienią się informacjami z frontu, a potem przećwiczą polskie kolędy. Za parę dni jadą na koncert do Warszawy do MSZ. Na zaproszenie pani prezydentowej, która odwiedziła ostatnio Pampuszkę.
Gdy wychodzimy na zewnątrz, pada śnieg. Kalina uśmiecha się na ten widok. Dziś powie mamie, że cicha noc może jednak nieść nadzieję.