Sex workerka: Popłakałam się, kiedy zobaczyłam "świadczenie usług seksualnych", zamiast "prostytuowania"

- To, jaką pracę wykonujemy, nie czyni z nas kogoś gorszego, komu nie należą się prawa, poczucie bezpieczeństwa, szacunek i życie bez przemocy - mówi Aleksandra Kluczyk, aktywistka i pracownica seksualna. Razem z dziennikarką Karoliną Rogaską i Olgą Ostrowską działającą w Sex Work Polska stworzyły poradnik "Bez wstydu. Jak pisać o pracy seksualnej". - Zmiana zaczyna się od tego, jak mówimy i jak jesteśmy opisywane. Nie mamy dostępu do polityków, nie zmienimy prawa. Ale językiem możemy wpływać na ludzi.

Dlaczego zdecydowałyście się zająć właśnie językiem - i to tworząc poradnik specjalnie dla osób, które piszą o pracy seksualnej, lub chcą takie pracownice wspierać? 

Aleksandra Kluczyk: Karolina jest dziennikarką, więc słowem operuje na co dzień. Ja działam aktywistycznie w obszarze pracy seksualnej już około czterech lat. Jestem częścią społeczności, więc wiem, co osoby pracujące seksualnie boli, przez co cierpią. Wiem też, jak ważny jest język w kontekście grup marginalizowanych. W swojej pracy zajmuje się tym, co robi stygma, jak działa reprezentacja. Zmiana zaczyna się od tego, jak mówimy i jak jesteśmy opisywane. Nie mamy dostępu do polityków, nie zmienimy prawa, nie wprowadzimy abolicji policji. Ale językiem możemy wpływać na ludzi.

Karolina Rogaska: To, jak media opisują osoby pracujące seksualnie, jest bardzo ważne. Wciąż obowiązuje taki sznyt, żeby robić to w sposób sensacyjny. A nawet jeśli ktoś nie chce w ten sposób pisać, to często brakuje mu narzędzi, żeby to zrobić właściwie, nie dokładając się do stygmatyzacji. Naszym poradnikiem chcemy dać te narzędzia dziennikarkom i dziennikarzom, z nadzieją, że z nich skorzystają.

Zobacz wideo Mateusz Morawiecki o mniejszościach seksualnych. "Jestem gorącym zwolennikiem zachowania prywatności"

Przeczytaj więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl

Zapowiadałam koleżankom z redakcji, że będę z wami rozmawiać. Wtedy przypomniał im się archiwalny tekst, w którym pojawiło się słowo "tirówka". Okazało się, że faktycznie brakuje nam języka. Nie bardzo wiedziałyśmy, co z nim zrobić. Obiecałam, że zapytam, co z tym słowem jest nie tak.

Aleksandra: Ale to jest ciekawe! My mamy poczucie, że w publikacji wciąż wielu rzeczy nie powiedziałyśmy. Nasza publikacja to jest dobry wstęp, ale nie wyczerpuje tematu. No i to są dowody. Dlatego zachęcamy do dialogu. To dobrze, że możemy to wyjaśnić tutaj. Nie, tirówka nie jest poprawnym określeniem i nie należy go używać. Zamiast tego najlepiej napisać "eskortka".

Co z tym określeniem jest nie tak? 

Aleksandra: Ma w sobie pogardę. Może lepiej to będzie widać na przykładzie z innej branży - sprzątaczka jest niewłaściwa, pani sprzątająca jest upupiająca. Ten język jest nacechowany tak, że zawsze wymawiasz to w protekcjonalny sposób. Tak samo jest z określeniami dz**ka, szmata, k**wa. Można te słowa odzyskiwać, jeśli jest się z danej grupy, ale nie można ich po prostu włożyć do słownika, tak jak jest ze słowem queer.

No dobra, z "tirówką" sprawa jest jasna. Ale są pojęcia, jak "prostytucja", które uchodzą za neutralne, a wy postulujecie ich porzucenie. 

Aleksandra: "Prostytucja" jest pejoratywnym określeniem, bo już na poziomie etymologicznym, ma konotacje z towarem, "sprzedawaniem się" [z łac. prostituere - wystawiać na sprzedaż - przyp.red.]. W mowie potocznej występuje jako coś niezgodnego z moralnością - cokolwiek miałoby to znaczyć. Mówi się przecież "polityczna prostytucja".

To jest zakorzenione nie tylko w języku, ale też w popkulturze. Słynne "czy da się zgwałcić prostytutkę", wszystkie "śmieszne" sceny z filmów Olafa Lubaszenko. "Jestem zbyt młody i zbyt przystojny, żeby za to płacić" to tekst zaserwowany przy scenie gwałtu, który utrwalił się i jest stosowany do dziś. To pogłębia stygmę, odbiera podmiotowość.

Ilustracja z publikacji 'Bez stygmy. Jak pisać o pracy seksualnej'Ilustracja z publikacji 'Bez stygmy. Jak pisać o pracy seksualnej' Lidia Sapińska

Dlatego w podkaście "Dwie dupy o dupie" mówicie "słowo na P."

Aleksandra: Ale muszę też przyznać, że ja ostatnio coraz bardziej lubię słowo "prostytutka". Przez długi czas irytowało mnie do tego stopnia, że potrafiłam nie doczytać jakiegoś tekstu, kiedy w nim padało. Dużo pracy wykonałam, żeby to zmienić. Zaczęłam używać tego słowa, próbuję je dla siebie odzyskać. Osoby, z którymi rozmawiam, pytają, czemu to robię. Odpowiadam - bo mogę. Nie robię tego publicznie, ale dla siebie.

Ty możesz, ale to nie znaczy, że pisanie o "prostytucji" jest okej.

Aleksandra: Tak, trzeba tego pilnować. Dyskurs o pracy seksualnej dopiero raczkuje, może iść w bardzo różne strony. I trzeba bardzo dbać o te podstawy, czyli właśnie język.

Karolina: Można mieć dobre intencje i używać tego słowa, ale tylko do momentu, kiedy nie usłyszymy, że to jest niewłaściwe. Kiedy ktoś dowie się, że to słowo jest krzywdzące i wciąż je stosuje, to trudno tu mówić o dobrych intencjach. Wiadomo, zdarza się, że ktoś się zapomni, potem się poprawi, to jest zupełnie naturalne. 

Ludzie naprawdę nie mają wiedzy. Ostatnio współpracowałam z fotografem, który użył tego słowa - myśląc, że jest neutralne. Kiedy wyjaśniłam, dlaczego nie należy się nim posługiwać, od razu się poprawił, zrozumiał. Tak to powinno wyglądać. Wiele osób nadal nie wie, jak mówić o pracy seksualnej. Wierzę, że ten poradnik dotrze do tych, którzy tworzą teksty dla mediów i że to wpłynie na to, jakiego języka wszyscy używamy.

Czy widzicie zmianę w języku stosowanym przez media do opisywania pracy seksualnej?

Aleksandra: Tak, ale to nasza zasługa. Karolina napisała świetną książkę "Bez wstydu. Sekspraca w Polsce", ja prowadzę audycję "Dwie dupy o dupie" w newonce radio. My wiemy, jak dużo pracy kosztuje dobranie odpowiednich zdjęć, które nie będą fetyszyzujące, wybranie dobrego nagłówka, który nie zrobi krzywdy tekstowi, pisanie o naszych prawach pracowniczych, o tym, co naprawdę jest ważne. W każdym wywiadzie, jakiego udzielam, dbam o to, żeby wszystkie użyte tam słowa były właściwe. Ta zmiana wychodzi w dużym stopniu od nas. 

I macie coraz większą siłę przebicia. 

Aleksandra: Ostatnio do audycji przygotowywałyśmy odcinek o HIV.

Przed programem czytałam materiały o AIDS z kampanii sponsorowanej przez ministerstwo zdrowia. Pada tam pojęcie "świadczenie usług seksualnych" a nie "prostytuowanie się". I to jest taka głupota, ale ja się popłakałam ze wzruszenia. Takie małe rzeczy i taka reprezentacja - nie przesadzając - ratuje życie.

Karolina. Chociaż zaczynamy w mediach wracać do jakości, to wciąż sensacyjność jest traktowana jako główny sposób przekazywania informacji. Ostatnio kliknęłam taki nagłówek, "Katarzyna Cichopek pocałowała ukochanego na kanapie". Myślę sobie, że chodzi o Kurzajewskiego, a w tekście wychodzi, że to jest o piesku. Media wciąż mają taki model działania - model sensacyjności. Widzę, że ten język się zmienia, ale przede wszystkim w naszej bańce. Dlatego jest jeszcze dużo do zrobienia. Wielu ludzi może mieć dobre intencje, ale brakuje wiedzy. Język warto zmieniać nie tylko na prawicy, ale i w liberalnym czy lewicowym środowisku. 

Aleksandra: Taki jest wpływ neoliberralnej polityki na media i na dzienniakarstwo. Dziennikarze nie mogą sobie pozwolić na zaangażowaną pracę, bo to się nie klika. I ja mam dla nich jakiś rodzaj wyrozumiałości, ale mam też duże oczekiwania, bo media mają do odegrania bardzo ważną rolę w kształtowaniu dyskursu i - jakkolwiek patetycznie to brzmi - po prostu świata. Może to kwestia tego, że marzy mi się inny świat, ale... małe kroczki.

Jak ten inny, medialny świat, chcecie budować? 

Aleksandra: Zdajemy sobie sprawę, że narracja mizoginistyczna, queerfobiczna, whorefobiczna [dyskryminująca osoby pracujące seksualnie - przyp. red] jest zakorzeniona w patriarchacie, czyli funkcjonuje od jakichś pięciu tysięcy lat. To kształtuje nasz dyskurs medialny, filmy, popkulturę.

Osoby tkwią w błędzie, nie zdając sobie z tego sprawy. W poradniku nie wyśmiewamy tego, nie oceniamy, nie wkurzamy się na to, bo to rozumiemy. To, co możemy zrobić, jako ekspertki, to podzielić się odpowiednimi narzędziami.

Zależało nam, żeby osoby, które czytają naszą publikację, mogły zrozumieć, o czym do nich piszemy. Dlatego nasz poradnik zaczęłyśmy od słownika. Są tam pojęcia nie tylko związane z pracą seksualną, ale też z feminizmem, aktywizmem, queerem. 

Ilustracja z publikacji 'Bez stygmy. Jak pisać o pracy seksualnej'Ilustracja z publikacji 'Bez stygmy. Jak pisać o pracy seksualnej' Lidia Sapińska

Co jeszcze znajdziemy w poradniku "Bez stygmy"?

Aleksandra: Chciałyśmy zebrać wszystkie najważniejsze informacje w jednym miejscu, dlatego podajemy też, np. gdzie osoby pracujące seksualnie mogą szukać pomocy w różnych trudnych sytuacjach - jeżeli potrzebują aborcji, tabletki "dzień po", są w kryzysie bezdomności, czy brakuje im rzeczy do pracy. Wypisałyśmy też listę zaprzyjaźnionych organizacji, bo to jest bardzo ważne, żeby czuć się bezpiecznie. Mega istotne są porady spisane przez Karolinę o tym, jak osoby pracujące seksualnie mogą korzystać ze swoich praw, wypowiadając się w mediach. Bardzo wiele osób pracujących nie chce się outować, wypowiadać medialnie. Mają do tego prawo. Ale te, które się na to decydują, wykonują ogromną, bohaterską pracę i super, żeby nie dostały za to po dupie.

Karolina: Zawód dziennikarki jest dla mnie ważny, to moja praca i ma specjalne miejsce w moim sercu. Ale wiem, jak działają media w Polsce. Dlatego nie dziwię się, że osoby pracujące seksualnie, nawet chcąc się otworzyć, obawiają się dziennikarzy i dziennikarek.

Bo osoby czasem piszą o pracy seksualnej, chcąc po prostu nabić sobie kliki. Takie teksty pogłębiają stygmatyzację. A ja wierzę, że osoby tworzące treści w mediach powinny dbać o swoje bohaterki i bohaterów.

Aleksandra: To są też nasze doświadczenia. We wstępie piszę o tym, że ta publikacja powstała ze zmęczenia tym, jak to teraz wygląda. Jeśli mogę ją po prostu wysłać, zamiast przechodzić kolejny raz całą tę przeprawę, to jest to ogromne odciążenie.

Jednym z zarzutów, dotyczących używania proponowanych przez was określeń, jest nazywanie ich "nowomową". 

Karolina: Kwestie językowe są w Polsce bardzo wrażliwe. A język wciąż się zmienia. Mówimy zupełnie inaczej, nie tylko niż tysiąc, ale też niż 20 lat temu. I ten język będzie dalej ewoluować. Wydaje mi się, że problem polega też na tym, że w języku polskim mamy bardzo mało pojęć do opisywania grup dyskryminowanych. I dlatego, opowiadając o swojej książce "Bez wstydu", wciąż spotykam się z pytaniami - dlaczego używam określenia eskortka, jak to jest przecież z angielskiego. Ale w Polsce jeszcze nie mamy lepszego określenia. 

Aleksandra: Jeżeli mówienie "praca seksualna" może pomóc włączać i utrwalać nasz główny postulat - czyli traktowanie świadczenia usług seksualnych jako właśnie pracy - to po prostu to róbmy.

Jest nawet taki żart - oszczędzam czas pisząc "cb" i "sb" [skróty od "ciebie" i "siebie" - przyp.red] , żeby móc mówić "osoba pracująca seksualnie". 

Karolina: To jest kwestia intencji i dobrej woli. Ale zawsze będą osoby, które będą robić z siebie językoznawców czy ekspertów od pracy seksualnej, przeciwstawiając się tym zmianom języka. 

No właśnie. Czy macie certyfikat profesora Miodka? Czy Rada Języka Polskiego wyraziła już zgodę?

Aleksandra: Świat idzie do przodu bardzo szybko, ten cały urzędowy proces, ale też zwyczajnie ludzkie mózgi, za tym nie nadążają. Dlatego w tym wszystkim chodzi tak naprawdę o empatię i słuchanie, jakie mają potrzeby osoby z grupy marginalizowanej. Jeśli naszą potrzebą jest nazywanie nas z szacunkiem, to myślę, że to niedużo, prawda?

Karolina: To, że ludzie wzbraniają się przed używaniem języka, który nie jest raniący, wynika z jakiegoś rodzaju egoizmu. Z przekonania, że "moja racja jest najmojsza".

Pamiętam bardzo dobrze, jak toczyła się dyskusja o słowie na "M", dotyczącym osób czarnych. Śledziłam to na Facebooku. Jakiś pan napisał "a mi to słowo nie przeszkadza". Weszłam na jego profil - oczywiście okazało się, że jest białym typem po 50. No i jemu nie przeszkadza, ale jakie to ma znaczenie.

Aleksandra: Nasza publikacja nie traktuje czytelnika jak durnia, ale ten poradnik nie jest też "proszeniem się" o cokolwiek. Dajemy jasne wytyczne, jako specjalistki w tej dziedzinie. Nie prosimy, żebyście dali nam nasze prawa.

Podobna dyskusja toczyła się w kontekście Ukrainy. Dopiero niedawno językoznawcy uznali, że rekomendowana forma to "w Ukrainie", nie "na", chociaż osoby z tego kraju mówiły o tym od dawna.

Aleksandra: Po ogłoszeniu tej decyzji Rady Języka Polskiego napisałam mojej przyjaciółce, że mam nadzieję, że nie będę musiała zginąć w wojnie, żeby Polacy zaczęli mówić "praca seksualna" a nie "prostytucja". To był małośmieszny żart, ale myślę, że nie przesadzam. Język, zarządzanie nim, ma taką siłę. W przypadku Ukrainy dopiero po rosyjskiej agresji w lutym zaczęto stosować formę, o którą grupa, której to dotyczy, od dawna prosiła. 

No dobrze, ale wciąż pojawiają się głosy, że nie możecie mówić za wszystkie pracownice. Że wychodzicie z uprzywilejowanej pozycji. 

Aleksandra: Dla mnie to jest bardzo trudny temat. Zostałam tym zbombardowana w szczycie popularności podkastu. Sama zaczęłam się zastanawiać, czy ja nie jestem faktycznie uprzywilejowana i nie powinnam zamknąć mordy. To była abstrakcyjna sytuacja. Wiem, jaki mam background, z jakiej jestem rodziny, że nie mam na czynsz, jestem w ciągu… i w takim momencie siedzę, i się zastanawiam nad swoim przywilejem. 

Teraz jestem już na takim etapie, że mogę powiedzieć, że mój background był jaki był, ale też wiele rzeczy udało mi się wyrobić ciężką pracą - nie mając tych bogatych rodziców, własnościowego mieszkania w Warszawie, studiów za granicą, czy studiów w ogóle. Jestem w innej pozycji, niż na początku. I można powiedzieć, że jest ona uprzywilejowana, ale też warto zapytać, względem kogo. Przywilej jest kontekstualny, a ja wykorzystuję swój, żeby budować platformę, być reprezentacją dla osób, które nawet nie pomyślą, że da się tak mówić o naszej pracy. Nie wiedzą, że mogą dzielić się swoim doświadczeniem i być z niego dumne. Powiem to jeszcze raz - reprezentacja ratuje życie. To nie jest tylko o pracy seksualnej, ale też np. o osobach ze społeczności LGBTQIAP. 

Ilustracja z publikacji 'Bez stygmy. Jak pisać o pracy seksualnej'Ilustracja z publikacji 'Bez stygmy. Jak pisać o pracy seksualnej' Lidia Sapińska

Mówisz o swojej pozycji, ale przecież poradnik pisała z wami też Olga, która zajmuje się outreachem - odwiedza miejsca, w których pracują osoby z różnych sektorów, żeby je wspierać. 

Aleksandra: Te z nas, które wykonują tę pracę aktywistyczną, rozmawiają z bardzo rożnymi osobami pracującymi seksualnie. Agata Dziuban, [naukowczyni i działaczka na rzecz osób pracujących seksualnie - przyp. red.] robi to już od 12 lat. Sex Work Polska, najprężniej działająca sieć osób wykonujących pracę seksualną, zajmuje się tym od początku istnienia. To jest o tym, kogo w Polsce traktujemy, jak ekspertów - czy tych, którzy mają znane nazwisko, czy te osoby, które mają faktyczną wiedzę, doświadczenie, które rozumieją, czego potrzebują, bo to dotyczy ich życia.

Whorefobia nie występuje tylko w języku opisującym pracę seksualną, ale też w pojęciach, których używamy w debacie publicznej. 

Karolina: W dyskusjach politycznych jest tego bardzo dużo, ale to nie jest jedyny problem. Wciąż pojawiają się wypowiedzi homofobiczne, czy dyskryminujące osoby cierpiące na choroby psychicznie. A to, jak mówią między sobą politycy, wpływa na to, jak mówi społeczeństwo.

Aleksandra: Na lewicy pojawiały się takie głosy, że laska jak uprawia seks z typami z Tindera, to super, odzyskuje swoją seksualność. Ale jak robi to za pieniądze, to automatycznie jest ofiarą. To też jest o hierarchii - że te "ku**y" muszą być zawsze najniżej. Niby przejmowane są takie określenia jak "slut" [z ang. zdzira - przyp. red], ale i tak jest rozróżnienie - że bycie "sluty" to nie jest jednak "bycie ku**ą". Bo to nie jest za pieniądze.

Określenia, jakich używamy to jedno. Ale ważne są też role, w jakie wtłaczamy osoby zajmujące się pracą seksualną. 

Aleksandra: Chodzi o to, żeby zrozumieć, że praca seksualna to praca. Osoby wykonują ją na bardzo różnych etapach swojego życia. Ja sama przez te cztery lata miałam różne momenty. Czasem dorabiałam sobie do "kieszonkowego" - którego z resztą nie miałam. Bywały też takie okresy, kiedy to dzięki takiej pracy mogłam zajmować się aktywizmem, albo pracowałam po prostu, żeby zapłacić za czynsz i jakoś przeżyć. Zdarzyło się też, że mogłam sobie kupić nową torebkę i pojechać na wakacje pierwszy raz od półtora roku. Jeżeli nie robimy z pracy seksualnej czegoś wyjątkowego, to to jest oczywiste. Przecież jak zapytasz kogoś, kto pracuje w hucie, na co wydawał ostatnio pieniądze, to te odpowiedzi też będą różne. 

Ale w przypadku pracy seksualnej od razu pojawia się podejrzliwość i pytania o "przymus ekonomiczny".

Aleksandra: My bardzo łatwo określamy ofiary. Osoba pracująca seksualnie jest ofiarą, osoba po gwałcie jest ofiarą, osoba zażywająca problematyczne substancje jest ofiarą... a prawda jest taka, że często jesteśmy osobami, które zajebiście sobie radzą, biorąc pod uwagę to, jakich rzeczy doświadczamy. Zmagamy się z przemocą, ze stresem mniejszościowym. To, jak sobie z tym radzimy, jest i tak godne pochwały i wymaga od nas bardzo dużo siły, bardzo dużo zaangażowania. Nie jesteśmy słabymi ofiarami, które nie mogą mówić same za siebie i same decydować.

Karolina: Niektórzy chcieliby wydawać pieczątkę, czy możesz decydować samodzielnie i świadomie o swoim życiu, czy nie. Wkładanie osób pracujących seksualnie w taką rolę - nieświadomej, zahukanej ofiary, wynika z patriarchatu i potrzeby wmawiania kobietom, że one nie wiedzą, co robią - ktoś musi przyjść i się nimi zająć.

Aleksandra: Problem w tym, że to działa tylko, kiedy takie osoby są posłuszne. A kiedy ta grupa się wyemancypuje, sama za siebie mówi, czego potrzebuje, to nagle lewica parlamentarna nie jest tym zainteresowana. Bo nie może ich zbawiać.

W USA debata na ten temat toczyła się w latach 70. i 80. - dziś określana jest "wojnami seksualnymi". Czy w Polsce taka wojna dziś trwa? 

Aleksandra: Ta dyskusja dzieje się na Instagramie i w mediach społecznościowych. Kiedyś byłam w to bardzo zaangażowana i bardzo mocno się tym wypalałam. Teraz nie będę o pracy seksualnej rozmawiać z osobą, której coś się wydaje, bo przeczytała badania sprzed 30 lat, które zostały wielokrotnie obalone. Nie zgadzam się z tym, żeby każda osoba, która ma jakieś zdanie, mogła przyjść i dyskutować ze mną, jakby jej opinia była równie ważna, co moja, chociaż to ja mam ekspercką wiedzę i doświadczenie. Wolę się skupić na robieniu podkastu, czy wywiadu, który dotrze szerzej.

Karolina: SWERF-fy (ang. sex worker-exclusionary radical feminist - przyp. red.) wciąż czasem dostają platformę w mainstreamowych mediach, ale myślę, że to się będzie zmieniało. Niestety, takie osoby potrafią brzmieć bardzo mądrze, mówią okrągłymi zdaniami, nawijają makaron na uszy. Niezorientowana osoba się w tym pogubi. Wtedy idzie w świat przekaz, że są to osoby eksperckie w tym temacie - a nie są. Dlatego, jak ktoś pisze o pracy seksualnej, to niech pamięta, że internecie można po prostu odnaleźć osoby wykonujące tę pracę i zapytać je o zdanie. Albo ewentualnie skorzystać z naszej publikacji. Praca dziennikarska to jest zawód, który wpływa na rzeczywistość i na życie innych. To dbanie o rzetelność jest po prostu ważne.

Aleksandra: Tak naprawdę każdy kolejny whorefobiczny tekst, to tylko jedna mała cegiełka do tej potężnej masy, która narastała przez wieki. A każda rzecz, którą my mówimy same o sobie, która to myślenie obala, zderza się z nim i je dekonstruuje, jest istotna, jest zmianą, jest rewolucją. Na poziomie pojedynczych osób, dbania o społeczność chciałabym, żeby w przestrzeni medialnej na takie wypowiedzi nie było już miejsca, bo to jest przemoc.

Jestem osobą pracują seksualnie i wiem jaką to robi nam krzywdę. Wpływa na samoocenę, poczucie bezpieczeństwa, podbija autostygmę. Ale bardzo mnie uspokaja to, że ich teksty nic nie zmieniają. Każda nasza rzecz jest rewolucyjna - ich idzie do całego tego gn*ju. I znika, rozpuszcza się. 

Ilustracja z publikacji 'Bez stygmy. Jak pisać o pracy seksualnej'Ilustracja z publikacji 'Bez stygmy. Jak pisać o pracy seksualnej' Lidia Sapińska

Dlaczego tak trudno jest zmienić sposób, w jaki mówimy o pracy seksualnej? 

Aleksandra: To jest też po prostu o seksie, o tym, jakim jest tabu - przez normatywne podejście, przez Kościół, przez całe to g*wno. Dlatego wciąż nie rozumiemy, że seks może być pracą. No i to nic dziwnego, bo przecież wciąż nie mamy też rozpoznanej pracy opiekuńczej, pracy z emocjami, z intymnością. A co dopiero pracy seksualnej. To jest zupełnie zaniedbany rejon. Silvia Federici, która mówi o nieodpłatnej pracy reprodukcyjnej kobiet, nie jest wybitnie popularną filozofką w Polsce. Jednym jest przyznanie w rozmowie, że praca seksualna to po prostu praca, ale danie praw to jest ukonstytuowanie osoby, podwyższenie statusu społecznego kogoś, kto zawsze był na dole hierarchii. Nasza publikacja to jest jakiś kroczek, żeby na tym poziomie rozpocząć szerszą dyskusję.

No dobrze, to w trzech zdaniach, jakby ktoś nie miał czasu od razu czytać całego poradnika. Jak pisać o osobach pracujących seksualnie? 

Aleksandra: Z szacunkiem. Bez nastawienia na sensację i z otwartością, na to, że doświadczenia, o których słyszymy, mogą odbiegać od naszej moralności, mindsetu czy tego, co nam się mieści w bani. Trzeba pamiętać, że osoby pracujące seksualnie nie dzielą się swoimi historiami po to, żeby być oceniane czy rozliczane, tylko po to, żeby zostały wysłuchane. To, jaką pracę wykonujemy, nie czyni z nas kogoś gorszego, komu nie należą się prawa, poczucie bezpieczeństwa, szacunek i życie bez przemocy.

**********

Aleksandra Kluczyk - osoba pracująca seksualnie, współprowadząca audycje w newonce.radio dwie dupy o dupie i autorka zina - zbioru reprezentacji osób pracujących seksualnie "Save us From Saviours".

Karolina Rogaska - dziennikarka związana z tygodnikiem "Newsweek". Absolwentka psychologii na Uniwersytecie Warszawskim i Polskiej Szkoły Reportażu. Współtwórczyni poradnika „Jak pisać i mówić o osobach LGBT+" i autorka książki reporterskiej "Bez wstydu" o pracy seksualnej w Polsce.

Więcej o: